Czy to W. Łysiak napisał, że historia się nie powtarza, ale ma czkawkę?
Właśnie taką czkawkę obserwujemy teraz.
Dokładnie 10 lat temu, w roku 2005 - roku wyborów prezydenckich i parlamentarnych, mainstreamowi dziennikarze rozpoczęli totalną wojnę medialną w celu wprowadzenia na szczyty władzy swojego ulubieńca D.Tuska i spółkę. Wojna ta polegała na na bezpardonowym niszczeniu, atakowaniu, ośmieszaniu jego kontrkandydatów. Na pierwszy ogień poszedł Włodziemierz Cimoszewicz z SLD, który kandydował na prezydenta RP i miał bardzo duże szanse- sondaże wskazywały na spore poparcie społeczeństwa dla tego polityka. Przeciw niemu działa wytoczył Antoni Macierewicz popierany przez poteżną machinę medialną - dzień za dniem przez kilka tygodni oskarżał go na podstawie fałszywych zeznań Anny Jaruckiej, którą po 5 latach ( gdy już prawie nikt o tym skandalu nie pamiętał) Sąd Okręgowy w Warszawie skazał na na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 5 lat uznając ją za winną wszystkich przedstawionych jej zarzutów, tj.:
- posłużenia się fałszywym dokumentem, uprawniającym ją do zmiany oświadczenia majątkowego Włodzimierza Cimoszewicza z 2002
- składania fałszywych zeznań przed komisją ds. PKN Orlen
- ukrywania dokumentów MSZ
Jeszcze w trakcie nagonki wiadomo było, że ta hucznie lansowana w mediach kobieta nie jest wiarygodna, ale dziennikarzom to nie przeszkadzało, bo była im potrzebna w realizacji głównego celu - wyeliminowania Cimoszewicza z gry. Stawka była wysoka - chodziło o władzę nad Polską. Medialny atak na Cimoszewicza doprowadził do jego rezygnacji z kandydowania na urząd prezydenta RP, jednak sukcesu Tuskowi nie zapewnił, bo wybory wygrał wtedy Lech Kaczyński.
Podwójna przegrana PO w 2005 roku wcale nie oznaczała końca medialnej wojny. Mainstreamowi dziennikarze zrozumieli, że poprzez brutalną i zmasowaną nagonkę mogą zmusić wpływowego polityka do ustąpienia, dlatego walczyli dalej - tym razem celem ich nieustającego ataku był PIS i bracia Kaczyńscy (prezydent i premier). Niemal każdy wywiad z przedstawicielem rządzacego wówczas krajem PIS-u to popis dziennikarskiej stronniczości, obłudy, bezczelności i pospolitego chamstwa wyrażajacego się w agresywnym i niegrzecznym sposobie zadawania pytań i natychmiastowym przerywaniu wypowiedzi rozmówcy, wchodzeniu mu w słowo, niekiedy wręcz niedopuszczaniu do głosu i pokrzykiwaniu . Gdy rozmówcą był przedstawiciel PO to obowiązywała inna forma - uprzejme pytania na tematy wygodne dla PO (o program albo o PIS), spokojne wyczekiwanie odpowiedzi, delikatne sugestie, życzliwość. Obecnie obserwujemy podobny trend, choć teraz ulubieńcem mediów stał się Ryszard Petru - to jego kreują na przyszłego przywódcę i lansują w sposób podobny do tego, gdy torowali drogę D.Tuskowi. Dziennikarze szczególnie mocno uderzali w słabe strony PIS-u posuwając się często do prowokacji, których celem było skompromitowanie tej partii. W powszechnym odbiorze słabością PIS-u jest ich ciasny konserwatyzm i tradycjonalizm, stąd własnie tę sferę dziennikarze atakowali najmocniej starajac się udowodnić, że PIS to partia obciachu i ciemnogrodu. Najlepszym tego przykładem była afera Tinky-Winky sprowokowana przez dziennikarzy "Wprost'', którzy po mistrzowsku wkręcili Ewę Sowińską, Rzeczniczkę Praw Dziecka z ramienia PIS, ośmieszając przy okazji pisowskie władze na całym świecie, bo skandal ten odbił się szerokim echem za granicą. Pani Sowińska nie zachowała należytej ostrożności i nie wyczaiła prowokacji:
"'Dziennikarz zapytał : " Niektórzy psychologowie uważają, ze jedna z postaci w
bajce propaguje homoseksualizm. W amerykańskich mediach odbyła się
dyskusja?gdzie oskarżono bajkę o promocję homoseksualizmu poprzez to, że Tinky
Winky, postać rodzaju męskiego, jest fioletowy i nosi torebkę. Czy pani zdaniem
homoseksualizm jest także promowany w sposób ukryty? Czy widzi pani potrzebę
interwencji w tego rodzaju sprawach?" Sowińska odpowiedziała: "Poproszę
psychologów z mojego biura o obejrzenie Teletubisiów i ocenę, czy można je
pokazywać w telewizji publicznej". Rzeczniczka powiedziała, że słyszała o tej
sprawie, dodając, że po obejrzeniu odcinka programu "Muszę przyznać, że te
postaci wydają mi się bardzo sympatyczne".
Większość organizacji medialnych jednakże poinformowała tylko o kolejnej
wypowiedzi Sowińskiej, z której wynika, że z postacią Tinky Winky mogą się
wiązać problemy: "Zauważyłam, że ma torebkę, ale nie wiedziałam, że to
chłopiec. Początkowo myślałam, że to musi być dla niego denerwujące. Potem
dowiedziałam się, że mogą w tym być ukryte podteksty homoseksualne".
Wyjmując wypowiedź z kontekstu, media przedstawiły Sowińską jako "homofobiczną"
reakcjonistkę, zdecydowaną wykorzeniać prawdziwe i wymyślone wpływy
homoseksualne tylko dlatego, ze zobaczyła fioletową postać chłopięcą noszącą
czerwoną torebkę. "
http://forum.gazeta.pl/forum/w,25822,63884363,63908557,Afera_Teletubisiow_uzyta_by_osmieszyc_polski_rzad.html
Teraz obserwujemy podobne zjawisko - wicepremier i minister kultury profesor Piotr Gliński dał się sprowokować w sprawie skandalicznego dla jednych, dla innych tylko kontrowersyjnego spektaklu wystawianego przez wrocławski Teatr Polski. Źródłem prowokacji były zapowiedzi umieszczenia w nim scen pronograficznych, odgrywanych przez sprowadzonych specjalnie w tym celu z Czech aktorów porno. Środowiska konserwatywne zaczęły przeciw temu protestować słusznie zwracając uwagę na to, że publiczny teatr to nie miejsce dla pornoseksu. Na ich protesty zareagował minister Gliński ... i wynikła z tego wielka afera, którą wykorzystują mainstreamowe media do kreowania PIS-u na partię antyliberalną, zacofaną, zagrażającą demokratycznym wartościom, bo łamiącą konstytycję. A przecież przepisy prawa wyraźnie zakazują promocji porno w miejscach publicznych!
Afera z pornoteatrem to powtórka afery Tinky-Winky sprzed lat.
Mainstream sięga po stare sprawdzone metody, żeby skompromitować PIS. Dlatego przedstawiciele tej partii muszą zrozumieć jedno: mainstreamowe media to dla nich pole minowe, a gospodarze poszczególnych programów to bynajmniej nie nie saperzy, ale na odwrót - to ludzie, którzy celowo będą naprowadzać znienawidzonych przez nich polityków na przygotowane specjalnie dla nich miny. PIS potrzebuje mainstreamu, bo to pośrednik między nim a resztą społeczeństwa, zwłaszcza tą częścią pozbawioną internetu pełniącego obecnie funkcję weryfikatora mainstreamowych danych . Przedstawiciele PIS-u muszą zatem kontaktować się z obywatelem za pośrednictwem wpływowych stacji TVN i TVP, gdzie mają najwięcej wrogów.
Jak to zrobić, żeby mimo ich wrogości dotrzeć do zwykłych ludzi?
Przede wszystkim zachować spokój, ważyć każde słowo, unikać prowokacji i dobrze przygotować się przed każdym wystąpieniem, starać się przewidzieć ewentualne ataki i zawczasu wymyślić rozsądną odpowiedź, a kiedy trzeba ciętą ripostę. Osobistą kulturę przeciwstawić chamstwu, patriotyzm - antypolonizmowi, spokój -zacietrzewieniu. No i spełnić najważniejszą obietnicę wyborczą - 500 zł dla każdego drugiego, trzeciego itd dziecka, bo większość Polaków na nią czeka.
500 zł na dzieci to swoista antymedialna tarcza, która zapewni PIS-owi poparcie na długie lata.
Inne tematy w dziale Polityka