Jeśli jesteś samotna(y), nikogo nie oswoiłeś. Nikt ciebie nie oswoił, jesteś dla innych różą w ogrodzie miliona róż. Ile galaktyk potrzeba by odnaleźć swojego Małego Księcia, byś stała się czyjąś Różą?!... Nie można przeżyć życia uciekając przed tym, czego się (nawet tylko podświadomie) - pragnie.
Niepublikowana rozmowa z dr Michaliną Wisłocką – matką seksuologii polskiej
-- Lekarze twierdzą, że ludzie na wiosnę są przemęczeni, odwitaminizowani, mniej odporni nerwowo, a jednocześnie uważamy, że wiosna jest porą rozkwitu uczuć. Jak jest naprawdę?
-- Kiedyś się nad tym zastanawiałam, mówiąc do córki, że świat się zmienia z upływem lat. Gdy byłam młoda, nigdy nie było wyżów i niżów ciśnieniowych, człowiek się nie męczył, nie dusiło go, była bardziej stabilna pogoda… A teraz – jak nie niż, to wyż, niekiedy ze trzy razy w ciągu dnia. W efekcie tej huśtawki człowieka dusi, serce go boli, nie śpi… Co się stało z naszą atmosferą?
Znajomy lekarz odpowiedział na moje pytanie: „nie z atmosferą się dzieje, tylko szanowna pani się starzeje, bo wyże i niże zaczyna się czuć po pięćdziesiątce”... Czy tak samo jest z uczuciami? Chyba nie…
-- Serce zawsze wystrychnie rozum na dudka...
-- Trudno powiedzieć, czy człowiek będzie się tak samo kochał po pięćdziesiątce, jak kochał się mając lat dwadzieścia. Serce jest zawsze gotowe do miłości, ale forma miłości zmienia się zależnie od możliwości odpowiednich do wieku. Niestety, nie przeżywamy tego samego po pięćdziesiątce, co przeżywaliśmy w wieku lat dwudziestu czy trzydziestu. W wieku młodzieńczym jest to pęd niepowstrzymany, jakiś wicher, który nas porywa – gnamy z nim bez zastanowienia, bez rozważań. A natura jest podstępna! Wszystkie uroki – kwiatki, ptaszki i wiosenne czary – stanowią przemyślną pułapkę, służącą rozmnażaniu rodzaju ludzkiego i prowadzą w jednym kierunku – do kołyski…
-- A później to już tylko szukanie sposobu, jak przejść od żłobka do żłobu…
-- ...przestań się wygłupiać, bo tracę wątek!...
-- Czyli wiosna nas uaktywnia, budząc do miłości, rodzi szały uniesień…
-- Tutaj powstaje kontrowersja w układach rodzicielsko-młodzieżowych. Rodzice mówią: „Jeśli już chcesz się żenić czy wychodzić za mąż, to niech sprawa ma ręce i nogi, niech to małżeństwo ma jakieś perspektywy”. Co z tego wyniknie? Dziewczyna niewypierzona, nie umie robić wielu rzeczy, koniecznych do prowadzenia gospodarstwa domowego. Słowem, dorośli patrząc trzeźwo na całą sytuację, mają wiele do zarzucenia wybranemu partnerowi czy partnerce córki lub syna. A młodzi dostają małpiego rozumu – łapią się za szyję i uciekają w świat, tworząc nową rodzinę. Kochają się, rozmnażają i zdarza się nierzadko, że wracają z przychówkiem do rodziców.
Na pewno nie warto zachęcać, by obłędnie, głupio i bez zastanowienia żenić się z tym, kto ubierze nas w różowe okulary i pokaże świat piękny, pełen zapachów i czarów. Ale coś w tym ślepym na pozór porywie jest!
-- Szały, które sprowadza wiosna, to obłąkanie płcią i niepowstrzymany zryw seksualny w stosunku do płci odmiennej – są zatem czynnikiem naturalnym...?
-- ....który warunkuje spotkanie się układów genowych, bardzo korzystnych dla potomstwa. Stare przysłowie mówi, że najmądrzejsze i najpiękniejsze są dzieci miłości, często te nieślubne. Dlatego nie zawsze ten szalenie zamożny, który ma tak zwane warunki do założenia rodziny i gruby portfel, jest najlepszym ojcem dla przyszłego potomstwa.
-- Za te nieślubne dzieci - Kościół nas odpowiednio pobłogosławi...
-- Zryw seksualny jest zrywem podświadomym, podobnie jak u zwierząt i ptaków, wybierających samiczkę instynktownie. To instynkt właśnie dobiera pary genetycznie korzystne, które będą miały najlepsze potomstwo, co wcale nie znaczy, że będzie to udane małżeństwo. Bo żeby małżeństwo zawarte w chwili porywu miłosnego było dobre, trzeba ciężko potem popracować.
-- Dowody naukowe, jeżeli chodzi o te sprawy, już są opracowywane a nawet częściowo publikowane. Na Zachodzie oraz w USA przeprowadzono badania statystyczne wśród tysięcy ludzi, które wykazały, że pierwsze dzieci wielkiej miłości są dziećmi najlepszymi: fizycznie, umysłowo i zdrowotnie!
