„- (...) Mamy filmy, mamy zdjęcia i jeśli nawet ukryliby się, znajdziemy ich i naród ich powiesi (...)”- mówił Lech Wałęsa na konferencji prasowej w dniu 4 maja 1989 roku. Słowa te nie odnosiły się jednak do komunistów, ale do organizatorów i uczestników niezależnych manifestacji niepodległościowych przeprowadzanych wtedy w Trójmieście. Przywódca „Solidarności” wzbudzał 20 lat temu, o wiele więcej kontrowersji niż obecnie. Niestety, wtedy jeszcze nie było pluralizmu w oficjalnych mediach. Dopiero dzisiaj, coraz bardziej śmiało, blokowana wtedy dyskusja, odżywa w wymiarze historycznym.
Fenomen Lecha Wałęsy jest ściśle związany z utożsamianiem Jego osoby z ideą Sierpnia 1980 roku, z karnawałem solidarności, wreszcie z 10 milionowym ruchem związkowym, który tak naprawdę wyrażał emancypację narodu wobec władzy komunistycznej. Dla świadków tamtych wydarzeń, Wałęsa był i bardzo często pozostaje ikoną tamtych wydarzeń. Wprowadzenie stanu wojennego, internowania, walka ze zbrodniczym systemem nie sprzyjały refleksji nad postawą i dorobkiem Lecha Wałęsy. Był niekwestionowanym przywódcą. Nie chcieliśmy dostrzec żadnej Jego skazy, aby nie zaprzeczać samemu sobie, wartościom i ideałom, o jakie wtedy walczyliśmy. Nieświadomie, uczestniczyliśmy w kreowaniu mitu.
Jednocześnie, w drugiej połowie lat 80-tych, mieliśmy do czynienia ze zmęczeniem materiału. Zaczęło ubywać starych doświadczonych działaczy opozycji. Coraz częściej emigrowali oni z kraju, niektórych komuniści wręcz wyrzucali szykanami i brakiem perspektyw. Inni wypalali się i zadawalali tzw. małą stabilizacją. Jeszcze inni zrażali się, będąc coraz częściej świadkami różnych dziwnych powiązań, rozliczeń, koncepcji na dogadanie się „komuną”. Coraz powszechniejsza była opinia, że trzeba przecież „jakoś żyć dalej”. I właśnie wtedy do głosu coraz częściej, zaczynał dochodzić głos młodego pokolenia.
Młodzież Walcząca a Lech Wałęsa
Obok Niezależnego Zrzeszenia Studentów, powstałego jeszcze podczas karnawału solidarności, jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne organizacje młodzieżowe. Najbardziej znane to przede wszystkim Ruch Wolność i Pokój, Ruch Społeczeństwa Alternatywnego (Trójmiasto) i przede wszystkim Federacja Młodzieży Walczącej. FMW działała przede wszystkim na terenie szkół średnich, ale coraz częściej dołączali do niej również studenci i młodzi robotnicy.
Z czasem, to właśnie młodzież wzięła na siebie organizację demonstracji i stała się siłą napędową opozycji. To młode pokolenie, a nie „starzy, coraz bardziej wypaleni działacze”, zorganizowali strajki 1988 roku w stoczni, Uniwersytecie Gdańskim i protesty poparcia w szkołach. Dwadzieścia lat temu młodzi stoczniowcy, studenci i uczniowie, podjęli walkę z reżimem komunistycznym. Ich działania wymykały się wówczas nie tylko spod kontroli komunistycznych władz, ale i podziemnej „Solidarności”.
Działałem aktywnie w tamtych latach w FMW. I doskonale pamiętam, że zupełnie naszą działalnością, nie interesował się Lech Wałęsa. Wielokrotnie odmawiał udzielenia wywiadu dla naszych pism, zazwyczaj butnie kwitując propozycje, że nie ma czasu dla młodzieży. Do jedynego zresztą, oficjalnego z nim spotkania doszło dopiero na przełomie 1988/1989 i to z Jego inicjatywy. Okazało się bowiem, że to, z czego dotychczas tak skwapliwie korzystał także sam Wałęsa, a mianowicie z efektu ulicznych solidarnościowych manifestacji, relacjonowanych następnie przez Radio Wolna Europa, stało się nagle niepotrzebne, wręcz szkodliwe...
Spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele kilkunastu niezależnych organizacji i środowisk młodzieżowych, odbyło się w salce, na plebani Kościoła Św. Brygidy, na kilka miesięcy przed wyborami z 4 czerwca 1989 r. Wałęsa miał nas przekonać, aby już nie "dymić". Byliśmy wtedy młodzi, pełni zapału, ale także bezkompromisowi i bardzo ideowi. Oczekiwaliśmy więc racjonalnych i mocnych argumentów od Wałęsy. Tymczasem to, co miał nam do zakomunikowania przywódca „Solidarności”, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Wałęsa spóźnił się i krotko nam zakomunikował, że jak będziemy dalej "dymić”, to nie będzie środków na działalność, – „bo kasa przychodzi na adres Lech Wałęsa”. Pokazał nam przy tym "figę" i wyszedł, stwierdzając, że brak mu czasu na dalszą dyskusję. Było to bardzo deprymujące, bo my przecież prawie żadnego wsparcia nie otrzymywaliśmy, wszystko co robiliśmy, robiliśmy z pobudek ideowych. Sami organizując środki na papier, druk, farby itp. Jeżeli można było wtedy mówić o jakimś wsparciu, to tylko w kontekście pomocy w uzyskaniu dostępu do profesjonalnego sprzętu poligraficznego (offset). A i tak, większość naszych wydawnictw ukazywała się na własnoręcznie konstruowanych „sitach” i paście komfort lub cudem zdobytych powielaczach białkowych.
Zrozumieliśmy, że ten człowiek w ogóle nie miał świadomości, że tak to może się odbywać. On pewnie zakładał, że każdemu opozycjoniście trzeba było płacić. Dla niego pewnie działalność bez kasy, w ogóle nie wchodziła w rachubę. Dotknęła nas zatem brutalna rzeczywistość i większość z nas straciła właśnie wtedy, jakiekolwiek złudzenia, co do Wałęsy. Wychodziliśmy, ze spotkania z przeświadczeniem, że teraz dopiero zaczniemy „Dymić”. O ironio, jedna z nowopowstałych wtedy organizacji, m.in. z inicjatywy Zbyszka Stefańskiego (członka Komitetu Strajkowego w maju 1988 w Stoczni Gdańskiej) przyjęła po prostu nazwę „DYM”.
Utarczki słowne pod kościołem św. Brygidy
Tymczasem dojrzewało pokolenie, które nie przyjmowało do wiadomości, że z czerwonymi można uprawiać jakikolwiek dialog. „Dość paktów z czerwonymi” to było hasło noszone na gdyńskim transparencie FMW. Nie akceptowaliśmy idei okrągłego stołu oraz porozumienia z komunistami. Byliśmy wtedy wierni rządowi polskiemu na uchodźstwie i wspólnie z SW oraz Polską Partią Niepodległościową zorganizowaliśmy w Trójmieście bojkot koncesjonowanych wyborów. Bardzo wymownym akordem było zajęcie w styczniu 1990 r. budynku KW PZPR w Gdańsku, w wyniku którego ujawniliśmy fakt niszczenia partyjnych archiwów. Po kilkugodzinnej okupacji budynku, zostaliśmy jednak rozpędzeni na polecenie rządu Mazowieckiego przez jednostki MO i antyterrorystów.
