W poniedziałek odbyła się demonstracja nauczycieli, którzy protestowali przeciw likwidacji gimnazjów. Sposób, w jaki TVP relacjonowała to wydarzenie, jest niegodziwy. W „Wiadomościach” fałszywie przedstawiano intencje protestujących, szydzono z nich i z przewodniczącego ZNP. A przeciez chodzi o około 40 tysiecy ludzi, którzy w wyniku likwidacji gimnazjów stracą pracę. Czy tak trudno zrozumieć ich racje? Rezygnacja polskiego rządu z Caracali, która może pociagnąć za sobą zwolnienia 3 tysięcy francuskich pracowników firmy Airbus, spowodowała natychmiastową reakcję samego prezydenta Francji – odwołał on wizytę w Polsce, a tamtejsza prasa przypuściła bezpardonowy atak na nasz kraj tylko z powodu możliwosci utraty pracy przez 3 TYSIĄCE FRANCUSKICH ROBOTNIKÓW. A w tym samym czasie nasze media na czele z TVP atakują protestujacych nauczycieli, którzy walczą o około 40 TYSIĘCY SWOICH KOLEGÓW ZAGROŻONYCH BEZROBOCIEM PRZEZ PIS. Dostrzegacie różnicę? TVP znowu zapomniała o swojej misji? Przecież ci nauczyciele tracąc pracę stracą pieniądze na życie, na potrzeby swoje i swoich rodzin, także swoich dzieci, na raty za kredyt mieszkaniowy ( „nie ma gniazda, nie ma piskląt” - kto to powiedział? czy nie przedstawiciel rządzącej partii?). Gdy wychodzą na ulicę, żeby się przed tym obronić, są atakowani przez partię PIS i podporządkowane jej media, które opisując ich posługują się kłamstwem i manipulacją. Wstyd! Dziennikarze TVP chyba zapomnieli, co ich czeka w wypadku zmiany rządu – zapewne też pożegnają się z pracą, więc choćby z tego powodu powinni zdobyć się na minimum wrażliwości społecznej. Dziennikarze TVP drwili, że protest zgromadził zaledwie około 1200 nauczycieli … A na co oni liczyli? Że stawią się dyplomowane panie z liceów i podstawówek, które spodziewają się dodatkowych godzin po likwidowanych szkołach? Albo ich koleżanki z gimnazjów przekształconych w przyszłości na podstawówki, które liczą i na utrzymanie posady, i na odprawę w wysokości 6-miesiecznych poborów (zadłużoną po uszy Polskę przecież stać na gigantyczną wypłatę odpraw dla tysięcy nauczycieli) ? Dlatego nie dziwi mnie fakt, że na protest przyszło zaledwie 1200 nauczycieli. To jest oczywiste, że część pozostałych liczy na wyżerkę na trupach gimnazjów. Ale tu nie ma co drwić, należałoby się raczej zastanowić, dlaczego obecny rząd tak dzieli ludzi: jedna i ta sama reforma wyrzuci za burtę około 40 tysięcy nauczycieli, a pozostałym odpali po kilkanaście tysiecy zł w ramach odprawy albo przydzieli dodatkowe godziny (i tym samym dodatkowy zarobek) wskutek wydłużenia okresu nauczania w podstawówkach i liceach. To się nazywa fachowo DZIEL I RZĄDŹ, znana już w starożytności strategia skłócania i pacyfikowania ludzi.
Dziennikarzy TVP nie tylko nie stać na minimum zrozumienia dla dramatu zwalnianych niebawem tysięcy ludzi, na dodatek fałszywie przestawiają cały problem popularyzując mity na temat reformy likwidującej gimnazja.
Mit nr 1 – GIMNAZJA SIĘ NIE SPRAWDZIŁY.
O tym, że gimnazja się nie sprawdziły najgłośniej trabią eksperci z kręgów uniwersyteckich, którzy dodatkowo mają żal o niski poziom przychodzących do nich absolwentów szkół średnich. Te oskarżenia są paradne, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, iż według międzynarodowych badań poziom wiedzy i umiejętności uczniów polskich gimnazjów od 2000 roku podniósł się radykalnie powodując awans Polski na 4 miejsce w UE i 11 na świecie, podczas gdy polskie uczelnie w rozmaitych rankingach zajmują miejsca … w czwartej setce. Środowiska uniwersyteckie, zamiast obwiniać gimnazja o braki w wiedzy u swoich studentów, powinny krytyczniej spojrzeć na siebie, bo same zaniżają poziom przyjmując wszystkich na studia jak leci.
Czemu PIS chce likwidować szkoły, które dobrze kształcą dzieci (czego dowodem są wyniki międzynarodowych badań)? Może należałoby się raczej przyjrzeć temu, co się dzieje w szkolnictwie wyższym, że tak słabe wyniki osiąga ?
