Foto: Attila Husejnow / MW Media
Foto: Attila Husejnow / MW Media
Marek Różycki jr Marek Różycki jr
2435
BLOG

Hanka Bielicka - ostatni Mohikanin monologu kreacyjnego

Marek Różycki jr Marek Różycki jr Teatr Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

Hanka Bielicka - wyjątkowo 'elokwentna' aktorka i artystka kabaretowa - prywatnie, w domu była zupełnie inna niż na estradzie. Spokojna, wyciszona i zdystansowana, ale zawsze uśmiechnięta. Mieszkała w kamienicy na ul. Śniadeckich 18 w Warszawie. Wielokrotnie Ją odwiedzałem, bowiem była dobrą znajomą siostry mego Ojca, Ireny Gan, która prowadziła Estradę Wielkiej Kielecczyzny, a także Łodzi - i zapraszała Hankę Bielicką na występy, na które zawsze "waliły tłumy". Pani Hanka kochała warszawską Starówkę i Łazienki Królewskie. Bardzo udzielała się też charytatywnie przeznaczając pieniądze zarówno dla ludzi potrzebujących, na rzecz różnych instytucji (Domy Dziecka) i na schroniska dla zwierząt. Znana była z umiłowania do oryginalnych kreacji, które sama projektowała i z licznych kapeluszy, w które przebierała się już jako mała dziewczynka podczas pobytu w Konotewce na Ukrainie, gdzie jej mama była garderobianą. Dzieliła ponad 40 lat wspólną garderobę z Ireną Kwiatkowską, z którą jednak zawsze były na per „pani”...

Nigdy nie zapomnę, gdy szliśmy Marszałkowską od Placu Konstytucji, a ludzie zewsząd radośnie machali do Pani Hanki Bielickiej, uśmiechali się "posyłając całusy"...

             image


Z HANKĄ BIELICKĄ - ostatni raz próbowałem 'dojść do słowa' na kilka miesięcy przed Jej śmiercią.

 -- Pani Hanko, rozmawiałem z Panią już wiele razy i zawsze wychodził… Pani monolog, a ja zmuszony byłem później „dosztukować” niejako moje pytania… Proszę, błagam… o 'dyscyplinę odpowiedzi'… Spróbujmy ukazać summę Pani dokonań artystycznych, dorobku, ważnych wydarzeń i przeżyć.

      Podrobić ani pomylić Panią nie sposób. Jako aktorka charakterystyczna, posiadająca dar satyrycznej obserwacji…

-- …do końca nie wiadomo, na czym polega atrakcyjność aktora. Taki Fernandel, jakiż on był brzydki – ogromne końskie zęby – a jaki był kochany. Albo Louis de Funes… We Francji aktorzy epizodyczni, charakterystyczni – są bardziej kochani, niż największe gwiazdy. Widz bowiem utożsamia siebie lub bliskiego sobie człowieka z tym aktorem: „O, popatrz, widzisz – to wuj Bronek jest właśnie taki; o tak postępuje, tak właśnie mówi, podobnie wygląda…”

-- No tak, rodzina, ach, rodzina…

-- Marian Jonkajtys powiedział mi, że jestem ostatnim Mohikaninem monologu kreacyjnego. To znaczy, że w monologu kreślę postać, przedstawiam sytuację i sprawę. Myślę, że do tego potrzebna mi była zarówno szkoła teatralna, jak i wiele lat teatru dramatycznego. Na estradę weszłam jako artystka dramatyczna, ale w monologu nie chowam się za rolą Dulskiej, Żabusi, Mańki – jestem sobą i przedstawiam żywą osobę, raz głupszą, to znów mądrzejszą, bardziej kokietliwą, pretensjonalną, prostą czy złożoną. Moim wielkim zwycięstwem jest to, że potrafiłam obronić się przed pokusą, by być inną.

-- Ale…

-- Osiemdziesiąt procent zasługi należy do autora tekstu. Zaczęłam od poezji, piosenek, ballad podwórkowych. Kiedy jeszcze nie bardzo wiedziałam, co ja na tej estradzie będę robiła, Sempoliński przyniósł mi trochę tekstów. Było wiele prób i poszukiwań, dopiero później zaczęli dla mnie pisać monologi Gozdawa i Stępień, Brzeziński, Baranowski dla „Podwieczorku przy mikrofonie”, Wiktorczyk. Przysposabiałam także dla swojego repertuaru felietony Wiecha. Przez długi czas byłam wielką niewiadomą. Ja naprawdę – choć może mi pan nie uwierzy – wykreowałam się dopiero w drugiej dekadzie lat 80., po trzydziestu, czterdziestu latach pracy…

      „Podwieczorek przy mikrofonie” przez 25 lat spopularyzował mój głos – co dwa tygodnie nowy monolog, nie bardzo nauczony, nie dopracowany do końca, nie dopisany. Praca w szaleńczym tempie. To wszystko razem troszeczkę pachniało złym gatunkiem.

