Na początku lat 60. u aktora zdiagnozowano chorobę afektywną-dwubiegunową z silnymi atakami paniki lękowej. Chorzy na tę zdradliwą chorobę cierpią z powodu wahania nastrojów, przeżywając chwile ekstatycznej radości, po których przychodzi apatia, załamanie, utrata wiary w siebie i sens życia, uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie. To był efekt traumy wojennych przeżyć młodego, jakże utalentowanego, wybitnego człowieka, który całe swe twórcze życie musiał się przez nią przebijać.
Na wstępie krótka dygresja: szczęście i nieszczęście dotyka nas nie wedle swych rozmiarów, ale wedle naszej wrażliwości. Dla jednych wielką i oczywistą traumą będzie wojna, pobyt w obozie koncentracyjnym, a innych psychicznie, nerwowo 'rozłożyć' może zdrada kochanej osoby, rozwód, odrzucenie, czy nawet - nielojalność, szkalowanie, oczernianie przez niewdzięcznych 'przyjaciół', którym kiedyś pomogliśmy... Jakże wielu z nas nie ma odporności i siły Colasa Breugnon -- bohatera książki Romain Rollanda pod tym samym tytułem, by móc wciąż i wciąż odbudowywać siebie po kolejnych ciosach losu i ludzi, także - odbudowywać swój Dom...
@ Na początku lat 60. u aktora zdiagnozowano chorobę afektywną-dwubiegunową z silnymi atakami paniki lękowej. Chorzy na tę zdradliwą chorobę cierpią z powodu wahania nastrojów, przeżywając chwile ekstatycznej radości, po których przychodzi apatia, załamanie, utrata wiary w siebie i sens życia, uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie. To był efekt traumy wojennych przeżyć młodego, jakże utalentowanego, wybitnego człowieka, który całe swe twórcze życie musiał się przez nią przebijać.
Osoby po przebytej traumie zachowują utajoną pamięć traumatycznych zdarzeń w swoich mózgach i ciałach. Pamięć ta często wyraża się w objawach zespołu stresu pourazowego – koszmarach, flashbackach, reakcjach przestrachu i zachowaniach dysocjacyjnych. W gruncie rzeczy ciało takiej osoby nie pozwala o sobie zapomnieć...
Zmarł 31 października 1997 roku. - Taki był ten wielki aktor: tajemniczy, niedostępny, poetycki, introwertyczny, zdystansowany wobec świata, oszczędny w gestach, pozbawiony patosu, a jednocześnie porywający i zachwycający. Pozostanie na zawsze w mojej pamięci jako smutny chłopiec z półuśmiechem na twarzy – pisał o nim w „Kinie” ks. Andrzej Luter.
-----------------------
Role w „Piątce z ulicy Barskiej” (1953) Aleksandra Forda, „Pokoleniu” (1954) i „Kanale” (1956) Andrzeja Wajdy oraz w „Pożegnaniach” (1958) Wojciecha Jerzego Hasa spowodowały, że stał się pierwszą gwiazdą polskiego kina powojennego, kilka lat przed Zbigniewem Cybulskim. Zresztą Wajda chciał go obsadzić w roli Maćka Chełmickiego, do Cybulskiego przekonał go Janusz Morgenstern, II reżyser „Popiołu i diamentu” (1958). A szkoda - zważywszy na przebogatą osobowość Tadeusza Janczara -- pełną zmagań z cierpieniem, rozterek, upadków i wzlotów...
Urodził się 25 kwietnia 1926 roku w Warszawie. Właściwie: Tadeusz Musiał. Karierę aktorską zaczynał w 1944 roku w teatrze frontowym. Absolwent stołecznej Szkoły Dramatycznej Janusza Strachockiego (1947). Rok później zdał aktorski egzamin eksternistyczny w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Po wojnie grał w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie (1947-1948) oraz teatrach stołecznych: Rozmaitości (1948-1949, 1957-1958), Nowej Warszawy (1949-1957), Powszechnym (1959-1968) i Narodowym (1969-1983).
