Mariusz Jaskuła Mariusz Jaskuła
300
BLOG

Jaka jest wróżba kumaka?

Mariusz Jaskuła Mariusz Jaskuła Kultura Obserwuj notkę 4

"Wróżby kumaka" (Unkenrufe) na podstawie powieści Guentera Grassa, reż. Robert Gliński, wyk. Krystyna Janda, Matthias Habich, Polska-Niemcy-Wielka Brytania 2005.

 

Film Glińskiego sprzed dwóch lat był opowieścią o polsko-niemieckich rozrachunkach z przeszłością, ale też o sensie i sposobie, w jaki zawsze się myśli o przeszłości, narodowości, wyznaniu, pochodzeniu. Teza jest jednoznaczna - taka rozmowa jest niemożliwa, bo zawsze krzywdzi którąś ze stron. Jedynym wyjściem jest ucieczka - w miłość ... lub śmierć.

Wróżby kumaka to dosyć świeża powieść Grassa, wydana w 1992 roku. Szybko przetłumaczona doczekała się u nas sporej popularności, tak że w 2000 roku w pewnej kamienicy na gdańskim Wrzeszczu wystawiono sztukę na jej podstawie. Wokół kręcenia filmu Glińskiego było głośno - to bowiem za książkę noblisty, traktującą tak bardzo o jego i naszym Gdańsku, zabrał się znany i ceniony już wtedy reżyser, nagrodzony Złotymi Lwami na festiwalu w Gdyni za Cześć Tereska. Oczekiwania więc były spore, ale film raczej nie sprostał wymaganiom krytyków, a przede wszystkim publiczności. Dlatego może nie zauważyłem poważniejszej rozmowy o tym, co film Glińkiego w istocie mówi o Gdańsku, Polakach, Niemcach, przeszłości i przyszłości.

Hitler i kumak

A jest się czemu przyjrzeć. Nie jest to film wybitny, ale przedstawia, moim zdaniem, ciekawie specyfikę pisarską Grassa, jego wieczne tematy - ucieczkę od dorosłości i konformizmu, zmagania się z przeszłością - które znamy dobrze z Blaszanego bębenka. Gliński pokazuje też wątek, często niestety go trywializując, wiecznego splotu Erosa i Tanantosa. Temat ten czyni pisarstwo Grassa niesłychanie prawdziwym i pozwala czytać jego prozę nie tylko jak opowieść, ale też wgłąb. W filmie jest obecny jakby mimochodem, nie daje nowego spojrzenia na fabułę, mimo, że to właśnie on stanowi jego klamrę i jego tezę.

Najkrócej, film ten opowiada o miłości Niemca, urodzonego w Gdańsku i Polki z Gdańska, urodzonej w Wilnie. Ich spotkanie jest całkiem przypadkowe, ale w filmie widzimy jak kolejne małe wydarzenia je przygotowują. Zaczyna się od wypadku Alexandra (Matthias Habich), który stara się w ostatniej chwili wyminąć stojącego na drodze kumaka. Później dowiadujemy się z jego wspomnień, że w dziciństwie, będąc w Hitlerjugend, widział jak na pochodzie samochód Hitlera w tej samej sytucji takiego kumaka z premedytacją przejeżdża i zgniata. Ten moment naznaczył Alexandra na całe życie. Jego „zboczenie z drogi" sprawia, że poznaje Aleksandrę (Krystyna Janda) i rodzi się między nimi miłość. Miłość dziwna, bo polegająca na przekomarzaniu się na temat polskich i niemieckich stereotypów. Dlatego postanawiają je przezwyciężyć zakładając Polsko-Litewsko-Niemieckie Towarzystwo Cmentarne, które pozwalałoby spocząć zmarłym w ich ojczystej ziemi, niezależnie od narodowości i wyznania.

Wielka narracja pojednania

W tym miejscu zaczyna się właśnie dyskusyjna część tego filmu. Polka i Niemiec na początku lat 90., jakby na fali euforii Okrągłego Stołu i upadku Muru Berlińskiego, zakładają przedsiębiorstwo pojednania narodów, ekumeniczne i ... niestety naiwne. Film zadaje pytanie o skuteczność wielkich idei pojednania, porozumienia. Więcej, zastanawiamy się, czy przeszłość, która nas dzieli, w ogóle pozwala na jakąkolwiek rozmowę. W przedsiębiorstwo cmentarne wkradają się bowiem różne ambicje - najczęściej finansowe, narodowe, rewizjonistyczne. Na Litwie do biznesu w ogóle nie dochodzi z powodu muru niechęci. W Niemczech odradzają się wszystkie sterotypy i nad piękną ideą odnosi zwycięstwo pieniądz. Założyciele firmy wycofują się w końcu z interesu, bo idea, która była u podstaw okazała się martwa. Jaka jest więc teza Grassa/Glińskiego?

Film ten jest przestrogą przed każdą „wielką narracją", używając terminu Jean-Françoisa Lyotarda. Takimi narracjami były nazizm i komunizm, w które w młodości angażowali się nasi bohaterowie. Ale okazuje się nim też biznes pogrzebowo-turystyczny. Każde wielkie zbiorowe przedsięwzięcie, prędzej czy później, się degeneruje i zamienia w swoją karykaturę. Każde działanie podporządkowane wielkiej idei narażone jest na utratę tego, co jest u jej podstaw - człowieka, stosunku do miłości i do śmierci. Bohaterowie zrezygnowani, na końcu wybierają się w podróż poślubną do Włoch. Tam, jadąc samochodem, szczęśliwi, napotykają na drodze kumaka i, wymijając go, spadają w przepaść. Słowa narratorki mówią: „pozwólcie im tam leżeć". Ludzie, którzy uciekali od wielkich spraw, wylądowali na „śmietniku historii" i jest im tam dobrze.

Małe szczęścia

Czego możemy się nauczyć z tego filmu? Żeby polityka nie zapominała o człowieku, o jego marzeniach, tęsknotach, wreszcie - jego indywidualności. Powinniśmy o tym pamiętać, gdy dzisiejsza władza tak często wypowiada się za wszystkich Polaków, tworząc właśnie taką wielką narrację polskości, która tłamsi nasze małe, indywidualne opowieści. Powinniśmy pamiętać o tym, by nie robić z Niemców tych, co „wiecznie plują nam w twarz", by szanować ich własne opowieści, często takie same jak nasze. Jednak film Glińskiego nie daje miejsca na żaden dialog - jego krytyka jest absolutna, a przez to wydaje się, że nieskuteczna. Recepta jest taka: budujmy własne szczęście, nie zapominając o ideach, negocjujmy ich urzeczywistnienie, ale nie zapominajmy, że inni też je mają. W momencie, gdy stanie na naszej drodze kumak, w momencie, gdy w nasze życie wkracza miłość i śmierć, zejdźmy z drogi. I pozwólmy na to innym.

Relatywista - łatwo daję się przekonać, ale nigdy do końca. @ Teraz piszę tutaj

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura