Z przebogatej biografii Mistrzyni poetyckiej groteski, która w świetnej kondycji dożyła 98. lat, pozwoliłem sobie wyciągnąć kilka bezcennych wskazówek, które pomogą każdemu w nurtującej ludzkość kwestii – jak żyć, aby zachować dobre zdrowie i humor na tak długie lata...? Choć - jak mawiał Jerzy St. Lec - "Człowiek jest całością, chyba że bliźni postanowią inaczej." A tak zwani "bliźni" – bardzo ostatnio pracują nad tym, by zdyskredytować, zdezawuować bliźniego swego, mocno przy tym bluźniąc, niestety… Ot, to taki czysto nadwiślański „płód” i obyczaj 'żyjątek', które są na bakier z honorem, etyką, moralnością, nie wspominając o 'prawości' - szlachetności, uczciwości, patriotyzmie.
Przez wiele lat Irena Kwiatkowska realizowała ideę, którą wypowiadała w formie żartu w słynnym serialu "Czterdziestolatek". To właśnie tam padały w prawie każdym odcinku kultowe słowa. - Ja jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję - mówiła Kwiatkowska, wcielająca się w kobietę, która w każdym odcinku wykonywała inną, najczęściej ciężką pracę. Taka też była Irena Kwiatkowska. Świetna forma Ireny Kwiatkowskiej (†98) sprawiała, że wiekowa gwiazda nie zwalniała tempa, występując w filmach, serialach, na scenie i na estradzie. Niemal do ostatniej chwili pozostawała aktywna zawodowo i "żadnej pracy się nie bała".
Najważniejsze wartości Ireny Kwiatkowskiej. „Człowiek musi być pokorny, to jest pierwszy warunek naszego życia”, powtarzała aktorka, a jej motto życiowe to „prawda i tylko prawda”. Z kolei pracy podporządkowała całe swoje życie, także prywatne. Nie oszczędzała się. Pracowitość na granicy z pracoholizmem objawiła się w trwających kilka tygodni przygotowaniach do przedstawienia, które czasem doprowadzały do rozpaczy autorów tekstu, ciągle proszonych o konsultacje i nanoszenie poprawek. Nie poprawiała tylko po jednym – Jeremim Przyborze. „Podchodziłam do nich [tekstów Przybory - przyp. red.] z ogromnym pietyzmem. Szanowałam je od kropki do kropki, każdy myślnik, ba, nawet każdy przecinek pozostawiałam na swoim miejscu” – mówiła Kwiatkowska.
@ Kiedy podpytywałem zaprzyjaźnioną Hankę Bielicką, która dzieliła z Ireną Kwiatkowską garderobę w teatrze "Syrena", o najważniejsze wartości Pierwszej Damy sceny komediowej - usłyszałem: "Cechuje Ją wielka kultura osobista. Zawsze obraca trudne sprawy w żart. Nigdy nie byłam świadkiem, żeby wokół Niej zawiązywał się jakiś konflikt, czyli coś, o co często w tym świecie łatwo. Bardzo chroni swoją prywatność. Mawia, aby panować nad emocjami, namiętnościami i przedmiotami, rzeczami - nie pozwolić, aby one zawładnęły człowiekiem. Ale przede wszystkim pani Irena nie toleruje kłamstwa i obłudy; nie znosi obrazy, uważa, że prawdę należy 'wypojedynkować.'" Chociaż obie panie dzieliły jedną garderobę, były... na 'per pani', szanowały swoją prywatność, darzyły się szacunkiem, wręcz estymą. To były Damy o 'przedwojennej proweniencji' i kindersztubie. Z żalem konstatuję, że to tak dziś "staroświecko' brzmi...
"Ona nigdy nie była z siebie zadowolona i zawsze bardzo dużo od siebie wymagała. Przez to podniosła wysoko poprzeczkę i pokazała, że kobieta jeśli chce, może wiele osiągnąć. To dla mnie ideał aktorstwa komediowego. Wystarczyło na nią spojrzeć, a nie miało się wątpliwości, że ta jej „abstrakcyjna komediowość” to mistrzostwo. Jej nawet nie da się naśladować, bo jest niepowtarzalna. Ale Irena Kwiatkowska jest wzorem na wielu życiowych płaszczyznach. W każdym fachu potrafiła się odnaleźć – nawet w tym typowo męskim." - Hanna Śleszyńska
"Była to osoba od strony zawodowej wzorcowa, zawsze niesłychanie przygotowana (...). To, co się potem tylko wydawało lekką improwizacją, czymś takim ulotnym i efemerycznym, było konsekwentnie wypracowane i przygotowane. Świeciła ona wzorem dla pokolenia młodszych aktorów, jak do tego rzemiosła podchodzić." - Wojciech Młynarski
-----------------------------
Irena Kwiatkowska (1912 - 2011), wybitna aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna, artystka kabaretowa, ukończyła Wydział Aktorski PIST-u w Warszawie. Zadebiutowała w 1935 roku. Grała na scenach Warszawy, Krakowa, Poznania, Wilna...
@ W czasie II wojny Światowej Kwiatkowska należała do AK, była sanitariuszką i łączniczką w czasie Powstania Warszawskiego. Miała pseudonim Katarzyna. Grała w konspiracyjnym (tzw. lotnym) teatrze Leona Schillera, którego widownią byli ranni żołnierze.
Po II wojnie światowej zaczęła występować w krakowskim kabarecie "Siedem Kotów", później grała w teatrach warszawskich: "Teatrze Satyryków", "Syrenie" i w kabaretach: "Dudek", "Szpak", "Kabarecie Starszych Panów". Do tego ostatniego dołączyła od siódmego odcinka. Pyszne piosenki („Szuja”, „Tango kat”, „Pani Róża gra Szopena”) to dziś klasyka i wzór do naśladowania dla wszystkich aspirujących artystów kabaretowych.
Irena Kwiatkowska słynęła z pieczołowitej pracy nad każdą rolą, potrafiła cyzelować jeden wers przez kilka godzin. Gdy w Kabarecie Starszych Panów miała zaśpiewać, czuła ogromną tremę, do momentu, w którym zobaczyła, że przygrywający jej na pianinie Jerzy Wasowski trzęsie się ze śmiechu… Znana z licznych monologów i skeczy kabaretowych (słynna Hermenegilda Kociubińska z "Dorożki Hermenegildy" według Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego).
@ W swoich monologach, kabaretowych scenach i piosenkach stosowała poetycką stylizację, ale równocześnie potrafiła nadać swoim postaciom wręcz karykaturalny rys, wychodząc od wnikliwej obserwacji psychologicznej.
Aktorka stale współpracowała z radiem – słynna audycja: "Podwieczorek przy mikrofonie". Występowała także w teatrach dramatycznych w rolach komediowych (Dulska z moralności pani Dulskiej G. Zapolskiej, Eugenia z Tanga S. Mrożka). Znakomita interpretatorka każdej roli. Jako aktorka filmowa przede wszystkim kojarzona jest z kobietą pracującą z serialu "Czterdziestolatek" (1974–1976) Jerzego Gruzy. 1993 uhonorowana Nagrodą Teatru Polskiego Radia "Wielki Splendor".1996 otrzymała Superwiktora. 2002 obchodziła Jubileusz 90. urodzin.
Wystąpiła także w filmach: "Klub kawalerów" (1961, reż. J. Zarzycki, jako swatka Dziurdziulińska), "Wojna domowa" (1965–1966, reż. J. Gruza, serial TV), "Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka" (1976, reż. J. Gruza), "Halo Szpicbródka, czyli ostatni występ króla kasiarzy" (1978, reż. J. Rzeszewski, Makowska), "{Lata dwudzieste, lata trzydzieste" (1984, reż. J. Rzeszewski), "Zmiennicy" (1986, reż. S. Bareja) i wielu innych.
Żeby wymienić wszystkie role Ireny Kwiatkowskiej, trzeba by zapełnić kilka stron. Grała w najsłynniejszych polskich kabaretach tamtych czasów – Kabarecie Dudek i Kabarecie Starszych Panów. Ma na koncie ponad 100 ról teatralnych i niezapomniane kreacje filmowe, a wśród nich rolę Kobiety Pracującej we wspomnianym już serialu „Czterdziestolatek”. Irena Kwiatkowska jako Kobieta Pracująca występowała tam w 21 zawodowych wcieleniach – od roznosicielki mleka przez kominiarza, stewardessę, ochotniczkę w Ochotniczym Komitecie Opieki nad Żonami Rezerwistów do naganiacza na polowaniu... I zawsze powtarzała: ...bo ja jestem kobieta pracująca – żadnej pracy się nie boję...
------------------------------
WYDAJE SIĘ, ŻE TAK NIEDAWNO PISAŁEM...: Nie ma siły, która skłoniłaby ją do udzielenia jubileuszowego wywiadu, bo jak twierdzi, nie ma o czym opowiadać. (Sic!...) Wszystko zapomniała i sama musi zaglądać do „Who is who?”, żeby sobie fakty odświeżyć. Już przed laty pytana o coś, o czym nie miała ochoty mówić, udawała, że nie słyszy. A słuch i pamięć funkcjonowały doskonale!...
Jubileusze – ich najbardziej nie znosi. „Czuję się wtedy jak babcia, którą grzeczny chłopiec chce na siłę przeprowadzić przez ulicę. Babcia się opiera, ale chłopiec nie daje za wygraną. Przechodnie się dziwią, dlaczego ta kobieta tak bardzo się szamoce. Nie rozumieją, że nie chciała przechodzić przez ulicę, a chłopiec chciał rozpocząć dzień od dobrego uczynku”, podsumowała wysiłki teatrów, które próbowały ją uhonorować.
Nie odmawia jednak przyjęcia kwiatów i słodyczy. Już w młodości do tych drugich nie czuła odrazy, a w wieku dojrzałym odkryła do nich nawet pewien pociąg. Szczególnie gustowała w torcikach od Bliklego. "Życie, by było udane, wymaga osłody." To pierwsza rada, jaką z wówczas 98-letniej historii życia pani Ireny udało nam się zaczerpnąć. Nie była to jedna rada...
[[Korzystam z książki: „Irena Kwiatkowska i znani sprawcy”, której autorem jest mój kolega z ławy maturalnej, Roman Dziewoński, wywiadów, jakich aktorka udzieliła przed laty dziennikowi „Rzeczpospolita”; "Sposób na dobre życie" - oprac.: Magda Łuków VIVA nr 19/20, oraz moich rozmów z Ireną Kwiatkowską, Hanką Bielicką, Ireną Gan - szefową Estrady Wielkiej Kielecczyzny]].
JEDZ MAŁO BUŁEK, CZYTAJ DUŻO KSIĄŻEK
Dzieciństwo Ireny Kwiatkowskiej nie było dostatnie, było za to szczęśliwe. Rodzice mieszkali w Warszawie. Tata drukarz pracował ciężko na utrzymanie rodziny (pani Irena miała jeszcze brata Edwarda), ale większość pieniędzy nie szła na podstawowe życiowe potrzeby. Pan domu był zapalonym bibliofilem i dla niego najważniejsze były książki. Mama pani Ireny wciąż narzekała: „Biały kruk, biały kruk – a ja nie mam na buty dla dzieci”.
Irenka miała sześć lat, gdy pewnego razu w parku zabrała jakiejś dziewczynce bułkę. Ale kiedy tylko taty nie było w domu, wraz z mamą zakradały się do szafy, gdzie trzymał białe kruki – i czytały. Aktorka przyznała kiedyś, że nie ma ojcu za złe braku bułek, bo gdyby jadała ich więcej, a mniej czytała, być może nie byłaby tym, kim jest dzisiaj. Miłość do literatury została jej na całe życie.
NIE PRZEJMUJ SIĘ MIZERNĄ POSTURĄ
„Aktorstwo nie odbiega od zakonu, bo obie profesje wymagają poświęcenia”, zwykła mawiać pani Irena. Już jako uczennica liceum Hoffmanowej w Warszawie postanowiła, że jeśli nie uda je się zostać aktorką, będzie zakonnicą. Pamięta, że oceniała swoje szanse kiepsko. Egzamin zaczął się dla niej już w tramwaju. Na jednym z przystanków wsiadła przepiękna, bardzo elegancko ubrana dziewczyna. Wszystkie głowy skierowały się w jej stronę. „W końcu, kiedy dotarłam już na egzamin z tą całą moją mizerną posturą, na korytarzu szkoły spotkałam właśnie ją! Przeleciało mi przez głowę: „Co ja tu robię?!!!”, wspominała aktorka. Niepotrzebnie się martwiła.
Do PIST, czyli Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, kierowanego przez Aleksandra Zelwerowicza, dostała się za pierwszym razem. Na dzień dobry usłyszała jednak od Zelwera: „Talent wielki, ale warunki bardzo skromne. Musisz bardzo ciężko pracować, bo inaczej nic z ciebie nie będzie”.
W przyszłości miało się okazać, że owe skromne warunki fizyczne pani Ireny stały się jej atutem. Drobna energiczna kobietka nie musiała się nawet odzywać, żeby przyciągnąć uwagę widzów. Sama za największy mankament swojej urody uznawała nie – jak sama mówiła – mizerną posturę, ale duży nos. „na szczęście zawsze wiedziałam, jak ustawić się do zdjęcia”, zdradziła przed laty swój sekret.
KUJ NA BLACHĘ, PRZYCHODŹ PRZED CZASEM
Radę Zelwerowicza, by ciężko pracować, Irena Kwiatkowska wzięła sobie do serca. W czasach szkolnych przychodziła na zajęcia przed czasem, materiał miała wykuty na blachę i zgłaszała się do wszystkich zadań. Zelwer pytał: „Kto chętny poza Kwiatkowską?” Tylko raz spóźniła się do niego na zajęcia. Kiedy zapytał, co się stało, postanowiła powiedzieć prawdę. „Zaspałam”, stwierdziła. To jednak była ostatnia rzecz, w którą Zelwerowicz mógłby uwierzyć. Przez dziesiątki lat scenicznej kariery pani Irena nie spóźniła się nigdy.
JEŚLI MASZ TYLKO STAĆ, STÓJ PRZEJMUJĄCO...
„Pierwsza rola, i to od razu tytułowa”, pomyślała, gdy dyrektor Teatru Powszechnego Iwo Gall zaproponował jej zagranie postaci świerszcza w „Świerszczu za kominem” Karola Dickensa. Dopiero potem okazało się, że to rola... niema. Świerszcz w szarej sukience stał obok komina i miał się tylko przyglądać pozostałym postaciom. Ktoś inny by się załamał. Ale to nie w stylu pani Ireny. Wzięła się w garść i stała tam tak przejmująco, że wszyscy patrzyli na świerszcza... ;)
@ Wieloznaczność komediowych ról jest charakterystycznym rysem aktorstwa Kwiatkowskiej. "Śmieszy nas, ale u spodu tej śmieszności kryje się coś tragicznego." - pisał Koprowski - "Zasmuca nas, ale tuż pod powierzchnią smutku czai się śmieszność, która nie pozwala przyjąć świata jako domeny zła i przekleństwa." ("Literatura" 1979, nr 36)
GDY WSZYSTKO ZAWIEDZIE, WIERZ W CUDA!
W Powstaniu Warszawskim Irena Kwiatkowska miała funkcję łączniczki. Po jego upadku wraz z innymi powstańcami wychodziła między szpalerem niemieckich żołnierzy. Postanowiła uciec. Jedynym sposobem, by się uratować, wydawał się skok do rowu. Skoczyła, udało się. Obok na polu chłopi kopali kartofle. Podbiegła do jednego z nich, złapała motykę. „Pan daje!”, powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu i zaczęła kopać. Przeżyła.
Potem – jak wielu Warszawiaków – dotarła do Krakowa. nie miała kenkarty. Którejś nocy do drzwi domu, w którym mieszkała, zapukało gestapo. Gdy wsiadała do bydlęcego wagonu, wiedziała, że jedzie do obozu koncentracyjnego. W wagonie panowała śmiertelna cisza. Ale kilkanaście kilometrów za Prądnikiem transport nagle się zatrzymał, po pewnym czasie drzwi wagonu otworzyły się i ludzie usłyszeli, że są wolni! W obozie zabrakło miejsca! Zdaniem pani Ireny to był cud, inaczej nie potrafiła tego wytłumaczyć. Wróciła do Krakowa na święta. Długo pamiętała smak chleba z czosnkiem, który wtedy jadła.
ZAKOCHUJ SIĘ WIELE RAZY, KOCHAJ RAZ!
W młodości bywała zakochana, i to nieraz. Kiedyś zadurzyła się w koledze z teatru, z którym po przedstawieniach chodzili do Wierzynka potańczyć. Starszy kolega ostrzegł panią Irenę: „Tylko się w nim nie zakochaj. On kobiet nie lubi”. „Dopiero wtedy dowiedziałam się, że istnieje inna orientacja seksualna”, wspominała...
Miłością życia pani Ireny był wybitny lektor i spiker Polskiego Radia, erudyta i uroczy człowiek, Bolesław Kielski. „Gdy wracałam do domu rozdrażniona, z góry oświadczałam: „Jestem zdenerwowana”. Mąż nie pytał dlaczego. Wiedział, że trzeba odczekać”.
Z każdej podróży starała się mu przywieźć jakiś prezent, choć zawsze sprawiało jej to trudność. Po występach w Anglii najpierw nabyła dla męża sweter. Szybko jednak stwierdziła, że swetrów ma za dużo, więc wymieniła go na koszulę. Ta jednak miała nie taki odcień jak trzeba, więc zwróciła ją i kupiła parasol. Niestety, za chwilę doszła do wniosku, że mąż parasol zgubi. Ostatecznie kupiła na lotnisku gazetę. „On tak bardzo lubi zachodnią prasę”, stwierdziła... ;)
Irena i Bolesław nie mieli dzieci. Po latach pani Irena mówiła, że nie zdecydowała się na dziecko, bo nie mogła mieć rywala...
NIE STACZAJ SIĘ NAWET PO PIJANEMU
„Prowadziłam kiedyś hulaszczy żywot”. Bywały okresy rujnujące mój organizm. Przeszłam w życiu wszystkie możliwe etapy. Przez alkohol też przeszłam, ale we właściwym momencie odezwał się głos rozsądku. Zmądrzałam i odtąd zaczęłam się lepiej prowadzić”, tak pani Irena wspominała młodość. Ale jak mówi, nawet po pijanemu się nie stoczyła, a co dopiero na trzeźwo. Zawsze zachowywała kontrolę nad sobą.
POLEGAJ NA OPINIACH Z TRZECIEJ RĘKI
Zaczynała karierę od ról dramatycznych i była w nich niedościgniona. „Zgubił” ją talent komiczny. Już w czerwcu 1946 roku ówczesny redaktor naczelny „Przekroju” Marian Eile – zaproponował pani Irenie występy w słynnym kabarecie „Siedem Kotów”. Oto dialog telefoniczny, który miał wówczas miejsce:
„Ależ ja nigdy nie występowałam w kabarecie i nie wiem, czy się do tego nadaję”, powiedziała Kwiatkowska.
„A, jeszcze jak, będzie pani filarem kabaretu, gwiazdą”, stwierdził Eile.
„Skąd ta pewność, przecież nigdy nie widział mnie pan na scenie?”, ripostowała aktorka.
„To prawda, ale Jerzy Waldorff zapewnił mnie, że będzie pani poszukiwanym przeze mnie ideałem”, atakował Eile.
„Ale proszę pana, Jerzy Waldorff również nigdy nie widział mnie w teatrze”, mówiła coraz bardziej zaskoczona Kwiatkowska.
„Nic nie szkodzi. Waldorff wiele dobrego słyszał o pani od Antoniego Bohdziewicza...”, kontynuował Eile. ;))
Po premierze pierwszego przedstawienia Eile podwoił gażę pani Irenie i oświadczył, że zgodnie ze swoją nową dewizą „odtąd będzie polegał wyłącznie na opiniach z trzeciej ręki”. (...)
DBAJ O INTRODUKCJĘ, INTRYGĘ I POINTĘ
„Chcę tak sobie po latach pomarzyć, że może podsuwałam mu jakieś pomysły, inspirowałam... żadna tam muza poety, ot rzemieślnik...”, mówiła o współpracy z Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim. Ich znajomość datowała się od chwili, kiedy poeta dowiedział się z prasy, jak Irena Kwiatkowska znakomicie zinterpretowała jego „Inge Bartsch”. Wysłał jej podziękowanie. Potem aktorka miała recytować jego „Sierotkę”. Ale tym wierszem nie była zachwycona. Zdaniem Edwarda Dziewońskiego to nieprawda, że wystarczyło jej dać książkę telefoniczną, a ona i tak zrobiła z tego majstersztyk. Przeciwnie, była bardzo wymagająca, jeśli chodzi o tekst.
Kiedy więc pewnego dnia spotkała Gałczyńskiego na Nowym Świecie, wypaliła: „Proszę pana, według tego, czego mnie uczono, musi być introdukcja, intryga i pointa. Chciałam ten wiersz przygotować na konkurs, ale tam tego nie ma”. I Gałczyński potulnie naniósł poprawki.
Jedyną osobą, której nigdy nie poprawiała, był Jeremi Przybora. Ich współpraca zaczęła się już w radiowym teatrzyku „Eterek”, potem był „Kabaret Starszych Panów”. Fenomenalny Kabaret nad kabaretami – jak często mawiał Tadeusz Nowak, wybitny poeta i pisarz. W zasadzie wszyscy twórcy z tak zwanej „najwyższej półki” – bardzo cenili „Kabaret Starszych Panów”. Pani Irenie tak bardzo podobało się absurdalne poczucie humoru Przybory, że akceptowała każdy przecinek, myślnik i kropkę.
@ "(...) współpraca z autorami wielkiego formatu pozwoliła Kwiatkowskiej tworzyć systematycznie rosnącą bogatą galerię jej przedziwnych bohaterek, niby to mocno osadzonych w realiach współczesności, a przecież wymykających się ku sprawom niedopowiedzianym i niedookreślonym." - pisała Zofia Sieradzka - "Nutka absurdalnej poezji, urok niesamowitości, otaczający te wszystkie postacie, znalazły w Kwiatkowskiej najwspanialszą interpretatorkę." ("Teatr" 1978, nr 20).
NIE TRAĆ ZIMNEJ KRWI, GDY TRZEBA DUSIĆ - DUŚ!