Czemu decydenci PIS-u tak się zawzięli na gimnazja i szkalują je w podporządkowanych sobie mediach dyskredytując w ten sposób wysiłek pracujących tam nauczycieli? Zapomnieli już, że przez długie lata to oni byli ofiarami czarnej propagandy, którą fundują teraz pracownikom gimnazjów, choć na nią nie zasłużyli?
Mit nr 2 – W WYNIKU REFORMY NAUCZYCIELE NIE STRACĄ PRACY.
Jak nie stracą, skoro w planach finansowych już na najbliższe lata MEN przewiduje o grubo ponad 30 tysięcy etatów mniej? Więc jak nie stracą, skoro będzie dużo mniej etatów?
Mit nr 3 – PROTEST NAUCZYCIELI MA CHARAKTER POLITYCZNY.
To jest kolejna ściema, bo prawda jest taka, że większość nauczycieli popiera politykę PIS-u, widząc w Dobrej Zmianie szansę na ucywilizowanie Polski, ale pomysł likwidacji gimnazjów niezależnie od akcpetacji Dobrej Zmiany budzi ogromne kontrowersje. Zatem gadanie o politycznym podtekście protestów jest nieuzasadnione. Nauczyciele na co dzień obserwują skutki dzikiego kapitalizmu w Polsce w postaci łamania praw pracowniczych, wyzysku, biedy, bezrobocia i emigracji 2,5 miliona Polaków (w tym kilkuset tysięcy dzieci, które chodzą teraz do szkół w innych krajach) i dlatego zdają sobie sprawę z tego, że tak dalej być nie może, że straciliśmy już zbyt wielu ludzi, że kolejne rzesze młodych zniechęconych brakiem perspektyw szykują się do wyjazdu. Dobra Zmiana naprawdę budzi nadzieję tego środowiska i jest przez nie popierana. Do tego dochodzą nauczyciele j.polskiego, historii i innych przedmiotów, którzy umacniają patriotyzm w uczniach, szacunek dla polskich dziejów, tradycji, kultury i bohaterów. Młodzież raczej nie ogląda telewizji, nie słucha radia i o Ince, Żołnierzach Wyklętych, powstańcach dowiaduje się przede wszystkim w szkole. Nauczyciele rozbudzając patriotyczne uczucia w sercach swych wychowanków de facto hodują elektorat partiom, które odwołują się do tych właśnie wartości m.in.PIS-owi. PIS uderzając w nauczycieli (zwolnienie około 40 tysięcy z nich to potężny cios, każdy to musi przyznać) uderza w ludzi, którzy utorowali im drogę do władzy. Edukacyjna rewolucja minister Zalewskiej jest klasycznym przykładem rewolucji, która pożera własne dzieci.
Mit nr 4 - 8-LETNIA PODSTAWÓWKA ZAPEWNI WIĘKSZE BZEPIECZEŃSTWO , BO NAUCZYCIELE ZNAJĄC UCZNIA OD PIERWSZEJ KLASY BĘDĄ MIELI WIĘKSZE MOŻLIWOŚCI WYWARCIA NA NIEGO POZYTYWNEGO WPŁYWU.
Może tak, może nie.. Moje doświadczenia z 8-letniej podstawówki przeczą tej tezie, bo w mojej szkole wcale bezpiecznie nie było. Była patologia, przemoc fizyczna i psychiczna, zastraszanie, gwałt i wreszcie tragedia – jedno z dzieci stało się kaleką za sprawą galopującej głupoty starszych kolegów. Gdyby zdarzyło się to dzisiaj, to trąbiłyby o tym wszystkie media. Ale wtedy był komunizm z zakłamującą rzeczywistość propagandą sukcesu, która tuszowała wszelkie szkolne patologie. Być może właśnie dlatego rządzący tak święcie wierzą w ten mit bezpiecznych 8-letnich podstawówek, bo nie wiedzą, do jakich tragedii w nich dochodziło. Każdego roku jeździłam na kolonie i rozmawiałam z dziewczynami z innych szkół o wybrykach ich kolegaów – wszędzie było to samo : przemoc i chamstwo chłopaków, którzy w 7-ej, 8-ej klasie dostawali małpiego rozumu i rywalizowali w ilości wybryków i ocen niedostatecznych. Przez nich były lekcje krzyczane (bo nauczycielki krzykiem próbowały nad nimi zapanować), karne kartkówki i mnóstwo nieprzyjemnych incydentów. Oni mieli poczucie, że nikt nie jest im stanie podskoczyć: ani śmieszne nauczycielki, ani jeszcze śmieszniejsze pedagożki, ani rodzice.
Jeżeli rzekomo w 8-letnich podstawówkach nauczyciele powinni mieć taki pozytywny wpływ na uczniów, których znają i wychowują ich od pierwszej klasy, to dlaczego w mojej szkole to nie zadziałało? Dlaczego doszło do tragedii?Dlaczego na niektórych lekcjach (np. z przedmiotów artystycznych) po prostu nie szło z chłopakami wytrzymać, bo robili nawet gorsze rzeczy niż to słynne wkładanie nauczycielowi kubła na głowę?