Po raz pierwszy pojawił się na ekranie w „Załodze” (1951) Jana Fethkego. Dwa lata później Aleksander Ford powierzył mu jedną z głównych ról – Kazka Spokornego – w „Piątce z ulicy Barskiej” (1953), ekranizacji znanej powieści Kazimierza Koźniewskiego. Zagrał brawurowo, wręcz – kongenialnie. Przyniosła mu ona dużą popularność (i nagrodę państwową), którą ugruntował rolami – Jasia Krone w „Pokoleniu” (1954) oraz podchorążego „Koraba” w Kanale (1956) Andrzeja Wajdy. Zagrał także główną rolę – kuriera tatrzańskiego – w „Con bravura”, trzeciej części „Eroiki” (1957), która ostatecznie – niestety - nie znalazła się w finalnej wersji filmu Andrzeja Munka.
Świetną kreację – młodego, zbuntowanego wobec mieszczańskiej rodziny mężczyzny, który opuszcza dom i zamieszkuje w hoteliku z przypadkowo poznaną dziewczyną – stworzył w pełnych poezji i nostalgii „Pożegnaniach” (1958) Wojciecha Jerzego Hasa, osnutych na mikropowieści Stanisława Dygata. Godne zapamiętania są jego role w: „Znakach na drodze” (1969) Andrzeja Jerzego Piotrowskiego, „W obronie własnej” (1981) Zbigniewa Kamińskiego, a nade wszystko w „Krajobrazie po bitwie” (1970) Andrzeja Wajdy, inspirowanego prozą i losem Tadeusza Borowskiego.
Tadeusz Janczar często występował w serialach i słuchowiskach, tworząc wiele niezapomnianych kreacji, jak choćby fenomenalnie zagrana mroczna rola doktora Sergiusza Kazanowicza z traumą dramatycznych przeżyć po pobycie w niemieckim obozie koncentracyjnym, w telewizyjnym „Domu” (1980-1996) Jana Łomnickiego.
W 2007 roku ukazała się książka Piotra Śmiałowskiego: „Tadeusz Janczar – zawód aktor”.
Niestety, musiał zawiesić doskonałą karierę aktorską. Po raz ostatni na ekranie pojawił się właśnie w roli doktora Sergiusza Kazanowicza w serialu „Dom”, gdzie zagrał siebie...
-- Tryskał energią i temperamentem. Odnosił sukcesy. Był w znakomitej formie. I oto nagle z dnia na dzień stracił energię. Opanował Go lęk. Stracił radość życia i pogodę ducha, stał się zamyślony, smutny i zamknięty w sobie – wspominał przyjaciela w „GW” Wiktor Sadowy.
-- Przed wejściem na scenę oblewały go poty, panika lękowa dusiła, skracała oddech i pętała mu nogi. Żona, pieszczotliwie nazwana przez Niego Dudą - nie odstępowała go na krok. Mówił o niej ciepło, z wielkim uczuciem: "Moja kochana Dudeńka". Wkrótce wyłączył się całkowicie z życia zawodowego.
-- Taki był ten wielki aktor: tajemniczy, niedostępny, poetycki, introwertyczny, zdystansowany wobec świata, oszczędny w gestach, pozbawiony patosu, a jednocześnie porywający i zachwycający. Pozostanie na zawsze w mojej pamięci jako smutny chłopiec z półuśmiechem na twarzy – pisał o nim w „Kinie” ks. Andrzej Luter.
Wspaniały, owiany już legendą laureat wielu prestiżowych nagród, mąż niezwykle utalentowanej aktorki i ojciec uzdolnionego aktorsko chłopca.
Jego dzieciństwo było niespokojne i burzliwe, zaś Wojenna Zawierucha Odebrało Mu Wszystko i Wszystkich… Te straszne przeżycia miały już na zawsze mu ciążyć, kładąc się cieniem na jego życiu. Nie mogąc poradzić sobie z Duchami Przeszłości, zmagał się z coraz większymi problemami psychicznymi. Cierpiący, osamotniony, wspominając karierę, którą musiał porzucić ze względu na zły stan zdrowia, kilka razy próbował nawet targnąć się na własne życie.
@ Urodził się w Warszawie, 25 kwietnia 1926 roku, jako Tadeusz Musiał. Już w dzieciństwie wykazywał zainteresowanie aktorstwem, ale wybuch wojny na jakich czas przekreślił wszystkie młodzieńcze marzenia i plany.
W 1939 roku jego ojca zastrzelili Rosjanie. Nastolatek, wraz z matką i siostrą Janiną, tułał się po kraju. Dziewczynka nie przeżyła jednak trudów podróży i zmarła na gruźlicę. Młody Musiał imał się najróżniejszych prac, by utrzymać siebie i mamę. Był również członkiem Szarych Szeregów, potem, jako ochotnik, zaciągnął się do wojska i wyruszył na Berlin. Wtedy też zaczął występować w teatrze frontowym.
W 1945 stanął w drzwiach Szkoły Dramatycznej Janusza Strachockiego.
-- Pojawił się tam wraz z kolegami z frontu Józkiem Nalberczakiem i Wojtkiem Zagórskim, w wojskowym mundurze z listem polecającym od gen. Mariana Spychalskiego. Miał 19 lat. Marzył o teatrze. Drobny, ciemnowłosy, o bystrych oczach gotowych do natychmiastowego uśmiechu. Miał w sobie nieodparty urok i dobroć wypisaną na twarzy – pisał o nim w „GW” jego przyjaciel, Witold Sadowy.
Po otrzymaniu dyplomu występował, z powodzeniem, na teatralnych scenach. -- Teatr był jego miłością. Był tytanem pracy. Głęboko [zbyt głęboko!] przeżywał każdą graną rolę, spalał się w niej wewnętrznie – dodawał Sadowy.
Ale Musiał – teraz noszący już sceniczny pseudonim JANCZAR – chciał osiągnąć jeszcze więcej. Jak już wspomniałem, na ekranie zadebiutował w 1951 roku w „Załodze”, a potem wystąpił w szeregu filmów o tematyce wojennej. Jeden z nich, "Kanał" Andrzeja Wajdy, uczynił z niego prawdziwą gwiazdę.
Od drugiej połowy lat 50. Janczar mógł przebierać w scenariuszach. Pojawiał się u najlepszych polskich reżyserów, w towarzystwie najbardziej cenionych aktorów. Wystąpił w "Eroice", Pożegnaniach", "Chłopach" – pamiętna rola Mateusza, „Hubalu”, jako kapitan Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”; a także niezwykle popularnym serialu "Dom"; użyczał również głosu w radiowym słuchowisku „Matysiakowie”.
Nieco gorzej wiodło mu się w życiu prywatnym – poślubił Elżbietę Habich, teatralną inspicjentkę, ale małżeństwo nie przetrwało próby czasu. Z tego związku na świat przyszedł Krzysztof Janczar – który, jako Krzysztof Musiał, zagrał Pawła w serialu "Wojna domowa".
-- Zawsze miałem z nim dobry kontakt – wspominał ojca w wywiadach. -- Bardzo dobry, choć niezbyt częsty. Zazwyczaj zabierał mnie w niedzielę, głównie do teatru. Piękny, miły, pachnący pan. Należał jednak do pokolenia najbardziej dotkniętego przez wojnę, która odebrała im ogrom młodzieńczej energii.
-- Tata pojawiał się od czasu do czasu – wspominał Krzysztof Janczar w „Super Expressie”. -- W mieszkaniu przy ul. Szpitalnej mieszkaliśmy ja, mama i dziadek Mikołaj z babcią Zofią. Mój tata Tadeusz miał w tym momencie inne życie i sprawy.
To „inne życie” Janczar senior prowadził u boku drugiej żony, wybitnej aktorki Małgorzaty Lorentowicz, którą nazywał „Dudą”. To ona trwała przy nim i wspierała go w najtrudniejszych chwilach. A te nadeszły dość szybko. Bowiem, jak wspomniałem na wstępie, na początku lat 60. u aktora zdiagnozowano chorobę afektywną-dwubiegunową z silnymi atakami paniki lękowej. Chorzy na tę zdradliwą chorobę cierpią z powodu wahania nastrojów, przeżywając, po których przychodzi apatia, załamanie, utrata wiary w siebie i sens życia, uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie.
- Cierpiał też na bezsenność. Stopniowo ogarniał go lęk, bał się wychodzić na scenę – cytuje słowa Małgorzaty Lorentowicz „Tele Tydzień”. - Od tego czasu zaczęła się walka o zdrowie, a nawet o życie Tadeusza…
Ci co mają pozytywne wzmocnienia, wsparcie w bliskich, kolegach, środowisku – nie poddają się, dzięki specjalistom, terapiom oraz lekom udaje im się w miarę normalnie żyć i Twórczo pracować. Takim przykładem jest znana wszystkim Catherine Zeta-Jones, Russell Brand, Carrie Fisher, Demi Lovato, Rene Russo, Wojciech Młynarski i wielu innych artystów, także - pisarzy, poetów, dziennikarzy.
@@@ Warto w tym momencie /kontekście/ przytoczyć słowa naszego wielkiego aktora, a mego przyjaciela (do 1991 r.), Janusza Gajosa o wrażliwości Artysty, które głęboko zapadły mi w pamięć - podczas jednej z naszych rozmów:
"Człowieka można porównać do odbiornika o różnej skali czułości. Mniej czuły jest bardziej prymitywny, toporny, ale też rzadziej się psuje; natomiast ten skomplikowany, a więc bardziej delikatny, narażony jest na to, że przez niewłaściwe użycie łatwo go popsuć – zaszkodzić mu w tym sensie, że przestanie działać. Jeżeli porównam się do takiego czułego odbiornika, to właśnie musiałem przeżyć tyle lat, żeby zaistnieć.
Wszystko, co do tej pory robiłem, to był wstęp, nieśmiałe próby przekonywania ludzi, że coś potrafię. Cały czas odbierałem tę moją drogę zawodową, jako walkę z niewiarą. Nie jestem pewny siebie, ale w jednym punkcie miałem takie głębokie – i moim zdaniem dosyć uzasadnione – przekonanie, że to co robię, robię dobrze i tak powinienem nadal postępować. Jestem ‘wyciszony’, należę do ludzi, których się w tym panującym hałasie i bezhołowiu właściwie nie zauważa, bo uwagę przykuwają ci, którzy mówią dobitnie, śmiało, bez wahań i wątpliwości… Ci, co manipulując opinią publiczną, wywołują rozmaite „wyreżyserowane” skandale… Tak więc nie wiem – czy to z powodu mojej fizyczności, czy też sposobu bycia, otaczała mnie niewiara, że jestem materiałem na dobrego aktora." (...)
CI NAPRAWDĘ WIELCY – ZAWSZE SĄ PEŁNI WĄTPLIWOŚCI I POKORY. TYLKO BUTNE, ZADUFANE W SOBIE MIERNOTY IDĄ ‘JAK TARAN’ PRZEZ ŻYCIE. LECZ TEN ‘TARAN--WALEC’ NIE POZOSTAWIA PO SOBIE ŻADNYCH SZCZYTÓW, ANI NAWET – WZNIESIEŃ (UNIESIEŃ), JENO PŁASKĄ PUSTYNIĘ INTELEKTUALNYCH PRZEKAZÓW I ZAPISÓW…
Zadufanie w sobie miernoty, obnoszące się wszem i wobec z patosem pustki własnej osobowości - jakże często niszczą osobowości Twórcze, o delikatnej strukturze psychicznej, wrażliwe, a czasami - nadwrażliwe, którym nie dane jest nawet zaistnieć w świece pełnym zawistników, brutalstwa, hucpy, bezczelnego, rozpychającego się chamstwa, walki o zaszczyty, stanowiska oraz splendory i apanaże.
--------------------------------
Korzystałem m. in. z książki Piotra Śmiałowskiego: „Tadeusz Janczar – zawód aktor”, 2007 r; wspomnień Witolda Sadowego; pozostałe źródła pomieszczone w tekście; rozmowy z Tadeuszem Janczarem w "TK" i "TIM".
marr jr
Inne tematy w dziale Kultura