Potrafiła uratować każdą sytuację. W jednej ze sztuk telewizyjnych miała podać partnerowi kielich z trucizną. Kiedy jednak przyszedł moment podania kielicha, okazało się, że znikł. Inspicjent sprzątnął go, bowiem uznał, że jest zbyt cenny i jak będzie tak długo stał na widoku, to może 'wyparować'. Pani Irena nie straciła zimnej krwi. Bohater musiał umrzeć, więc udusiła go „własnymi drobnymi rękami”. Podczas gdy on odwrócony tyłem do kamery krztusił się ze śmiechu, ona zachowała kamienną twarz do końca ujęcia.
@ "Ma w sobie coś, co tak chętnie określa się mianem 'drugiego dna'." - notował Jan Koprowski - "Kwiatkowska gra całą sobą, panuje niezawodnie nad swoim ciałem, śpiewa i tańczy z niepozorowaną perfekcją. (...) Jest dziecinnie naiwna i dorośle wyrafinowana. Jej sztuka składa się z dwu warstw. Kwiatkowska nigdy nie tworzy postaci płaskich, jednowymiarowych. W jej sztuce znajdziemy tyleż prostoty, co i egalitaryzmu." ("Literatura" 1979, nr 36)
W TRZECIM ETAPIE ŻYCIA - POWRÓĆ DO BOGA
Kilka lat przed śmiercią pani Irena po wielu latach mieszkania na warszawskiej Tamce przeprowadziła się na Ursynów. Ma w domu, jak mówi, nie tylko odtwarzacz płyt kompaktowych, ale i mnóstwo innych przedmiotów, o których nawet nie wie, do czego służą. „Na szczęście mam też znajomych znających się na rzeczy. I dzięki nim mogę słuchać płyt”. (...)
Każdy dzień rozpoczyna od włączenia niezależnego od nacisku i wpływu polityków Radia Maryja. Zawsze była wierząca, ale od śmierci męża modli się jeszcze częściej. „Dzięki modlitwie mogę być bliżej niego. W psychologii powiada się, że w dzieciństwie chętnie chodzimy do kościoła, w wieku dojrzałym oddalamy się od Boga i powracamy do niego w trzecim etapie życia. Potwierdzam zdanie psychologów. Jestem w trzecim etapie”.
MIEJ MNÓSTWO OBOWIĄZKÓW, JEDZ TŁUSTE RYBY
Aby mieć udane życie, zdaniem Ireny Kwiatkowskiej należy przede wszystkim pracować, nie poddawać się czarnym myślom i jeść dużo ryb. Pani Irena, której do setki brakuje zaledwie dwa lata, lubi pstrągi i karpie, chętnie jada też sandacze, węgorze i sumy. Co do pracy... Jubilatka stwierdziła wówczas: „Codziennie rano wstaję ze świadomością licznych obowiązków, co wpływa na mnie stymulująco. Kiedy człowiek budzi się, nie mając nic konkretnego do zrobienia, jego samopoczucie szybko się pogarsza”.
P.S.
@ Z coraz mniejszym przekonaniem wołam, głoszę: verba docent, exempla trahunt - słowa uczą, przykłady kształcą (skłaniają do naśladowania, pociągają). Wartości ukazywane przez przykład - najbardziej trafiają do wyobraźni. Jacy z nas ludzie, skoro tak boleśnie i nagminnie zapominamy, iż to Kultura zmusza dzieje, żeby służyły Wartościom. Także, a może przede wszystkim - Kultura każdego z nas z osobna.
--------------------------------------------------------------------------
Korzystałem z książki: „Irena Kwiatkowska i znani sprawcy”, której autorem jest mój kolega z ławy maturalnej, Roman Dziewoński, oraz wywiadów, jakich aktorka udzieliła przed laty dziennikowi „Rzeczpospolita”, "Sposób na dobre życie" - oprac.: Magda Łuków VIVA nr 19/20, spotkań z Ireną Kwiatkowską publikowanych w „Scenie”, a także - wspomnieniowych notatek szefowej (przez 42 lata) „Artosu”, a później Estrady Kielce-Łódź, Ireny Gan.
Oprac. Marr jr
Inne tematy w dziale Kultura