Wsi spokojna, wsi wesoła, / Głoszę twoją chwałę, / I do miasta sobie jadę, / Mieszkać w nim na stałe. -- Jan Sztaudynger
Właśnie dostałem list od czytelnika -- radiosłuchacza: "Jedynki to wszyscy słuchają, a wy tu lansujecie tylko te miastowe listy przebojów, takich różnych kapel i muzyków – co to się na nich później nasz polski naród snobuje. A zapomnieliście o swych korzeniach. To tak słychać, jakbyście zapomnieli z czyjej ręki wasz chleb...!
To już nie ma miejsca na ludową listę przebojów i przyśpiewek wiejskich?! Poza tym zmieńcie ten felieton. Ja wam dobrze radzę! Taki, dajmy na to, country-poem albo GOK-story, czy też folk-felieton powinien znaleźć się na tym miejscu! W zdrowej formie – zdrowe treści. Cudzych chwalicie, a swego nie znacie...!"
Zatem pokornie odrabiam serwituty, powracam w swe rodzinne strony „bliższej ojczyzny” – do Zakopanego, gdzie rodowód mój i korzenie. Fakt, to były piękne czasy spędzone w willi prof. Karola Kłosowskiego – ostatniego młodopolskiego malarza – w której pomieszkiwali m.in. Orkan, Witkiewicz, siostry Skłodowskie, Kasprowicz, Żeromski, no i ja z rodzicami…;)))
Być może idealizuję, ale pamiętam tę radość życia i prostotę doznań, kiedy śpiewałem:
Ciesom mnie piyniązki,
kiedy som, kiedy som,
kie piyniązków ni ma,
ciesy mnie dziywcina.
Taak, wówczas wiedziałem, czego chcę od życia: Nic se mnie nie ciesy, / ino trzi talenta: / śpiywanie i granie, / i piekne dziywcęta...
Przyznaję, byłem bezkompromisowy. Stępiłem swą wrażliwość pod wpływem układów miejskich. Dziś baranek jestem (do czasu). Kiedyś wyznawałem inną filozofię:
Pódem do hareśtu
za jednego ćłeka,
ale skurwysyna
mogiła go ceka.
Nic to, że później świeciłem oczyma. Na obronę miałem zawsze ciupazkę:
Ej, jo w turnickach wyrós,
mie turnicki ciesom;
ej, kie mie nie zabili,
to mie nie uobwiesom!
Wrodzony optymizm cechuje mnie do dziś, choć otoczony wilkami jestem (przepraszam wilki, bo ludzie są gorsi...!). Muszę przyznać się bez bicia – nie byłem stały w uczuciach:
Serce moje, serce,
nie ma w tobie granic,
kuochałef dziywcyne –
dziś jo ni mom za nic.
Ale poprzestawałem na małym; nigdy nie byłem pazerny:
Malućkie dziywce móm,
malućkie mi słuzi,
bo z małyj fajecki
to sie dobrze kurzi. (...)
Malućkie dziywce mom,
dużej mi nie trzeba,
cóż po mi grabinie,
nie póde do nieba.
Ale hardy byłem zawsze, do przesady charakterny:
Jo póde wiyrsickiem,
ty pódzies duolinom,
jak sie nie zejdzieme,
to se wezne inom!
Były także smutki, z których jednakże leczyłem się prędko:
Miołek se dziywcine,
miołek sie ś niom zenić,
ale sielma beła –
musiołek uodmienić.
I nieobca mi była satysfakcja, którą dzieliłem się ze światem przyśpiewką:
Całujze mnie w dupe,
kiedyś mnie nie fciała,
jo sie juz uozeniuł,
tyś sie nie wydała!
Kiedy życie na wsi dopiekło – uciekłem do miasta. Jeszcze ta refleksja:
Biydo moja, biydo,
co sie po mnie hukas –
jak mnie w domu ni ma,
to mnie po wsi sukas.
A z miastem, jak z dziewczyną, która kraśnieje z o d d a l i :
Na wiyrsycku stoła,
pieknie wyglondoła,
a kijem do niej przyseł,
jeden zuombek mioła…
Pozostała nostalgia, wspomnienia i idealizujący upływ czasu. Kraina szczęśliwości lat dziecięcych i młodości:
Zasumioły góry,
zasumioły lasy,
kany się podzioły,
nase dawne casy?....
-------------------------------------------------------------------------------------------
P.S.
Przed laty prowadzi Józef Krzeptowski wycieczkę. Opowiada składne i dowcipne dykteryjki. Wszyscy się śmieją. Tylko jeden facet smutny i chmurny. Przewodnik zagaduje:
-- Panocku, a dyć co wom ta lezy na wnątrzu?
– Zasępiony młody człowiek wyznaje: -- Właśnie dostałem depeszę z domu, że żona jest bardzo ciężko chora. A musicie wiedzieć góralu, że żonę mam bardzo młodą i bardzo piękną...
Józek zasępił się, ale nie stracił rezonu i wypalił: -- Eee tam! Gozej be beło, kiej byśto mieli babe staro a zdrowo...! :D
Tym tropem należy podążać...! ;)
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Siedzi mocno zamyślony i "zafrasowany" góral w swej dorożce. Podchodzi turysta i pyta:
-- Co tak myślicie?
-- Waham się.
-- Czemu się wahacie?....
-- Wczoraj z żoną byliśmy na weselu. Mnie pobili, a żonę zgwałcili.
-- No i.... ?
-- Dzisiaj zaprosili nas na poprawiny. Żona idzie, a jo się waham... …:D
Marek Różycki jr ;)))*
Inne tematy w dziale Kultura