UMYSŁ DO TOWARZYSTWA
Dobrze się zapowiadam, bo zapowiadam się sam - zwykł był mawiać znajomy konferansjer. Fakt jest faktem, że człowiek musi żyć sam ze sobą, powinien więc - zdaniem C. F. Hughesa - dbać o to, by miał zawsze dobre towarzystwo... I samopoczucie.
Za nic w świecie nie należy zatem kłócić się z samym sobą. Tolerancja i akceptacja siebie samego warunkują miłość własną, a ta - jak wszem i wobec wiadomo - może być początkiem romansu na całe życie. A przecież szacunek i wysokiej próby uczucia dla siebie samego są warunkiem sine qua non kochania bliźniego swego... Gdy nie akceptujemy siebie - nasze kontakty z otoczeniem skażone są nieautentycznością. To ledwie pozorne tolerancje, stosunki „chore” lub wymuszone.
Na czym więc polega istota harmonijnego współżycia ze sobą samym; gdzie tkwi tajemnica rozumnego wzrastania w poszanowaniu swych własnych praw, dążeń, celów, usposobień, zdolności, sił i możliwości? Jakie warunki należy spełnić, aby stać się dla siebie samego atrakcyjnym partnerem, spolegliwym opiekunem i światłym przewodnikiem? Co robić, by nie ulec ostatecznie władzy swych dziwactw, będąc skazanym na siebie jako jedynego dostarczyciela udręk i rozkoszy?
Poznawanie siebie samego przyrównać można do "nauki chodzenia". To oczywista metafora... Dwudziestoletni Klasyk Andrzej Bursa relacjonuje:
„Tyle miałem trudności
z przezwyciężeniem prawa ciążenia
myślałem, że jak wreszcie stanę na nogach
uchylą przede mną czoła
a oni w mordę.”
No cóż, nauka kosztuje - także nauka siebie, lecz zdobyta /n/matura daje wiele satysfakcji...
Aby iść, ciągle iść w stronę słońca - trzeba na przekór warunkom i okolicznościom przezwyciężać „prawo ciążenia”; rozwijać i nieustannie szlifować własną wrażliwość, pozytywnie zwielokrotniać jaźń, postrzegać świat w całym bogactwie wymiarów, palecie barw i widm; sycić się wrażeniami doznanymi i... przeczuwać coś więcej. Choć kłody pod nogami, wzrok podnosić wyżej! I tak wszyscy leżymy w rynsztoku - jak zauważył Oscar Wilde - ale niektórzy z nas sięgają po gwiazdy...
Uwikłani w tysiąc i jeden drobiazgów, zmęczeni arytmią codziennego życia, zszokowani, w poczuciu winy, mniejszej wartości i bezsilności - przestajemy rozumieć samych siebie. Tracimy z pola widzenia „wątek główny” naszej egzystencji, naczelną motywację; odcinamy się od życiodajnych źródeł energii. Stajemy się zagubieni, bezrefleksyjni, odarci z wewnętrznego powabu - bliżsi ziemi bliskością Pigmejów..... Z grymasem na twarzy dopasowanym do zgrzebnej garderoby duszy statystujemy w oczekiwaniu na czas Wielkich Kreacji, ról znaczących, by nie rzec - wybitnych. Tyle chcielibyśmy. Wszystko!......
Tak więc zacznijmy od siebie samych. Największe zagęszczenie rozpaczy i absurdu spraw ludzkich znajduje się przecież w nas samych. Jest to labirynt trwóg i niepokojów, z którego nitka Ariadny nie wyprowadzi Tezeusza, jeśliby się zjawił - ale my możemy. Poznać. Zrozumieć. Zaakceptować. Nie tylko przecież penetrować swe własne wnętrze, ale też uwrażliwić się na świat, z którego obserwacji zrodzi się własna filozofia - słynna filozofia życia i przeżywania wciąż na nowo i pełniej, bardziej świadomie.
PAMIĘTAJMY: OWOC, KTÓRY GARDZI JAKIMKOLWIEK ETAPEM SWEGO WZROSTU - NIGDY NIE DOJRZEJE (Antoine de Saint-Exupéry)
Człowiek zaś poprzez poznawanie siebie samego /w relacjach z innymi/ doskonali się - „wyrasta ponad”; zgłębiając tajniki i całą złożoność uwarunkowań sytuacji, jakie napotyka w życiu, wyznaczając CEL i go realizując, wnikliwie i wrażliwie postrzegając rzeczywistość - uczy się, staje się bogatszy o refleksję, swoistą perspektywę, obiektywizm, relatywizm i to, co wydawało mu się śmiertelnym zagrożeniem, co jawiło się samą kwintesencją rozpaczy - okazuje się błahostką niegodną uwagi...
Być może powielę truizm, gdy powiem, że SOBĄ można być tylko wówczas, gdy poznało się siebie samego. Trzeba dojrzeć, aby dojrzeć. Kto o tym pamięta?... Tylko bowiem wtedy ma sens /zwiastun powodzenia/ wyprawa z kopią - by zwalczać zło - na wiatraki tego świata...
Marr jr.
Inne tematy w dziale Rozmaitości