-- Dlatego wydaje mi się, że planowanie sięgające aż w modyfikowanie instynktownego doboru genetycznego nie jest dobre. Ja jestem biologiem. Bardziej więc biologiczna strona zagadnienia przemawia do mojej wyobraźni, w związku z czym od lat jestem przekonana, że dzieci wielkiej miłości są dziećmi bardzo udanymi, zdrowymi i ładnymi. A kiedy ta wielka miłość, kiedy te szały się zaczynają? Ano na wiosnę!!!
Pamiętam – na studiach siedzę, uczę się, a w parkach bzy i kasztany kwitną. Myślę sobie: co za idiotka ze mnie, marnuję najlepsze lata. Ma się wówczas głębokie poczucie marnowania życia, bo wtedy właśnie człowiek zaczyna czuć „wolę bożą”. Jest to najlepszy czas do kochania, a rozum każe się wtedy uczyć. A właśnie wiosenna miłość dobiera pary odpowiednio do prawidłowej biologicznej reprodukcji.
-- Moim zdaniem zupełnie idiotycznie wymyślono na Zachodzie i USA, że Dzień Zakochanych – „Walentynki” -- ma przypadać w połowie lutego!!! A my, jak te stadne stadne barany, „kupiliśmy” i ten obcy obyczaj. Proponuję, by Dzień Zakochanych w Polsce – obchodzić w maju i nazwać go „Michalinki”!...
-- …nie mam nic przeciwko temu… Najlepiej w przededniu Dnia Matki… Ale wracając do tematu – z tą prawidłową biologicznie reprodukcją wiąże się ciekawe spostrzeżenie. Niezależnie od doboru genetycznego istnieje jeszcze jeden argument (na pewno jest jeszcze wiele innych), przemawiający za szaleństwem wiosennym. Argumentem tym są obserwacje, jakie poczyniono w szpitalu pediatrycznym w Warszawie, na oddziale noworodków...
Zainteresowały tamtejszych lekarzy przyczyny ciężkich zapaleń płuc i zapaleń oskrzeli u noworodków i niemowląt w okresie zimowym. Zaczęto badać je i szukać przyczyn, dlaczego jedne dzieci tak ciężko chorują w zimie, a inne nie. Czy jest między nimi jakaś różnica? Oczywiście, wzięto pod uwagę grupę kontrolną dzieci odpornych na zaziębienia i porównano. Okazało się, że dzieci wrażliwe na przeziębienia (stosunkowo do przyjętych norm dla dzieci zdrowych) miały wyraźnie mniejszą ilość immunoglobuliny we krwi....
-- Może przypomnijmy: Immunoglobuliny są to białka, które służą jako ciała obronne przeciwko przeziębieniom, infekcjom i innym chorobom...
-- ...zaczęto się zastanawiać, jak to jest z tymi immunoglobulinami i skąd się biorą różnice między dziećmi. Zebrano wszystkie dane z wywiadów tych dzieci. I co się okazało? Dzieci chorujące stale na choroby układu oddechowego, nieodporne, urodziły się między październikiem a grudniem. Z tych dzieci rekrutowali się pacjenci oddziałów noworodkowych z zapaleniem płuc i oskrzeli. Natomiast wśród dzieci zdrowych grupy kontrolnej okazało się, że termin ich porodu wypadał w lutym i marcu. Do dziewięciu każdy chyba umie liczyć!...
-- Poczęto je pomiędzy marcem i czerwcem, czyli w pełnym rozkwicie wiosny!
-- Można by mieć wątpliwości: dlaczego akurat te wiosenne mają być takie odporne? Witamin mało, człowiek na wiosnę jest słaby, odwitaminizowany, w organizmie brak różnych składników – witamin i mikroelementów – pochodzących z jarzyn, owoców itp. Ale wchodzi tu inny element, mianowicie immunoglobuliny. To są właśnie białka, przenikające przez łożysko od matki do dziecka. Łożysko jest filtrem bodźców, który przepuszcza jedne substancje, a nie przepuszcza innych. Wszystkie katary, infekcje, przeziębienia, na które przyszła matka zapada przez całą zimę, powodują u niej produkcję globulin odpornościowych. Te immunoglobuliny przechodzą przez łożysko i uodparniają dziecko na przyszłe infekcje.
-- Miałem ponoć 2.-go stycznia bardzo cięźki poród "kleszczowy", bo wcale to a wcale nie chciałem przyjść na ten świat...
-- Wcale Ci się nie dziwię...! Natomiast dzieci urodzone w październiku czy grudniu, które są „noszone” w ciąży latem, kiedy jest dużo jarzyn, owoców i innych cennych składników odżywczych, ale nie ma infekcji, chorób przeziębieniowych przeziębieniowych i nie wytwarzają się ciała odpornościowe na te choroby w organizmie matki, łatwo potem zapadają na choroby gardła, uszu, oskrzeli, płuc. Stanowi to jeszcze jeden argument biologiczny, przemawiający za kochaniem się na wiosnę. W takim naświetleniu sprawy nauka „nie kłóci się” z tradycją, a hasło „Kochajcie się dziewczyny na wiosnę!” staje się argumentem biologicznym.