-- Teraz…

-- Kiedy do niedawna te same teksty brałam na warsztat, próbowałam i porządnie przygotowywałam – one nabrały barw, swoistego kolorytu i lepszego charakteru. Moja matka, słuchając tego mojego krzyku zawsze mówiła: „Boże, ale ty się bałaś, Hanka!...” Bo ja mam ogromną tremę, boję się i kiedy nie bardzo znam tekst, mówię strasznie szybko i bardzo głośno. Wie pan, wszystkie moje premiery przebiegały w takim szaleństwie, że ja nie bardzo wiedziałam, co mówię, gdzie mówię i jak mówię… Dopiero na trzecie, czwarte przedstawienie zaczynałam być przytomna i oswojona z tekstem. W teatrze dojrzewa się z próby na próbę, w trakcie przygotowań stale coś przyrasta do tej roli. A na estradzie trzeba brać monolog za łeb, trzeba go szybko zrobić, wprowadzić na dobre tory, dać mu swoistą barwę i jakąś wypukłość charakteru.

-- Czyli…

-- Mówiąc o warsztacie – zespole środków i chwytów rozśmieszania – sięgam do całego arsenału aktorskich pomysłów. Oczywiście, także wykorzystuję naturalne warunki swojego wyglądu. Daję upust wrodzonym skłonnościom do mówienia i do dowcipu; przyspieszony rytm słów, gestykulacja, świadomość zamykania zdań pointami. Wielokrotnie powtarzam dany monolog, ale wykonuję go zawsze inaczej. Nigdy nie robiłam żadnej roli czy monologu jako formy ostatecznej; zostawiałam mały margines na improwizację. Pozwalałam sobie iść za nurtem bieżącego dnia, który dookreślał, dokonkretyzował kreowane przeze mnie postacie, przedstawiane sytuacje. Jest to także sprawa osobistej interpretacji, usposobienia w danym dniu. Nie inaczej bywa z moimi rolami filmowymi, gdzie scenarzyści „kupują mnie już gotową” i niejako pode mnie piszą mi role, kwestie, teksty, wymyślają postaci.

-- Przecież…

-- W moich monologach – które najbardziej cenię – starałam się być rzecznikiem spraw i trosk milionów zwykłych ludzi. Portretuję statystyczną Polkę, która odznacza się sprytem, tupetem, dowcipem, często determinacją. Nigdy nie wyszydzam ułomności – wyśmiewam wady i przywary ludzkie, ale ciepło, z uczuciem. Muszę być czuła jak sejsmograf dokumentując i rejestrując życie – dostrzegać, co i jak się w nim zmienia. Starałam się, aby mój monolog był zawsze dialogiem z publicznością, z widownią – z ludźmi często trudnymi do rozbawienia, zmęczonymi, przywalonymi kłopotami. Na estradzie jestem w jakiejś euforii; mówię do kogoś, ale ten ktoś jest wyimaginowany. To nie jest publiczność, tylko osobowość publiczności i ja z nią dialoguję, z nią się śmieję i przeżywam. I często sama - umieram ze śmiechu... ;)

-- Bywa…

-- Tyle lat ludzi bawię, więc mam u nich kredyt zaufania. Kiedy pojawiam się na scenie i zaczynam mówić – pękają bariery. Dla młodych ludzi wychowanych na kulturze rocka, którzy nie przyzwyczaili się do tego typu rozrywki, jestem jak piramida Cheopsa, prawie Matuzalem… Za kilka miesięcy stuknie mi dziewięćdziesiątka, a oni… te 60-65 lat mniej... Zdaję sobie sprawę, że do niedawna zastanawiali się: co ona może tutaj jeszcze zrobić, czym porwać, zadziwić…

-- A jednak…

-- Bardzo dużo zawdzięczam panu Zbyszkowi Korpolewskiemu, Danielowi Passentowi i Markowi Grońskiemu, którzy pisali dla mnie monologi, te z najwyższej półki – „z bieżącego dnia”. Dzięki nim stałam się takim satyrycznym kronikarzem dnia powszedniego.

-----------------------------------------------------------------

       „Hanka mogłaby recytować książkę telefoniczną, a sala i tak ryczałaby ze śmiechu. Podejrzewam zresztą, że czasem tak robiła… Tylko w takim tempie, że zanim ktokolwiek się zorientował, już się kłaniała, podczas gdy sala szalała z zachwytu”.