W tydzień później, do naszych adwersarzy dołączył także Lech Wałęsa, który zarzucał nam działanie na szkodę kraju. Po mszy, w kościele św. Brygidy (4 lutego 1990 roku), na dziedzińcu przed budynkiem parafialnym przemawiając do kilkuset osób, Wałęsa m.in. tłumaczył a jednocześnie groził ówczesnej młodzieży, że obecny rząd będzie używał siły wobec każdej radykalnej akcji. W relacji zamieszczonej na łamach „Antymantyki”, pisma regionalnego FMW czytamy także:
„(...) Następnie zadawano mu pytania. Już pierwszemu z młodych ludzi zadającemu kłopotliwe pytanie L. Wałęsa zarzucił, że jest agentem SB. Na dalsze kłopotliwe pytania odpowiadał podobnie. Zarzucał pytającym, że mają „żółte papiery”, że biorą od niego pieniądze, z których rzekomo nie rozliczają się. W odpowiedzi grupa młodzieży zaczęła skandować hasła: „Przepraszamy, że żyjemy”, „Solidarność bez Wałęsy” i „Czauczesku”. Rozległy się również gwizdy. Zapytano ks. H. Jankowskiego, kim są wspomniani przez niego w kazaniu rzekomi prowodyrzy takich akcji jak zajęcie budynku KW PZPR. Ks. H. Jankowski zarzucił brak kultury politycznej, lecz na postawione pytanie nie odpowiedział. Oto jedna z wypowiedzi osób zebranych na placu:
- Zarzucił ksiądz młodzieży brak kultury politycznej, a przecież to Lech Wałęsa dał zły przykład zarzucając już pierwszemu z pytających, że jest ubekiem. To właśnie świadczy o złej kulturze politycznej panie Wałęsa. Zarzuca pan młodzieży, że jest radykalna i przeszkadza w pracy pańskiego sztabu. Ale wcześniej, gdy nie był Pan jeszcze w tym sztabie, to zależało panu na tym by młodzież była radykalna. Teraz, gdy na jej plecach wszedł pan do tego sztabu, gdy dogaduje się pan z komunistami, gdy pańskimi doradcami są byli komuniści i emigranci z komunizmu, to chciałby pan młodzież uspokoić, aby w układach z komunistami panu nie przeszkadzała. Niedawno, ogłosił pan oświadczenie atakujące były rząd M. Rakowskiego. A niech pan sobie przypomni swoją wcześniejsza wypowiedź w „Rudym Kocie” (znany lokal w Gdańsku – przyp. autora), gdzie powiedział pan - nie ma takiej siły w Polsce, która mogłaby lepiej pokierować krajem niż ówczesne władze, i że tylko fanatycy i demagodzy mogą mówić inaczej (wypowiedź nawiązuje bodajże do spotkania L. Wałęsy z ZSMP – przyp. autora). Premierem był wówczas M. Rakowski. Niech pan się zdecyduje panie Wałęsa, za kim pan jest: za Rakowskim, czy przeciw Rakowskiemu?
Zdenerwowany L. Wałęsa odpowiedział: - Na pewno nie za Tobą. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Cytowaną relację kończył komentarz redakcyjny: kiedy L. Wałęsa był w opozycji M. Rakowski zarzucał mu, że nie ma programu, że jego działalność jest destrukcyjna itd. Czy nie widzi on dzisiaj tego, że używa on wobec nas tych samych zarzutów, jakich Rakowski używał przeciw niemu?
(za: Relacja: „W tydzień po zajęciu KW PZPR”, „Antymantyka” str. 3, pismo FMW Region Pomorze Wschodnie, Gdynia nr 29 z 25 lutego 1990).
Do podobnych w swojej wymowie utarczek słownych Lecha Wałęsy z młodzieżą dochodziło pod kościołem św. Brygidy, w tamtym przełomowym okresie 1988/1990 bardzo często. Młodzież ochrzciła go wtedy przezwiskiem „ponton” zarzucając, że: „na pontonie nawet komuna nie utonie”, oskarżała o zaprzepaszczenie ideałów „Solidarności” i dogadywanie się kosztem społeczeństwa z komunistami. W odpowiedzi Wałęsa jako strażnik nowego porządku oznajmił, że jeśli młodzież nadal będzie zachowywać się nieodpowiedzialnie, to: „sam stanie z pasem i będzie lał w dupę”. W odpowiedzi na murach pojawiło się nowe hasło: „Mazowiecki musi odejść”, a na uroczystościach z okazji X-lecia „Solidarności” ulotka sygnowana przez FMW pt. „Kto dzisiaj obłudnie świętuje?”.
Epilog
Najważniejszymi z powodów, dla których powołaliśmy, we wrześniu 2007 roku, Stowarzyszenie Federacji Młodzieży Walczącej jest udokumentowanie historii naszej organizacji i pomoc rodzinom naszych zmarłych przyjaciół z FMW. Podczas zebrania założycielskiego, Sławomir Cenckiewicz, znany historyk i dawny działacz FMW, zaprezentował nieznany wcześniej film, nagrany podczas spotkania Lecha Wałęsy z przedstawicielami związkowymi a jednocześnie funkcjonariuszami MO. Trudno nam było uwierzyć w to, co wtedy zobaczyliśmy. Otóż Lech Wałęsa przekonywał zebranych, aby nie mieli żadnych zahamowań, w używaniu siły, w celu przywracania porządku publicznego, zwłaszcza w stosunku do grup radykalnej młodzieży.
W innym tekście, Sławomira Cenckiewicza czytamy: Klimat przełomu lat 1989/1990 oddają też w jakiś sposób dokumenty odnalezione w Instytucie Pamięci Narodowej. Zwłaszcza jeden, z którego wynika, że jeszcze w końcu maja 1990 r. już nie Służba Bezpieczeństwa, a Urząd Ochrony Państwa rozpracowywał trójmiejską FMW. „Prowadzone przez nią akcje mają coraz mniejszy rezonans społeczny. Działalność FMW ulegnie prawdopodobnie całkowitemu zanikowi” – napisał kończący sprawę operacyjnego rozpracowania kryptonim „Federacja” funkcjonariusz UOP ppłk Andrzej Kuziała z WUSW w Gdańsku.
Zaledwie kilka miesięcy później powstaje utwór w wykonaniu barda solidarności Jacka Kaczmarskiego pt. "Kariera Nikodema Dyzmy”. Mówiąc zatem słowami poety: „Na Waszą miarę to kariera”.
Mariusz A. Roman
Na załączonych zdjęciach: Jedna z solidarnościowych manifestacji w Gdańsku, zorganizowana przez FMW; Wymowny komentarz w formie plakatu, z końca lat 80-tych; Zdenerwowany Wałęsa podczas dialogu z młodzieżą na dziedzińcu przed domem parafialnym kościoła św. Brygidy.
mariuszroman.gdy@gmail.com
Mariusz A. Roman (ps. "Powstaniec" i „Hubal”), urodzony w 1969 roku - gdynianin w drugim pokoleniu, mgr politologii, specjalizujący się w samorządzie terytorialnym, ukończył również studia podyplomowe na kierunku zarządzania i przedsiębiorczości. Przywiązany do tradycyjnych wartości katolickich, od 1984 prowadził działalność niepodległościową, a od 1991 roku znany jest ze swojejdziałalności na Kresach.
W latach 80-tych tworzy w podziemiu struktury gdyńskiej Federacji Młodzieży Walczącej. Początkowo w składzie redakcji gdańskiego pisma FMW - „Monit”, następnie wydawał „Antymantykę” - pismo regionu Pomorze Wschodnie, oraz inicjował wydawanie pism: „Wolni” w Wejherowie, "Strzelec" w Chojnicach i „Piłsudczyk” w Gdańsku, a także szeregu pism szkolnych. Od 1987 r. działał w strukturach Polskiej Partii Niepodległościowej i wydawał pismo młodzieżowe „Szaniec”, inicjował wydawanie pisma „Solidarność i Niepodległość” wychodzącego na Wybrzeżu w latach 1989 - 1991. W maju i sierpniu 1988 roku czynnie wspomagał protest robotniczy na Wybrzeżu. Wielokrotnie represjonowany za działalność polityczną przez organa władzy komunistycznej.
W latach 1993-2002 redaktor naczelny „Prawicy Polskiej”, pisma redagowanego przez środowiska prawicowe Kaszub i Pomorza. Z czasem wokół „PP” powstało środowisko polityczne. Był pierwszym korespondentem „Naszego Dziennika” na Wybrzeżu. Współpracował z kilkoma ogólnokrajowymi tygodnikami prawicowymi, prasą polonijną oraz lokalną. Obecnie pisuje do kilku prawicowych portali internetowych.
W latach 1998-2006 radny Rady Miasta Gdyni. Przez trzy lata był w gdyńskim samorządzie, przewodniczącym komisji ds. Rodziny. Jest m.in. współautorem programu pomocy rodzinie oraz nowatorskiego projektu: „Bilet rodzinny elementem integrującym rodzinę wielodzietną w Gdyni”. Z jego inicjatywy powstał raport o stanie rodziny w Gdyni.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka