W „Książeczce o człowieku” Roman Ingarden pisze między innymi, że bez wartości moralnych i estetycznych człowiek czuje się nieszczęśliwy. Człowiek doznaje potrzeby, a nawet odczuwa konieczność posiadania i poznawania wartości. Zdaniem Ingardena jedną z najbardziej istotnych spraw dla człowieka jest wierność własnemu istnieniu. Jestem siłą, co chce być wolna. Trwać i być wolna może tylko wtedy, jeżeli siebie samą dobrowolnie odda na wytwarzanie dobra, piękna i prawdy. Wówczas dopiero istnieje – na tym polega, według Ingardena istota człowieczeństwa.
Walka o człowieczeństwo przybrała nową postać i nabrała prędkości. Najpierw odebrano człowiekowi strefę sacrum, hierarchię wartości, punkty odniesienia, do których można się odwołać i uciec. Płeć i rolę społeczną pozbawiono znaczenia, odebrano godność rodzinie, jako pierwszemu i najważniejszemu środowisku, które formuje człowieka i MA PRAWO przekazywać i osadzać w tradycji, obyczajowości, normach społecznych i kulturowych. Wypaczono kulturę, zdeprecjonowano piękno przyznając je wytworom szpetnym i obrazoburczym. Mantrowano przy tym o prawach i wolności. Dziś reglamentuje się wszystko, unifikuje ludzi, pozbawia indywidualizmu pacyfikując w ten sposób typowo ludzką skłonność do transgresji, którą dostaliśmy razem z nieśmiertelną duszą. Kto jest w stanie to (wytrzymać) zatrzymać?
LGBT niszczy męską przyjaźń, a wielu mężczyznom obniżyło poczucie własnej wartości, podkopało wiarę w 'męskość' a nawet obniżyło libido. A to tylko zewnętrzna 'powłoka' problemu. Czytam w Internecie: - Przestałem chodzić z przyjacielem po bardzo Nowym Świecie, ponieważ lustrowano nas, jak gejów a nawet ktoś taki - czując wspólnotę i 'współsprawstwo' - chciał do nas dołączyć... Sic!
Skupiony na sobie, sklejony z rodzicami, bez pomysłu na siebie i związek; atakowany ideologią GENDER - to smutny obraz współczesnego mężczyzny. A to tylko wyimek zagadnienia. W gabinetach psychologów przesiadują sfrustrowani mężczyźni.
W jednej z ostatnich rozmów z Michaliną Wisłocką - powiedziała mi Ona: - W Świecie Konsumpcji współczesne dziewczyny nie rozumieją pytania o Miłość...! Coraz częściej zamiast "ja go kocham", pojawia się sprecyzowanie: "ja chcę go mieć", chcę żeby mnie uwielbiał, miał wielkie pieniądze, samochód, dom, a przede wszystkim obdarzał mnie "złotymi orgazmami wysadzanymi brylantami" w najlepszym gatunku. Bo nieważne, co pokazuje, ale ile kosztuje...! Idąc dalej tą drogą rozumowania, nieważne jest, czy kocham, wybaczam, przeczekuję złe passy, ważne natomiast, żeby dawał, dawał, dawał. Żeby mieć pełne ręce satysfakcji seksualnej i pożytków wynikających z małżeństwa. I tak rujnują pięknie zapowiadające się związki.
Na drugim biegunie. Nasze pokolenie jest tak zajęte próbami udowadniania, że kobiety potrafią wszystko, co mężczyźni, przez co często kobiety tracą unikalne cechy, które je wyróżniają. Kobiecość jest cechą indywidualną właściwą przynależnej płci i niepowtarzalną finezyjną konstrukcją. Kobiety nie zostały stworzone do tego, by robić wszystko, co może zrobić mężczyzna.... i na odwrót. To kobieta rodzi dziecko, mężczyzna nie ma do tego żadnych predyspozycji. Mężczyzna nie nakarmi dziecka swoją piersią. Zrobi to matka ich dziecka i dziś kobieta zdaje sobie najlepiej sprawę jakie korzyści odnosi z tego dziecko i ona sama. Kobiety zostały stworzone do tego, by robić wszystko, czego mężczyzna nie potrafi. Ciągłe udowadnianie tego, to niezdrowa rywalizacja i konkurencja kobiet z mężczyznami, która żadnej ze stron nie przynosi korzyści.
Lwica nie próbuje być lwem. Przyjmuje swoją rolę lwicy. Jest potężna, silna i opiekuńcza. Nie myli swojej łagodności ze słabością. Świat potrzebuje bardziej życzliwych, współczujących, pokornych, wiernych, wytrwałych, pewnych siebie, odważnych, czystych i czułych kobiet.
* * *
Nie od dziś głoszę bliźnim nieco strawestowaną kwestię Klary do Papkina: „Jeśli nie chcesz mojej zguby, przyjacielem bądź mi luby/a/”. Jest to – niestety - wielokroć wołanie na puszczy… Jakże nieprawdopodobnie brzmi dziś wyznanie Maeterlincka - przytoczone przez Joyce’a: „Jeśli Sokrates opuści rankiem swój dom, znajdzie mędrca siedzącego na swym progu. Jeśli Judasz wyjdzie po zmroku, ku Judaszowi zwróci kroki swoje”. (Sic!)
Dziś trudno trafić za człowiekiem i do człowieka... PRAWDA MORALNA STAŁA SIĘ CZYMŚ ODRĘBNYM OD EGZYSTENCJI FIZYCZNEJ!
Rozpowszechniła się mitomania. Kompensacja zgrzebnej egzystencji, chudej kondycji, atrofii możliwości? W środku mitu - pisał Mieczysław Jastrun - człowiek nie wie, że jest nim ogarnięty, jego postępowanie przypomina często krok ślepca. Sam tworzy mity o sobie i wchodzi w zmitologizowane kontakty międzyludzkie.
Nieautentyczne więzi między człowiekiem a człowiekiem tworzy lepiszcze tombakowego złota ułudy, chciejstwa, niekompetencji, ignorancji, lekceważenia, arogancji. Stąd prosta droga do jakże bolesnych dla otoczenia uzurpacji graniczących z manią prześladowczą. Efekt mniemanologii co dzień stosowanej, chorych rojeń o własnej osobie.
Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że dobrze czują się odtwórcy nie swoich – cudzych - ról: UZURPATORZY. Jakże często przybrane maski okazują się dziurawe, spadają, a ”bohaterowie” nie potrafią utrzymać się w roli. O czymś to w końcu także świadczy, że spożycie leków uspokajających, psychotropowych i nasennych „na głowę” ludności dramatycznie wzrasta liczba sięgających po narkotyki. Biedna głowa! Podobnie rzecz się ma z alkoholem.
Gdy coraz trudniej zdefiniować człowieka, każda deklaracja wiary jest niewiarygodna. Tak więc jedynie możliwe kontakty opierać się mogą: bądź /paradoks/ na patologicznej wprost nieufności, bądź też na wierze okupionej mnóstwem cierpień i rozczarowań, gdy przydajemy bliźnim przymioty, jakich oni w ogóle nie posiadają. W tym kontekście akt wiary w Przyjaźń - jawi się jako akt bohaterstwa, heroicznej wprost odwagi.
DO CZEGO DOSZLIŚMY; DO CZEGO NAS DOPROWADZONO?!
Ponieważ.... - jak kalkulujemy - bliźni stanowią konkurencję a my przecież tak zawzięcie, EGOISTYCZNIE walczymy i zabiegamy o nasz byt biologiczny - w coraz to piękniejszych "dekoracjach"... A gdzieś się zapodzieli ARCHITEKCI LUDZKICH WNĘTRZ -- Autorytety nasze.... Piękna Dusza - mało kogo dziś wzrusza...! Międzyludzkie stosunki "liryczne" - zostały wyparte niejako przez "stosunki ekonomiczne"... Tylko nawzajem na siebie WARCZYM... - SPOSOBEM GOSPODARCZYM.
Związki międzyludzkie jakże często przekształciły się we wzajemne... mocno INTERESOWNE - świadczenie sobie "usług" (to bardzo pojemne określenie). "COŚ - za COŚ".... Układy, koneksje, przywileje, "ułatwienia", "rąsia rąsię".... Itd. Itd... Słowem - kontakty, powiązania, "przyjaźnie" - muszą się KALKULOWAĆ, niejako zwracać... "Przyjaźnie" stały się... inwestycją, która ma przynosić Zysk?!
A gdzie Zysk Natury Duchowej - patrz: Wspólnota Dusz? Gdzie Bezinteresowność w Ofiarowywaniu Siebie Innym?!
CIAMCIARAMCIA, CZYLI KONIEC ŚWIATA Z TYM CHŁOPEM
"W jednej niepozornej kobiecie mężczyzna może odkryć dziesięć różnych kobiecych natur, a nawet silnego faceta. Natomiast kobieta, oceniając mężczyznę, ma często do wyboru między ciepłymi kluchami, a zimnym draniem." - Michalina Wisłocka
Między tymi dwoma skrajnymi typami powinien występować - jak żubr w puszczy - NORMALNY SAMIEC. Ale trudno go złowić, chyba że sam dla siebie skonstruuje pułapkę na uczucia i wejdzie w nią, z równą odwagą, co w związek.
Emocjonalny zakalec - to niemożność uzewnętrzniania, wyartykułowania uczuć; bywa także że te uczucia nie są wykształcone, uświadomione ani "obudzone"...
----------------------
Kobiet rodzi się więcej niż mężczyzn i czasem wygląda na to, że natura wyposażyła je w szerszą skalę emocji i osobowości. W porównaniu z nimi mężczyźni sprawiają wrażenie emocjonalnie zabiedzonych, z jakiegoś powodu pozbawionych dostępu do bogactwa uczuć i reakcji. „Siedzi cały dzień milcząco przed komputerem, czy telewizorem. Nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie umiem do niego dotrzeć” słychać ustawiczne skargi żon, powtarzające się jak zwielokrotniona bolesna mantra. „Ożeniłem się, założyłem rodzinę, mam wspaniałe dzieci, ale w domu czuję się kompletnie sam” - zwierza się nieszczęśliwy facet cierpliwemu barmanowi. „Uwierz mi, nic mnie z żoną nie łączy. Nie rozmawiamy, nie sypiamy razem” - słyszy typową śpiewkę kolejna kandydatka na kochankę / żonę.
Najczęściej taki mężczyzna nie kłamie. Osiągną szczyt swoich możliwości: spełnił chłopięce marzenia o silnym, samowystarczalnym facecie. Jest kolejną kopią Humphreya Bogarta w kapeluszu nasuniętym na oczy, wędrującym przez pustkę ekranu i swojego życia. Czy nikt nie powiedział małym chłopcom, że życie nie jest dwuwymiarowym ekranem dla własnej projekcji? Prawdziwie, pełne istnienie to nie tylko zdrowy rozum, materialne osiągnięcia, ale i niezgłębiony wymiar uczuć.
Emocje i umiejętność dzielenia się nimi są tunelem, przez który kontaktujemy się z innymi. W męskim świecie, w męskich filmach więźniowie kopią tunel latami, by uciec na wolność. Niekoniecznie do kogoś. Niezdolność dostrzegania uczuć u siebie i u innych oraz mówienia o nich zaczyna się traktować jak patologię. Ten szczególny rodzaj emocjonalnej ślepoty występuje coraz częściej i dotyka głównie mężczyzn. Niektórzy naukowcy twierdzą, że jest to uwarunkowane płcią.
Kobiety (poza feministkami!) - wykazują większą zdolność empatii, ich mózgi potrafią lepiej dostrzegać i interpretować reakcje bliźnich. Natomiast mózgi męskie mają ponoć większe zdolności usystematyzowanego, logicznego myślenia. Kiedy zajęto się tymi kwestiami bliżej, okazało się, że ślepota uczuciowa nie jest spowodowana brakiem uczuć, lecz ich tłumieniem. Nie jest to wiec żaden wrodzony defekt organiczny, lecz raczej wymuszona strategia przetrwania traumy dzieciństwa.
W pierwszych latach życia każde dziecko identyfikuje się z matką. Niestety, będąc chłopczykiem, musi z tej żeńskiej tożsamości dość wcześnie zrezygnować. Zbyt wcześnie zrezygnować. Nie tylko w naszej kulturze jest ona przejawem niedoskonałości, słabości. „Nie płacz, nie jesteś przecież babą”, „Musisz być dzielny” mówią malcowi dorośli. Krytykowany chłopczyk coraz mocniej odrzuca to, co kobiece, zgodnie z uproszczoną, dziecięcą logiką: czarno-białe, męskie-żeńskie. Często przez (świadomą lub nie) manipulację dorosłych kategorycznie wypiera się swojej żeńskiej strony, a więc przede wszystkim uczuć i potrzeb związanych z relacjami. Jest to zazwyczaj bolesna operacja na otwartym sercu.
Następuje stopniowe okaleczenie lub postępujący paraliż najwyższych i często najtkliwszych emocji. Odbywa się to poprzez upokorzenia („nie maż się jak baba”), poniżające zawstydzanie („mięczak z Ciebie maminsynek”), szantaż („tak się nie zachowuje prawdziwy mężczyzna, weź się w garść”). Przywykliśmy do tych metod, sami je mechanicznie na co dzień stosujemy. W dodatku kanony tej osobliwej tresury zalegają w nas niezwykle silnie. Postępują tak nawet Ci najbardziej świadomi, chociaż zdają sobie sprawę, ze jest to przejaw patriarchalnie wypaczonej mentalności.
Nic dziwnego, że pierwszy, najżywszy i najważniejszy ludzki kontakt - z własną mamą zaczyna się rwać, związki uczuciowe zostają ośmieszone, a osamotniony chłopiec koncentruje się głównie na sobie. Na własnych upodobaniach, kompetencjach. Umacniając je kosztem relacji z innymi. Dalszą konsekwencją tego bywa egocentryczny facet z hobby, z bzikiem, pochłonięty swoimi pasjami do tego stopnia, że nie potrzebuje żadnego związku z kimkolwiek. I często jest z tego dumny! (Sic!)
Wtóruje mu narcystyczna współczesność produkująca nie ludzi harmonijnych, lecz jakoby samowystarczalne indywidua. Odcinając się od empatii, kilkuletni chłopiec nie uczy się wchodzić w prawdziwe relacje. A popychany do bycia mężczyzną często nie znajduje odpowiedniego wzorca. Ojciec jest z reguły nieobecny, jeśli nie fizycznie to emocjonalnie, bo najczęściej sam jest ofiarą podobnych praktyk - nie umie okazać bliskości i boi się jej. Zostają najprostsze przykłady do naśladowania, te najbardziej jednoznaczne: bohater, kowboj, gangster, albo macho. Kultywowane i wypaczane w grupie rówieśników. Takie ideały twardzieli są okrojoną, karykaturalną postacią człowieczeństwa. Mimo wszystko nadal są podziwiane i gloryfikowane.
Najsłynniejszy z nich, amerykański pisarz Ernest Hemingway, miał tego pecha, że w dzieciństwie był długo traktowany jak dziewczynka. Niezrównoważona matka nie chciała się pogodzić z płcią syna. Ubierała go w sukienki. Zapewne w psychicznym odwecie dorosły Ernest stał się bardziej męski od wzorca męskości. Został jego niemal groteskową miarą: brodaty uwodziciel ze strzelbą, miłośnik corridy i rozrywkowego zabijania zwierząt. I tak ten niezwykle wrażliwy, głęboko uczuciowy człowiek stał się wzorem macho depczącego wszystko, co słabe i kobiece, również prawdziwe uczucia i miłość. Krótkie zdania, którymi pisał, stały się symbolem powściągliwej męskiej prozy. Jego alkoholizm, impotencja, samotność, kryzys twórczy mogły złożyć się na samobójczą strategię tak pojmowanej pełni męskiego życia.
Tracąc raj wczesnego dzieciństwa, odcinając się od matki, chłopiec odcina się od swoich własnych uczuć. Musi w sobie zniszczyć delikatność, tęsknotę za bliskością. Jeśli nie zrobi tego sam, zniszczą go rówieśnicy. Nic nie ukryje się przed dorastającymi kumplami. Skorygują wszelkie odstępstwa od normy szybciej niż aparat ortodontyczny. Pięścią w zęby lub niszczącą kpiną. Dziecko, nie mogące wśród rówieśników czuć lęku, wzruszenia, będzie je ośmieszało u innych.
To wczesne kastrowanie emocji ma katastrofalne skutki. Chłopiec tłumiąc pragnienie bliskości, wypracowuje umiejętność unikania kontaktu. W dorosłym życiu ucieka przed bliskością, miłością, albo nie potrafi o nią zadbać, ani o niej mówić. Pragnie jej, ale jest zbyt zamknięty w sobie, zbyt egocentryczny, by to okazać. Wyrósł na emocjonalny zakalec.
Może być porządnym, wiernym i poczciwym facetem, ale kobietom to nie wystarcza. „On jest czulszy dla psa niż dla mnie” skarży się niejedna żona na męża, który zatrzymał się na poziomie „Czterech pancernych i psa”. Taki facet najlepiej się czuje w grupie kumpli, mających wspólny cel” wyprawę w góry czy na Berlin. Ich przyjaźń ma moc czołgu i jego wytrzymałość. Jej dotyk jest solidny, stalowy, ale zimny. Wielu współczesnych mężczyzn tak żyje, w delikatnym świecie uczuć poruszają się jak automaty. Inni pełni wyuczonej galanterii, fałszywi rycerze zakuci są w ciężkie zbroje. Pancerze przeciwko bliskości, mające ich chronić przed zranieniem, ale uniemożliwiające czuły, ciepły dotyk. Sprzyjają im dzisiejsze czasy, w których dominuje konkurencja i postępująca izolacja.
Uczucia nieokazywanie nie istnieją - głosi potoczna mądrość. To nieprawda, istnieją, ale nikt z nich nie ma żadnego pożytku. W „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa jest opisana poruszająca scena. Jezus podczas przesłuchania zwraca się do Piłata ”Szkoda tylko, że zbytnio jesteś zamknięty w sobie i zupełnie opuściła Cię wiara w ludzi. Przyznasz przecież, że nie można wszystkich swoich uczuć przelewać na psa. Smutne jest twoje życie hegemonie…”. Piłat jest zaszokowany.
Nie rozumie, ze Jezus widzi go na wylot dzięki empatii i przenikliwej mądrości, którą zawdzięcza swemu otwartemu sercu. W rzymskim konsulu budzi się nadzieja, tęsknota za bliskością. Nakazuje rozwiązać Jezusa i pyta go cicho po grecku: ”Przyznaj się - jesteś wielkim lekarzem?” Jezus zaprzecza, ale faktem jest, że od pierwszego kontaktu zna nie tylko źródła udręki Piłata, ale też wie, co mogłoby go uzdrowić. Niestety, nieszczęsny konsul jest skazany na swój świat -- pełen przemocy, władzy i hierarchii.
@ Czy tak właśnie wygląda męski świat? Na szczęście nie wszyscy jak Piłat są politykami, a wielu potrafi otwarcie kochać, nie tylko zwierzęta...
W dodatku chcą i umieją to okazać. Ale wiem, że jest wokół nas przerażająco wielu mężczyzn, którzy cierpią na paraliż uczuć, odrętwienie emocjonalne. Przybiera ono różne postaci destrukcji: od depresji, po ucieczkę w nałogi - alkoholizm, seksoholizm, pracoholizm, narkotyki. Bywa, że kryje się pod maskami typowych męskich fobii czy fanatyzmów: POLITYKIERSTWA, kibicowania, wielogodzinnego przesiadywania przed telewizorem lub w Internecie (to ostatnie jest wyjątkowo perfidne, bo uzależnia, oszukując pozorami kontaktu z drugim człowiekiem).
Wielu mężczyzn nosi w swoim wnętrzu pokłady smutku, lęku i niewiary w siebie. Nie nauczyli się, co z tym ciężkim bagażem robić. Często jest on tak głęboko zepchnięty, że nie czują już bólu lub boją się tam drążyć, żeby go nie poczuć. Nie zwracają się też o pomoc, bo tego nie potrafią, zresztą byłoby to dowodem słabości, a tego boją się najbardziej. Więc jedyne, co potrafią z tym bólem zrobić, to tylko go stłumić lub zanegować. Tego nauczyli się już w dzieciństwie. Tylko czasem prawda pokazuje swą udręczoną twarz w sytuacjach kryzysowych: rozwodu, utraty pracy, pierwszego zawału. Wtedy już nie ma sił ani motywacji, żeby dłużej coś ukrywać, znosić własną bezradność.
Tak, bycie współczesnym mężczyzną to żaden przywilej. To pasmo wewnętrznych napięć i konfliktów zaczynających się już w dzieciństwie. Być może większość kobiet nie ma o tym zielonego pojęcia. W końcu kto miałby im o tym opowiedzieć...?
Marr jr
Inne tematy w dziale Społeczeństwo