Bernard Ładysz. From Wikimedia Commons, the free media repository
Bernard Ładysz. From Wikimedia Commons, the free media repository
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
11783
BLOG

Bernard Ładysz - bas, któremu świat kłaniał się w pas

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Kultura Obserwuj notkę 16

„Kochany, ciepły, skromny, wrażliwy Wilniak” – tak mówią o Nim, wielbiciele Jego talentu, a są ich miliony na całym świecie! On sam zawsze podkreśla, że wszystko, co osiągnął  w życiu zawodowym, ale także i prywatnym -  zawdzięcza dwóm kobietom: Matce i Żonie oraz klimatowi Wilna, niegdyś polskiej metropolii, kolebce kultury, gdzie się urodził i przez wiele lat tym magicznym klimatem polskiego miasta – nasiąkał.

Żona Mistrza, także śpiewaczka operowa, która jednak swoje życie i nawet karierę podporządkowała Talentowi Bernarda Ładysza – często wspomina, że na Jego koncertach, już po kilkunastu minutach obcowania z tym niezwykłym Człowiekiem Wielkiego Serca i Dobroci – wszyscy czuli się jak wielka rodzina, a do Mistrza zwracali się po imieniu…

W okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej członek Armii Krajowej (obwód wileński), w stopniu sierżanta. Uczestnik "Akcji Burza" na Wileńszczyźnie, potem zesłany w głąb Rosji Sowieckiej (Kaługa nad Oką, gdzie przebywał w latach 1944–1946). Naukę śpiewu rozpoczął w Wilnie (1940–1941), kontynuował w latach 1946–1948 na studiach wokalnych w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie pod kierunkiem prof. Wacława Filipowicza.

Sam śpiewak, aktor i żołnierz -- tak widzi przeszłość:

–- Jestem z rocznika 1922, chyba najgorszego z możliwych. Niemal wszystko co zaczynaliśmy w życiu, było brutalnie przerywane. Człowiek musiał się nieustannie dostosowywać albo wręcz zaczynać od nowa.

Gdy wybuchła wojna miał  17 lat. Działał w wileńskiej partyzantce AK, schwytany przez Rosjan trafił do 361 pułku zapasowego Armii Czerwonej w Kałudze. W rzeczywistości był to obóz dla Polaków którzy odmówili złożenia radzieckiej przysięgi wojskowej. Pracowali przy wyrębie lasu. Do Polski wrócił w 1946 r., rodzice opuścili Wilno wcześniej, ale ojciec zmarł kiedy tylko wysiedli z pociągu. Ich skromny dobytek został rozkradziony kiedy matka zaczęła załatwiać formalności związane z pogrzebem.

Początkowo chwytał się różnych zajęć. Jak wielu rówieśników nie miał szans by dokończyć edukację, jego studia wokalne też trwały krótko i odbywały się po godzinach pracy. Miał natomiast nieprawdopodobny talent.

Świat stanął przed nim otworem kiedy w 1956 r. w brawurowym stylu wygrał konkurs wokalny w Vercelli. Włosi się zachwycili bo tak fenomenalny bas pojawia się raz na kilkadziesiąt lat. Ładysz niemal natychmiast otrzymał propozycję angażu z mediolańskiej La Scali. – Dyrektor teatru powiedział mi że na początek wystąpię z jego zespołem na tournée w RFN i zaśpiewam kilka premier w Palermo, a potem La Scala na mnie czeka – opowiadał w filmie „Siedząc na ganku”. – Zrealizowałem pierwszą część tego planu i wróciłem do domu. A później zaproszenie z Mediolanu do mnie nie dotarło. Zaginęło w biurkach urzędników decydujących o wyjazdach na Zachód.

Z podobnymi kłopotami zmagało się wówczas wielu artystów. Jemu po pewnym czasie udało się ponownie wyjechać. W 1959 r. został zaproszony przez EMI, by w nagraniu opery „Łucja z Lammermooru” został partnerem największej gwiazdy – Marii Callas. Ten sam koncern wydał mu wkrótce potem solową płytę. Ale to co wciąż wydawało się efektownym początkiem okazało się punktem kulminacyjnym. Ładysz nie miał jeszcze wówczas 40 lat, co dla basa jest wiekiem młodzieńczym, ale nie wykorzystał danej mu przez los szansy. W filmie „Siedząc na ganku” tak to skomentował: – Dla matki wracałem, dla matki nie zostałem.

Ta kobieta, kierująca się w życiu prostolinijnym systemem wartości, nie wyobrażała sobie życia poza Polską. A syn liczył się z jej zdaniem, była najważniejszym i najsurowszym krytykiem jego artystycznych poczynań. Musiało na przykład upłynąć sporo lat i dojść do drugiej warszawskiej premiery „Borysa Godunowa”, by mógł usłyszeć od matki o swej popisowej roli: – Dotąd byłeś Borysikiem, teraz jesteś Borysem.

Sprawiał wrażenie artysty niefrasobliwego. Sukcesy przychodziły zbyt łatwo a on nie dbał o nie. Ale dla niego najważniejsze było to że mógł cieszyć się życiem. Dla kogoś kto próbował ucieczki z sowieckiego obozu, został złapany i cudem uniknął kary śmierci, ono miało wartość najwyższą. Wszystko inne było mniej ważne.

– Z naszego pokolenia jeden Beniek miał okazję zrobić prawdziwie światową karierę – mówił Bogdan Paprocki. – Ale my wszyscy kierowaliśmy się wtedy innymi wartościami. Cieszyliśmy się że przeżyliśmy wojnę i możemy wyjść na scenę w dobrym towarzystwie.

Sam Paprocki, który zasługiwał na to by w świecie zyskać miano najlepszego tenora II połowy XX wieku, po występach dla Polonii w USA otrzymał propozycję angażu do New York City Opera, ale musiałby zrezygnować z powrotu do Polski. Odpowiedział: – Boso i o suchym chlebie, ale wolę zostać w domu.

Tylko nieliczni podejmowali taką decyzję. Dyrygent Stanisław Skrowaczewski, który w 1960 r. został szefem orkiestry w Minneapolis, co na ćwierć wieku zamknęło mu wstęp do sal koncertowych w Polsce, lub zapomniany dziś pianista Andrzej Czajkowski, któremu po sukcesie na Konkursie Królowej Elżbiety w Brukseli chciał pomóc w karierze Artur Rubinstein.

Wśród śpiewaków pierwsza uczyniła to Teresa Żylis-Gara. Z kraju wyjechała w 1960 r., dziesięć lat później była światową gwiazdą. – Patrząc wstecz na moje artystyczne życie nie zmieniłabym ani kropeczki – powiedziała po latach, ale przyznała że zapłaciła wysoką cenę: rozłąką z najbliższymi, rozpadem małżeństwa i faktem że nie uczestniczyła w wychowywaniu jedynego syna.

W filmie wydanym na dvd Bernard Ładysz mówił: – Nie miałem menedżera, który by mi pomógł, więc niczego się nie dorobiłem. Zdrowie uciekło a włosy posiwiały.

Chwilę potem jednak dodał: – Ale nie żałuję niczego, jedynie młodych lat...

*   *   *

Karierę artystyczną rozpoczął w Zespole Reprezentacyjnym Wojska Polskiego. Przez wiele lat (1950–1979) był solistą Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1956 zwyciężył w międzynarodowym konkursie śpiewaczym w Vercelli, gdzie zdobył najwyższą nagrodę "Il primo premio assoluto" !!!  Od tego momentu rozpoczęła się jego międzynarodowa kariera. Zaangażował się wtedy do Teatro Massimo w Palermo. W 1983 wybrany w skład Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.

Wspaniały głos basowy o wyjątkowo rozległej skali, wielka muzykalność, wrodzony temperament i talent sceniczny zapewniły mu poczesne miejsce wśród najwybitniejszych śpiewaków. Odnosił sukcesy na wszystkich kontynentach – od Australii przez obie Ameryki po Chiny.  Jako pierwszy polski artysta został zaangażowany do partii solowej w kompletnym nagraniu opery przez wielką światową firmę fonograficzną "Columbia" – wystąpił (1959) obok MARII CALLAS  w nagraniu Łucji z Lammermooru pod dyrekcją Tullio Serafina. Columbia zaprosiła potem Ładysza do nagrania całej płyty z ariami operowymi Verdiego i kompozytorów rosyjskich.

Później wielkie role operowe m.in. w operach: Eugeniusz Oniegin, Straszny dwór, Halka, Faust, Cyrulik sewilski, Don Giovanni, Don Carlos, Nieszpory sycylijskie, Moc przeznaczenia, Aida, Rigoletto, Kniaź Igor, Borys Godunow, Jolanta, Król Roger. Nagrania radiowe i płytowe, udział w festiwalach, w prapremierze opery Diabły z Loudun oraz w prawykonaniach Pasji według św. Łukasza i Jutrzni Krzysztofa Pendereckiego. Także w lżejszym repertuarze, na przykład:  w partii Tewjego w musicalu Skrzypek na dachu, występy estradowe, oraz w radiu i telewizji polskiej. Dokonał brawurowego nagrania dźwiękowego i filmowego utworu Domernico Cimarosy "Il maestro di cappella".

Igor Bełza, wybitny muzykolog, autor kilkunastu monografii poświęconych muzyce polskiej, po występach w Moskwie warszawskiego Teatru Wielkiego, napisał na łamach wielu tytułów wysokonakładowej prasy: „Teatr Wielki dysponuje takimi świetnymi śpiewakami, jak jeden z najlepszych, największych  basów świata – Bernard Ładysz".

Marek Różycki jr. 

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Kultura