                                                                                                       Eryk Lipiński

-----------------------------------------------------------------

-- ...było to zawsze moim marzeniem: ja – osoba dojrzała, jak gdyby z tamtej epoki, ale myślenie współczesnych nam młodych ludzi. To znaczy, występuję z pozycji ciotki, która się orientuje, która tkwi w rzeczywistości, wie, co w trawie piszczy, ma młody umysł i duszę…

-- No tak…

-- Wiele trzeba umieć, aby estrada miała walor, aby to była sztuka i miała formę zdecydowaną. Jak się powie Kwiatkowska, Kobuszewski, Bielicka, Janowska, Michnikowski, a z młodszych, Łazuka - to ludzie konkretnie wiedzą, co ten człowiek sobą reprezentuje. Znaczy to, że zaistniał w wyobraźni publiczności, wypracował swój styl i charakter. Wykreował swoją osobowość sceniczną. Studiowałam i terminowałam u Zelwerowicza, partnerowałam słynnym kolegom i koleżankom, że wspomnę Sempolińskiego, Melinę, Kurnakowicza, Perzanowską, Zimińską, Muszyńskiego. Podpatrywałam, uczyłam się pragnąc osiągnąć szczyty skupienia, koncentracji, precyzji. Przede wszystkim zaś – uczyłam się i poznawałam siebie.

                   image

-- Z początku…

-- Robiłam wszystko – grywałam rzeczy dobre i złe, miałkie i bardzo wartościowe. Ale zawsze z wielką pasją i odpowiedzialnością angażując w występ cały swój warsztat. W teatrze miałam dobre recenzje. Pisali, że zdolna, że następczyni Ćwiklińskiej, że ciekawa osobowość. Na estradzie zaś przeważnie byłam krytykowana – że humor za prosty, za łatwy, za pospolity. Oczywiście, bywał i tekst słabszy, wtedy wkładałam w jego przygotowanie więcej pracy, wyobraźni, serca. Publiczność wyczuwała i doceniała te moje starania. Robiłam znakomite kreacje, wkładałam piękne kapelusze – stąd właśnie zrodziła się moja namiętność do kapeluszy… Mamusia tak mi mówiła: „Jak się pięknie ubierasz, dziecko, to pewnie tekścik szwankuje…”

-- Wielu sądzi…

-- W życiu prywatnym też jestem taka pyskata. Po części moja prywatność wychodziła na scenie. Jestem spontaniczna, pełna życia, wigoru, energii, temperamentu, w nieustannym ruchu. Pamiętam, jak Zelwer zapytał mnie: „Pani Bielicko – zawsze mówił pani Bielicko – co Pani dała szkoła?”  Kiedy się tak zastanawiałam, odpowiedział: „Jak pani do nas przyszła, to pani przyniosła ze sobą mniej więcej dziesięć kubłów wszystkiego: talentu, dynamiki, humoru, krzykliwości. Z tego odlaliśmy siedem – trzy kubły zostały… Niech pani pamięta, że te trzy kubły to jest jeszcze na co najmniej dziesięć aktorek! Wystarczy tego pani do końca życia…”

------------------------------------------------------------------------------

      „Najpiękniejsza chrypka świata” – powiedzieli o artystce Gozdawa i Stępień; „umie na pamięć tekst, zanim go jeszcze autor zdążył napisać” – dodał Ludwik Sempoliński. Pierwszy z tych komentarzy w jakimś stopniu określa sceniczną osobowość artystki, drugi mówi coś o stylu jej pracy. Bo też jest Hanka Bielicka kobiecym szatanem, który dwoi się i troi na wszystkich frontach, jakie zdołała wymyślić współczesna kultura masowa”.

                                                                                                         Witold Filler

------------------------------------------------------------------------------

-- Jestem rzadkim komikiem, bo w życiu prywatnym też mam poczucie humoru. Komicy zaś żyją skromnie, nie udzielają się publicznie, zazwyczaj w życiu prywatnym są smutasami… Ja na przykład teraz, kiedy dokuczają mi różne dolegliwości związane z wiekiem – bardzo często powtarzam za Boy’em : „Reumatyzmy już łupią , / Coraz bardziej jest głupio, / Czują już moje kości – / Przedsmak wieczności”( …)

-- "Jakże marzę o tym wieku, / gdy zwierzę ginie w człowieku / Gdy już żadna z ziemskich chuci - / mego życia nie zakłóci! / Ach, jak będzie to przyjemnie..." Czy wie Pani…

-- ...zdaję sobie sprawę, że wartością mego humoru jest dynamika. Ja nie wyciskam dowcipów, nie staram się rozbawić ludzi na siłę. Opowiadając, pytlując, przelatując z tematu na temat, myląc się, powtarzając, przepraszając – stwarzam sytuację, pokazuję postać. Ale ja taka sama jestem w życiu. Moja mamusia zawsze mówiła: „Jak nie odgadasz na scenie, to na schodach odgadasz i tak”. Ta moja wrodzona pogoda ducha pomaga mi żyć.

      Jestem życzliwa ludziom – zaraz w sklepie robi się jaśniej i w kolejce wszyscy się uśmiechają… Przed paru laty miałam taki wypadek – stoję w kolejce na poczcie i podchodzi do mnie jakaś pani mówiąc dosłownie z pretensją w głosie: „Proszę pani! Przecież pani wygląda jeszcze młodziej niż w telewizji!” Ja na to : „To się pani powinna cieszyć…” A ona: „Właśnie, że nie, bo powiedziałam dzieciom, że panią fotografują przez jakieś siatki czy pończochy – tak jak tę Marlenę Dietrich”. Ja mówię: „To było dawno, w Metro-Goldwyn-Mayer, teraz się tego nie używa…” Na co ona: „No, to co ja mam teraz dzieciom powiedzieć?” Odrzekłam: „Prawdę…” Oczywiście, wszyscy zaczęli się śmiać… Jak idę ulicą, to nawet z tramwaju machają, posyłają całusy, tak, jak gdyby się na co dzień ze mną znali. Mnie popularność nie męczy, bo nie zjawiła się nagle – w ciągu tygodnia czy miesiąca – tylko jest wynikiem mojej wieloletniej, ciężkiej pracy.

-- Jak…

-- Atmosfera ciepłego domu rodzinnego ukształtowała moją wrażliwość, osobowość. Jestem pewna, że udane dzieciństwo, młodość – rzutują na całe życie człowieka. Szczególnie – ciepło rodzinne, wzajemny szacunek, życzliwość, poczucie humoru i to, że rodzice z siebie żartowali. Ojciec z uzdolnieniami artystycznymi, pomimo że był typowym urzędasem… Dom pełen był gości, ciągle coś się działo. Albo grałyśmy z siostrą na pianinie, albo odgrywałyśmy jakieś przedstawienia; pełno było bibułek, kapeluszy, rozmaitych strojów. Tej wyobraźni rozbudzonej w dzieciństwie wystarcza na całe życie!

--------------------------------------------------------------

      „(…) znakomita aktorka nie zadowala się zabawą kosztem postaci demonstrowanej, nie tylko ją krytykuje, ale i wyposaża w niezmiernie cenne właściwości ciepła aktorskiego i ludzkiego zrozumienia. Pomaga tu ujmujący i dyskretny uśmiech, harmonia gestu i intonacji – przy czym każdy epizod jest odmienny, świadcząc o wielkim bogactwie aktorskich pomysłów!”

                                                                                               Wojciech Natanson

-------------------------------------------------------------

-- Kiedy…

-- Panie Marku, można na estradzie zrobić wszystko, nawet cielca złotego na głowę sobie wsadzić, ale jak to się publiczności nie podoba, to będziesz musiał zejść ze sceny i opuścić kurtynę... Ludzie cieszą się, że jeszcze jakoś wyglądam, że jeszcze się ruszam, że nie jestem bardzo pomarszczona… I klawo...! ;)

-- No cóż…

-- Ja pan zauważył, w domu mam bardzo cicho i spokojnie. Dwa psy, kot, gosposia, od czasu do czasu przychodziła siostra. Dom traktuję jako azyl. Stare meble, kominek, świeczniki. Niemniej życie mam ciągle czymś wypełnione, tak że naprawdę to ja do tego domu tylko wchodzę i wychodzę. Ale nawet przez te dwie, trzy godziny znajduję w nim odpoczynek. Nie odczuwam samotności; nigdy też nie tęskniłam za dzieckiem – za bardzo byłam zapracowana.

-- Hmm…

-- Zelwer przekazałam prawdę, że najwyższym dobrem aktora jest jego nazwisko; trzeba najpierw się o nie bić, a potem bronić go i nie odstępować! Doświadczeni aktorzy mówili: niech recenzenci piszą źle, albo dobrze, byle pisali z nazwiskiem… Ludzie muszą identyfikować artystę, a popularność, zainteresowanie tworzy się w rozmaity sposób. Pamiętam, byłam w objeździe w Sandomierzu i akurat tam właśnie – blisko dziewięćdziesięcioletnia – Ćwiklińska grała w sztuce „Drzewa umierają stojąc”. W wolny wieczór poszłam do teatru i widziałam, jak ona występuje. Tam jest taki moment, jak ona sama tańczy walca z radości i potem pada na fotel… Cała publiczność wstała i poszedł szmerek po sali: „Umarła! Umarła…” A ona wstała i słyszałam głosy publiczności: „Nie! A jednak żyje!...” To wszystko tworzy aurę niezwykłości, ciekawości, atrakcyjności.