Właśnie wprowadzenie gimnazjów cześciowo rozwiązało ten problem, bo uczniowie w najtrudniejszym wieku (14 lat) przechodzą do innej szkoły, w której nie są już weteranami z 7-ej czy 8-ej klasy , patrzącymi z góry na nauczycieli i młodszych uczniów. Teraz stają się pierwszakami i ich buta pęka jak bańka mydlana. Pierwszak nie zachowuje się jak pewny siebie siódmoklasista, jest ostrożniejszy, bo nie zna otoczenia, nie zna kadry ani innych uczniów, potrzebuje czasu na oswojenie. Jego zachowanie jest lepsze niż byłoby, gdyby pozostał w podstawówce szpanując razem z innymi sobie podobnymi.
Mit nr 5 - GIMNAZJA NALEŻY ZLIKWIDOWAĆ DLA DOBRA DZIECI.
Jeżeli dziecko trafi do klasy z łobuzami:
- którzy po chamsku odnoszą się do niego i do innych nauczycieli prowokując tym incydenty, krzyk i ciągły stres
- którzy zastraszają go, upokarzają, nakłaniają do kłamstw kryjących ich wybryki
czy zmuszanie tego dziecka, by uczyło się w takim towarzystwie przez 8 lat rzeczywiście służy jego dobru? 8 lat tłamszenia i poniżania przez rówieśników może zniszczyć jego psychikę . Szkoła to nie małżeństwo i nie powinna skazywać dzieci na obcowanie z draniami przez tak długi okres czasu, nawet jeżeli te dranie są jeszcze małoletnie.
Ponadto szkoły reprezentują zróżnicowany poziom. Jeżeli dziecko trafi do podstawówki mającej kiepskie wyniki z powodu dużej liczby dzieci z rodzin patologicznych, dzieci zaniedbanych, dzieci z orzeczeniami i z winy nauczycieli, którzy równają w dół – czy zmuszanie dzecka, by uczyło się w takiej szkole przez całe 8 lat rzeczywiście służy jego dobru? Obecnie dzieci z gorszych podstawówek mogą jeszcze nadrobić braki w gimnazjach, w których nauczyciele z reguły mają dużo wyższe wymagania i które dzięki temu mogą dobrze przygotować je do nauki w liceum. Zatem gimnazja są dla tych dzieci szansą na lepszy start, a więc ich istnienie służy dobru dzieci.
PIS wielokrotnie wykazywał się dojrzałością polityczną i rezygnował z pomysłów, które nie doczekały się akcpetacji społeczeństwa. Mam nadzieję, że również i w wypadku tej nieszczęsnej reformy likwidującej gimnazja PIS się opamięta i zacznie wreszcie uczciwie rozmawiać z nauczycielami, którym naprawdę wiele zawdzięcza.
Szkołę trzeba oczywiście reformować.Należy położyć nacisk na kwestie wychowawcze, bo mamy ewidentny problem z częścią populacji, która jest odpowiedzialna za przemoc fizyczną, psychiczną, domową, alkoholizm, ksenofobię, rasizm. Pojawia się coraz więcej zagrożeń związanych z internetem, uzależnieniem od gier, telefonów komórkowych. Czy potrzebne są aż dwie godziny tygodniowo religii? Jedną dobrze byłoby przeznaczyć na informatykę. Czy dalej MEN ma zamiar tolerować problem niesprawiedliwego przydzielania godzin przez dyrekcję, gdy przykładowo jedna nauczycielka dzięki dobrym układom ma 29 lekcji tygodniowo , a jej koleżanka ucząca tego samego przedmiotu - już tylko 10? Może należałoby stworzyć rejestr wszystkich pracujacych nauczycieli i przydzielonych im godzin, żeby uniknąć kumulacji pracy w jednym ręku. Dlaczego części nauczycieli nie dotyczy Karta Nauczyciela, przez co nie mają oni prawa do elemantarnych świadczeń (nie przysługuje im wypłata za wakacje, ferie, nagrody, niekiedy nawet nie mają opłacanych składek zusowskich) ? Dlaczego MEN wydaje grube miliony na jakieś interaktywne świetlice i inne supernowoczesne gadżety, gdy w wielu szkołach brakuje pieniedzy na renowację budynku, sal lekcyjnych, boisk i w efekcie tego dzieci muszą uczyć się w kiepskich warunkach? Co z opieką dentystyczną i lekarską ?
Polska oświata wymaga reformy, ale nie muszą one polegać na likwidacji szkół, które naprawdę świetnie funkcjonują. Zmiany są potrzebne gdzie indziej.
Inne tematy w dziale Polityka