Zelwerowicz należał do najsłynniejszych polskich nauczycieli gry aktorskiej. Zaliczał się do najwybitniejszych aktorów, a także do najśmielszych i najbardziej oryginalnych inscenizatorów polskiego teatru. Był prawdziwym Człowiekiem Teatru, przez swoją wielość kompetencji: aktora, reżysera, dyrektora scen i w końcu wybitnego pedagoga. Zachowały się "Gawędy" Zelwerowicza o jego życiu, ale jest to raczej impresja na temat. Był to bowiem człowiek wielu przemian, burzliwego formowania się. Jednocześnie jest w jego postaci coś stałego: jest nieodrodnym synem tego ideału teatru, który kształtował się w Krakowie na przełomie XIX i XX wieku.
W tym roku przypada 140. rocznica urodzin Aleksandra Zelwerowicza, który powitał świat krzykiem 14 sierpnia 1877 w Lublinie, zmarł zaś 18 czerwca 1955 w Warszawie – jednego z najwybitniejszych polskich aktorów, reżyserów, dyrektorów teatrów, pedagogów, który stał się ojcem duchowym pokoleń artystów - jak przyjęło się mówić - z najwyższej półki; najlepszych z najlepszych.
Ukończył Klasę Dykcji i Deklamacji oraz Szkołę Handlową Kronenberga w Warszawie. Debiutował w "Komedii omyłek" Szekspira w teatrze ogródkowym w 1896. Po rocznym pobycie i studiach w Genewie w 1899 zaangażował się do teatru łódzkiego, gdzie w sezonie teatralnym 1899-1900 rozpoczął w trupie Michała Wołowskiego swój pierwszy etap zawodowej pracy aktora. Następnie w Teatrze Miejskim w Krakowie, w latach 1900-1908 ujawnił talent komediowy i charakterystyczny. Z biegiem lat rozszerzył repertuar o role dramatyczne, nasycone ironią i sarkazmem. Jego dorobek twórczy obejmuje ok. 900 ról. Sztuka aktorska Zelwerowicza nie poddaje się jednoznacznym definicjom. Realista, perfekcjonista czerpał inspiracje z rozmaitych stylów i kierunków: naturalizmu, modernizmu czy ekspresjonizmu, zachowując jednak własny ton, styl, urodę przekazu.
Był dyrektorem scen w Łodzi i Wilnie, dyrektorem Teatru Narodowego w Warszawie. Występował gościnnie w Poznaniu, Wilnie i Lublinie. Reżyserował również i występował gościnnie w Rydze i w Pradze. W 1925 został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. A były to czasy, gdy odznaczenia państwowe faktycznie ZNACZYŁY i były zaszczytem DOCENY ogromu pracy, zaangażowania, profesjonalizmu, Talentu, a nie jeno doraźnych, koniunkturalnych (powiedzmy) 'uwarunkowań' i... 'deptanych ścieżek'... Zelwerowicz przenigdy nie uprawiał -- że się tak wyrażę -- 'osobistego auto-marketingu'... Był klasą w sobie i dla siebie ten pełnokrwisty Arystokrata Ducha, Słowa, Intelektu.
Słynny ZELWER był głównym inicjatorem, ojcem -- w zasadzie twórcą, choć niektórzy teatrolodzy piszą, że współtwórcą polskiego szkolnictwa teatralnego. W 1932 doprowadził do powstania Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, pierwszej polskiej nowoczesnej uczelni kształcącej aktorów i reżyserów. Był dyrektorem PIST-u w latach 1932-1936 i reaktywował Instytut w Łodzi po wojnie. W 1937 został odznaczony Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury za: "szerzenie zamiłowania do polskiej literatury dramatycznej."
W biografii jest mowa o skomplikowanych relacjach prywatnych aktora. Począwszy od domu rodzinnego, poprzez małżeństwa, aż po relacje z dziećmi: z ich emigracją z Polski aktor nigdy się nie pogodził. A także o okupacyjnym bohaterstwie. Podczas II wojny światowej ukrywał działacza Bundu i prezesa Rady Pomocy Żydom "Żegota" Leona Feinera, za co pośmiertnie w 1977 roku został odznaczony, wraz z córką Leną, medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.
Jak już wspomniałem Zelwerowicz wykreował około 900 ról. Był obdarzony doskonałą pamięcią i aktorską intuicją. Grał barwnie, wyraziście, żywiołowo, z wielką łatwością i wyczuciem ulegał transformacjom. Był wyczulony na barwę, rytm i tempo słowa padającego ze sceny. Potrafił skupiać na sobie uwagę widza zarówno w lżejszym, jak i ambitnym repertuarze.
"(...) Zelwerowicz nie cenił 'gry na zimno'." -- pisała Barbara Osterloff -- "Odwrotnie, lubił w aktorstwie barwy mocne, wyrazistość, soczystość, temperament, improwizację; tego wymagał od swoich uczniów. Sam jednak potrafił zbudować postać zdumiewająco odmienną, utrzymaną w subtelnych półtonach i niedopowiedzeniach, np. w sztukach Jerzego Szaniawskiego (...)" ("Kwartalnik Filmowy" 2002, nr 37-38)
Ceniony reżyser, głównie komedii np. Fredry i Blizińskiego, przygotował około 280 przedstawień. Sam też bardzo często występował w sztukach Fredry, Moliera i komedii oświeceniowej, ale bliski był mu także repertuar polskiego romantyzmu i dramaturgia współczesna. Świetnie kreował role charakterystyczne, brawurowo grał w farsach.
"(...) wpadła na scenę jakaś niesamowita figura" -- pisał o jednej z jego soczystych farsowych ról Wilam Horzyca. - "(...) stanęła na jednej nodze, okręciwszy się dookoła, wywinęła pirueta, potoczyła się ku drzwiom po lewej, by natychmiast w bachicznych podrygach znaleźć się znów na środku sceny i jak jakiś ogromny, ponadludzki bąk okrążyć stojący na środku stół, potem raz jeszcze okręcić się na jednej nodze (...), zasalutować komuś w powietrzu unoszącemu się nad widownią i wreszcie klapnąć niespodziewanie na krzesło (...)" (W. Horzyca, "Aleksander Zelwerowicz" , Warszawa 1935).
W realistycznej grze Zelwerowicza wyrazistość nie oznaczała jednowymiarowości. Przeciwnie, zarówno w komediach, jak i w repertuarze dramatycznym potrafił zazwyczaj pokazać wielopłaszczyznowość postaci. Z dramatyczną werwą kreował ludzi cierpiących i rozdartych. Nieobce mu były poszukiwania formalne, potrafił korzystać z nowatorskich kierunków, ale się w nich nie zasklepiał, nie traktował doktrynersko. Często dawało to znakomite rezultaty, czasami oznaczało niepowodzenie.
MONIKA MOKRZYCKA-POKORA napisała o Nim wybitny szkic – traktat, którego fragment przytoczę:
"" Zelwerowicz miał więc na swoim koncie prawdziwe kreacje, role kontrowersyjne i porażki. Był aktorem bardzo wszechstronnym. I tak na przykład w niektórych rolach wykorzystywał groteskę, w innych pokazywał siłę aktorskiego przeżycia, gdzie indziej znowu posługiwał się deformacją czy wyolbrzymieniem. W stylu naturalistycznym zaprezentował sceniczną sylwetkę zakonnika w "Odrodzeniu" Schönthana i Koppel-Ellfelda, posługując się środkami zaczerpniętymi z teatru ekspresjonistycznego zagrał barona Regnarda w reżyserowanym przez siebie dramacie Leonida Andrejewa "Ten, którego biją po twarzy" (1922). Jego nowatorstwo miało jednak granice wytyczone przez swoisty teatralny zmysł i umiłowanie starego teatru. Leon Schiller nazywał go więc burzycielem i tradycjonalistą w jednym.
Od 1911 roku aktor występował także z powodzeniem w filmach, przede wszystkim w rolach drugoplanowych. Zagrał m.in. w obrazach Edwarda Puchalskiego -- Zagłobę w "Obronie Częstochowy" wg Sienkiewiczowskiego Potopu (1913) i Aleksandra Wielopolskiego w "Roku 1863" na motywach Wiernej rzeki Stefana Żeromskiego (1922). Występował w komediach, m.in. jako Kowalski w "Dwóch Joasiach" Mieczysława Krawicza (1935). W "Granicy" wg Zofii Nałkowskiej w reżyserii Józefa Lejtesa zagrał ojca Zenona (1938), a w "Ludziach Wisły" Aleksandra Forda i Jerzego Zarzyckiego wcielił się w postać Polońskiego (1938).
Bardzo wcześnie, bo jeszcze w okresie pracy w teatrze krakowskim, objawiły się pedagogiczne talenty Zelwerowicza. Młody aktor otrzymał wówczas propozycję udzielania lekcji recytacji i gry scenicznej. Od 1918 roku wykładał w Warszawskiej Szkole Dramatycznej, a od 1921 roku w Szkole Dramatycznej przy Konserwatorium Warszawskim. Dwa lata później został jej kierownikiem i przeprowadził gruntowne reformy nauczania. Szkołę prowadził do 1929 roku, a później ponownie od 1931 roku. W 1932 roku została ona przekształcona w Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, któremu Zelwerowicz dyrektorował do 1936 roku. W PIST-cie praktyczną naukę zawodu pedagog uzupełnił o przedmioty teoretyczne, na które kładł mocny nacisk.
Studenci uczyli się poza tym pracy organizacyjnej w zespole, brali udział w firmowanych przez szkołę pokazach na cele publiczne. Organizowano także pokazy swojej pracy i dyskusje nad nią, ale wszystko to odbywało się w ramach uczelni. Zelwerowicz nie zezwalał bowiem na równoczesne studiowanie i pracę na zawodowej scenie. Po wojnie, w 1945 roku, w Łodzi Zelwerowicz odtworzył PIST, ale kierował nim jedynie rok. W 1947 roku wyjechał do Warszawy i uruchomił tam Państwową Szkołę Dramatyczną (przemianowaną później na PWST - Państwową Wyższą Szkołę Teatralną), był jej rektorem do 1949 roku, a potem profesorem i honorowym rektorem do końca życia. W 1955 roku warszawskiej uczelni nadano jego imię.""
Aktor nie traktował nigdy działalności pedagogicznej jako pracy "dodatkowej", którą prowadziłby na marginesie swojej artystycznej aktywności. Nauczanie było jego wielką namiętnością. Zwracał uwagę na rzemiosło i talent, ale także na teoretyczne wykształcenie i wychowanie aktora. Chciał, by jego podopieczni nabrali przekonania, że teatr to misja społeczna, działanie na rzecz narodu. Studenci, obok naturalnego zainteresowania własną karierą, powinni umieć pracować z zespołem, patrzeć na dzieło teatralne z perspektywy wspólnego wysiłku wielu twórców.
Zelwerowicz interesował się nie tylko postępami w nauce swoich wychowanków, ale także ich życiem prywatnym, którego poznanie pozwalało mu na bardziej wnikliwe zrozumienie młodego adepta. Wielu zresztą zarzucało mu właśnie zbyt natarczywą ingerencję w sprawy osobiste studentów. Jednak jako pedagog chciał być blisko człowieka. Swoich wychowanków często wspierał, także finansowo. Niejednokrotnie czynił przykre uwagi nie dla zadośćuczynienia złośliwości, lecz aby pomóc aktorowi w poznaniu samego siebie. Uważał, że taka świadomość, zdanie sobie sprawy także ze swoich ograniczeń, może być pomocna w działalności artystycznej.
"Jednym ze szczególnych walorów Zelwerowicza-pedagoga była umiejętność przewalczania w uczniach zahamowań i wstydów tak bardzo utrudniających im pierwsze kroki w nauce aktorstwa. Zelwer nazywał te zabiegi „otwieraniem delikwentów” i przeprowadzał je z bezwzględną stanowczością. Dla dobra uczniów -- był ich kochającym "katem"... Od tego zawsze zaczynała się jego praca z uczniami pierwszego roku." -- Jan Kreczmar
"(...) Z Zelwerem łączy mi się coś, co nazwałbym moralnością pedagoga" - wspominał jeden z jego uczniów, Aleksander Bardini, student Wydziału Aktorskiego i Wydziału Reżyserskiego przedwojennego PIST-u. -- "Składały się na nią, przy nieustannej działalności artystycznej, pasja, oddanie - i nie waham się tak powiedzieć - poczucie pewnej misji do spełnienia. Dzisiaj dopiero rozumiem, że to, co dla nas młodych, głupich i zapalonych było kolorową, upajającą egzotyką, przygodą, w rzeczywistości było wielką lekcją szacunku dla pracy, dla teatru i dla drugiego człowieka." (w: "Pamiętnik Teatralny" 1995, z.1-2).
W czasie okupacji Zelwerowicz wycofał się z życia teatralnego. Pracował jako kasjer i intendent w Domu Czerwonego Krzyża w Oryszewie. W czasie Powstania Warszawskiego współpracował z Radą Główną Opiekuńczą, w swoim warszawskim mieszkaniu ukrywał Żydów. Po wojnie mieszkał najpierw w Lublinie, a potem w Łodzi, gdzie zaangażował się w działalność Teatru Wojska Polskiego.
W 1945 roku wystąpił jako Ksiądz w "Weselu" Wyspiańskiego w reżyserii Jacka Woszczerowicza -- jednym z pierwszych powojennych spektakli w Polsce. W tym samym roku reżyserował tutaj także "Świętoszka" Moliera. Później z wielką siłą i wzruszeniem wcielił się w postać Żebraka z "Elektry" Jeana Giraudoux (1946) -- znakomitej inscenizacji Edmunda Wiercińskiego przygotowanej na nowej Scenie Poetyckiej działającej przy łódzkim teatrze. W okresie powojennym występował w swoich popisowych rolach.
W Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi zagrał jeszcze m.in. Pana Jowialskiego w komedii Fredry (reż. Henryk Szletyński, 1945) oraz Pana Damazego w sztuce Blizińskiego w swojej inscenizacji (1946), a na deskach warszawskiego Teatru Polskiego wcielił się m.in. w postaci inspektora Goole'a w "Pan inspektor przyszedł" Johna Boyntona Priestleya (reż. Zelwerowicz, 1947) i Majora w "Fantazym" Słowackiego (reż. Edmund Wierciński, 1948). Ze sceną Zelwerowicz pożegnał się doskonałą rolą Jaskrowicza w "Grzechu" Stefana Żeromskiego zagraną w 1954 roku podczas międzynarodowego festiwalu teatralnego w Paryżu. Emigracyjna publiczność witała go owacyjnie, z wielką atencją i wzruszeniem.
Wiele osób interesujących się teatrem i jego historią wie, że Zelwerowicz miał pewien 'problem': był uzależniony od pożarów... Pisali we wspomnieniach Jego uczniowie, między innymi Wiesław Gołas, Jerzy Dobrowolski, Mieczysław Czechowicz; wspominał mi o tym także Franciszek Pieczka w rozmowie. Tak. Kiedy coś się w okolicy paliło, natychmiast jechał popatrzeć. Był ze strażą pożarną umówiony, że w razie pożaru będą go zawiadamiać. Dzwonili do niego i jechał. Potrafił nawet przerwać próbę...
HANKA BIELICKA na moje pytanie o powód tego uzależnienia -- skwitowała mi w rozmowie: -- On sam był jak ten żywioł ognia... Ogień nie jest rzeczą fizyczną, jest raczej siłą - mistyczną i tajemniczą. Ludzie żywiołu ognia postrzegają świat poprzez intuicję, ufają swojemu instynktowi, bowiem intuicja ich rzadko ich zawodzi, sporadycznie się myli. Osoby żywiołu ognia mają silne poczucie własnej wartości i siły. Podobnie jak ogień, nie zważają na nic i na nikogo na swojej drodze. Po prostu idą szybko przed siebie. Ogień nie lubi stagnacji, zawsze musi rozprzestrzeniać się i wciąż docierać do nowych miejsc...
--------------------------------------------------------------------
Pośmiertnie wydano wspomnienia Zelwerowicza "Gawędy starego komedianta" (Warszawa, 1958), tom "O sztuce teatralnej. Artykuły - wspomnienia - wywiady z lat 1908-1954" (wybór i oprac. B. Osterloff, Wrocław 1993) oraz "Listy" (wstęp, wybór i oprac.: B. Osterloff, Warszawa1999).
Oprac.: Marr jr.
Inne tematy w dziale Kultura