 -- A…

-- Wiem, chciał pan zapytać o mój znak zodiaku. Jestem zajadłym Skorpionem… Zrozumiałam, że nie należy się nigdy poddawać. Trzeba umieć porażki przekuwać w zwycięstwa. Jak Scarlett O’Hara mówię: „Jutro się pomartwię… Jutro o tym pomyślę… Prześpię tę noc z problemem i zobaczę…” To daje ten - jakże potrzebny - ozdrowieńczy dystans do życia, problemów. A już następnego dnia... o mało ze śmiechu nie umrę... ;)

-- Pani Hanko, pani mnie leczy…

-- Skorpion pomaga mi we wszystkim – on zjada własny ogon, ale wciąż z uporem i śmiechem.. idzie do przodu…

-- C…

-- No właśnie, w końcu przecież jakoś żyjemy – takim widać jesteśmy narodem. Jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy! ;) Byliśmy narodem umęczonym, ale ciepłym, pogodnym i serdecznym na co dzień. Dużo, niestety, z tego straciliśmy. Ale siedzi w nas ogromna siła witalna, która powoduje, że nie dajemy się i wciąż przemy do przodu, pomimo bardzo niesprzyjających „okoliczności przyrody”… – jak mawiał, bodajże, Himilsbach...

      No to pogadaliśmy sobie… A pan, co tak się zasępił…

-- Ależ nic, pani Hanko. Dziękuję za… rozmowę…

image

HANKA BIELICKA - urodziła się 9 listopada 1915 w Kononowce w guberni połtawskiej; zmarła 9 marca 2006 w Warszawie – aktorka, artystka kabaretowa, romanistka. Była pierwszą żoną Jerzego Duszyńskiego.

W 1939 r. ukończyła Wydział Filologii Romańskiej Uniwersytetu Warszawskiego (zdobywając absolutorium, etap pisania pracy magisterskiej przerwał wybuch wony) oraz Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej w Warszawie, w tym samym roku debiutowała jako aktorka. Współpracowała z Teatrem Polskim "Pohulanka" w Wilnie w okresie wojennym, po 1945 roku była związana z zespołami teatrów Dramatycznego w, Kameralnego w Łodzi, Współczesnego w Warszawie i Państwowego Teatru "Syrena" w Warszawie. W 1977 roku przeszła na emeryturę, ale nadal kontynuowała występy, zarówno teatralne i estradowe, jak i telewizyjne. Wielokrotnie występowała także poza Polską.

@ Podczas występu w krakowskim kabarecie "Siedem kotów" w 1947 r. poznała Bogdana Brzezińskiego, który obiecał napisać coś specjalnie dla Bielickiej. Kilka lat później stworzyła postać Dziuni Pietrusińskiej - komentującej paradoksy rzeczywistości sąsiedzkiej i ogólnospołecznej "paniusi miejsko-wiejskiej z dość poważnie zmąconym poczuciem własnych korzeni", jak scharakteryzował tę przezabawną postać sam autor.

Hanka Bielicka wygłaszała słynne monologi Dziuni z właściwym sobie temperamentem, w zawrotnym tempie. W tej roli bawiła publiczność i słuchaczy radiowego "Podwieczorku przy mikrofonie" przez 25 lat. Jako Dziunia wygłosiła ponad tysiąc(!) monologów. Charakterystyczny głos aktorki, który był przeszkodą przy obsadzaniu jej w wielu rolach teatralnych, tutaj okazał się ogromnym atutem. Aktorka była rozpoznawalna wszędzie i często przez przypadkowe osoby nazywana po prostu "Dziunią".

@ Hanka Bielicka zagrała także w ponad 20 filmach, m.in.: "Zakazane piosenki", "Celuloza", "Cafe pod Minogą", "Gangsterzy i filantropi" i "Małżeństwo z rozsądku" oraz wielu serialach m.in. "Wojna domowa", "Palce lizać", "Pan Wołodyjowski", "Badziewiakowie". Ostatnio zagrała w ekranizacji powieści Katarzyny Grocholi "Ja wam pokażę!", który miał premierę w lutym 2006.

image

Marr jr                                                                                       

Życie duże i małe         

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Kultura