-- Niestety, w dobie „wolnej amerykanki” w naszym kraju, gdzie prawie każdy lęka się o byt i przetrwanie – więcej nas umiera niż się rodzi. Mamy „ujemny przyrost naturalny”! Mieć dziecko – w dzisiejszych ciężkich czasach – to nieomalże luksus…
-- Nie wypowiadam się o sprawach, których nie ma, niestety! Mam na myśli politykę socjalną naszego państwa, a rozmawiamy przecież w 2004 roku, a intuicja mi podpowiada, że będzie jeszcze większy niż demograficzny... Ty wiesz, że na przykład w Szkocji - na każe dziecko państwo łoży równowartość polskich dwóch tysięcy złotych...!
-- ? ! ?...
-- Pomijając już wszystko inne, to jeśli jest się już babcią i człowiek nie ma co wspominać z młodości i czym wnukom się pochwalić, to ma bardzo smutną starość. Dopóki młody, niechże poszaleje, niech nawet przegra..., ale niech przeżyje swoją WIELKĄ MIŁOŚĆ!!! Po przeżyciu wielkiego uczucia – życie staje się pełne. Życie, w którym człowiek nigdy nie kochał jak szalony, nigdy nie widział świata w różowym kolorze, jest po prostu bardzo, bardzo ubogie...
Człowiek, który nie kochał tak bez reszty, że wszystko inne było nieważne, nie zrozumie przynajmniej połowy uczuć ludzkich, nie zrozumie młodzieży. Młodzież bowiem przeżywając te szały traci zupełnie poczucie rzeczywistości i kocha się obłąkańczo, nie zważając na rozsądną ocenę starszych. Można szaleć w młodości, przeżywając pełny zawrót głowy, ale jeśli wyląduje się w przystani małżeńskiej, to trzeba popukać się w głowę i zacząć myśleć o tapetach do mieszkanka, o oszczędzaniu na meble i różnych innych rzeczach. Jeżeli człowiek ma dobrze poukładane w głowie, gdy rzeczywistość zapuka do drzwi, po tej wiośnie oszałamiającej i wariackiej, zaczyna się trudna nauka życia.
-- Ja na ten przykład, gdy tylko obecna rzeczywistość puka do mych drzwi – nie otwieram i udaję, że nie ma mnie w domu…
-- Znowu się wygłupiasz, więc wnoszę, że jesteś zakochany… Hmm, oby z wzajemnością tym razem… Jeszcze raz powtarzam: można szaleć do upojenia, gdy człowiek jest młody, ale trzeba też mieć poczucie rzeczywistości i wiedzieć, że pora zakasać rękawy i zacząć budować swoje życie. Jest takie powiedzenie: MŁODOŚĆ – NIE STAROŚĆ MUSI SIĘ WYSZUMIEĆ, ALE ŻEBY SZUMIEĆ, TRZEBA MIEĆ I UMIEĆ…
-- Tak, tylko moje pokolenie, kolejne stracone pokolenie, musi budować swe domy -- poczynając od dymu z komina…
* * * * * *
Michalina Wisłocka -- urodzona 1921 roku, zmarła 5 lutego 2005 roku w Warszawie — matka seksuologii polskiej - lekarka, ginekolog, cytolog i seksuolog
Była współzałożycielką Towarzystwa Świadomego Małżeństwa, w którym zajmowała się leczeniem niepłodności i antykoncepcją Objęła kierownictwo pierwszej w Polsce Poradni Świadomego Macierzyństwa w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. W latach 70. XX wieku kierowała Pracownią Cytodiagnostyczną Towarzystwa Planowania Rodziny.
Oprócz książek z dziedziny seksuologii - takich jak: „Sukces w miłości”, „Kalejdoskop seksu”, „Kultura miłości”, „Sztuka kochania” (1976), „Sztuka kochania -- w 20 lat później” (1988), „Sztuka kochania -- witamina M” (1989); była również autorką pamiętników: „Miłość na całe życie”, „Wspomnienia z czasów beztroski”.
Jej popularnonaukowy poradnik z dziedziny seksuologii: „Sztuka kochania” -- wydany w 1976 roku -- stał się bestsellerem (nakład łączny 9 mln egzemplarzy; a z dwoma pozostałymi tomami trylogii: "Sztuka kochania - w 20 lat później" i "Sztuka kochania - witamina M" - łączny nakład przekroczył 11 mln egzemplarzy!) i zapoczątkował większą otwartość w sprawach seksu i życia seksualnego nie tylko w Polsce. Jej książki i poradniki przetłumaczono na wiele języków świata. Wydawane były nawet w Chinach i USA...
Rozmawiał: Marek Różycki jr.
Inne tematy w dziale Rozmaitości