Sejmowe orędzie prezydenta Komorowskiego potwierdziło determinację obozu rządzącego do likwidacji waluty narodowej i wprowadzenia Polski do strefy euro. Zostało ono poprzedzone oficjalną deklaracją rządu , w osobie wiceministra Koteckiego, o zbędności potrzeby przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Minister twierdzi, ze skoro Polacy w referendum akcesyjnym poparli przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, to tym samym zgodzili się także na likwidacje złotego. Deklaracja zarówno prezydenta, jak i ministra jest zadziwiająca, pomimo, ze jest tylko konsekwencja dotychczasowej polityki rządu Tuska, od czasu sławnej jego deklaracji w Krynicy we wrześniu 2011 roku. Jest zadziwiająca, ponieważ wydawało się, ze rzeczywistość jasno zweryfikowała plany rządu w tej kwestii.
Gdy w 2008 roku Donald Tusk zapowiadał wprowadzenie euro, wówczas cała parlamentarna scena polityczna akceptowała ten kierunek zmian polskiego usytuowania w strukturach Unii. Kontrowersje PISu wzbudził jedynie czas przystąpienia do Unii i metoda społecznej akceptacji tej decyzji. PIS opowiadał się za późniejsza likwidacją złotego i za przeprowadzeniem referendum konstytucyjnego w sprawie zmiany waluty. Pomimo iż miał w Sejmie wystarczającą ilość mandatów do zablokowania zmian konstytucyjnych,koniecznych do tej zmiany, to jednak zrezygnował z tej władzy na rzecz przeprowadzenia referendum. I w tej sprawie, jak wynikało z publicznych wypowiedzi przedstawicieli PO, partia ta gotowa była zaakceptować przeprowadzenie referendum, tym bardziej, że ówczesne badania opinii publicznej pokazywały wyraźną przewagę zwolenników szybkiej likwidacji złotówki. PIS nie stawiał warunku odrzucenia w referendum euro, a tylko późniejszy termin jego wprowadzenia.A zatem referendum miałoby roztrysnąć tylko kwestię daty wejścia do strefy euro. Ta postawa PISu spowodowana była jego ówczesnymi niskimi notowaniami i stąd przeprowadzenie referendum z późniejszą datą wejścia do strefy euro, miało na celu pomóc w konsolidacji elektoratu tej partii. Wobec przewidywalnego zwycięstwa zwolenników szybkiego przyjęcia euro, prezes PIS Jarosław Kaczyński deklarował zgodę swej partii na zmianę konstytucji, konieczną w przyjęciu euro. Nawet w przygotowanym i ogłoszonym projekcie konstytucji PISu, nie było zapisu o Radzie Polityki Pieniężnej, jedynej konstytucyjnej przeszkodzie, przed przyjęciem nowej waluty. A prezes NBP Sławomir Skrzypek, mianowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, podjął intensywne przygotowania potrzebne do zmiany waluty.
Wówczas, to jest w drugiej połowie 2008 roku i w pierwszych miesiącach 2009 roku jedynie Prawica Rzeczpospolitej zdecydowanie wystąpiła przeciwko przyjęciu euro i przeciwko koncepcji referendum. Wbrew ostatnio zaprezentowanej doktrynie przez ministra Koteckiego Prawica Rzeczpospolitej wskazywała, że co prawda w traktacie akcesyjnym jest zapis o przyjęciu euro, ale , traktat ten nie precyzuje jakiejkolwiek daty. Polska jest w takiej samej sytuacji prawnej, jak Szwecja, która też się zobowiązała do wprowadzenia wspólnej waluty, a nawet przeprowadziła referendum w tej sprawie. Szwedzi, jednak kierując się swoim interesem narodowym odrzucili w referendum likwidacje własnej waluty. Teoretycznie nadal Szwecja jest zobowiązana do przyjęcia euro, ale wiadomo, ze jest to przepis martwy, i jego zmiana mogłaby nastąpić tylko w momencie, gdyby Szwedzi uznaliby, że wspólny pieniądz jest korzystny dla ich gospodarki. Nic jednak nie zapowiada takiej możliwości.
W tamtym czasie Marek Jurek w licznych wystąpieniach ostro atakował idee referendum. Wówczas bowiem c jego rezultat byłby bowiem jednoznaczny. Wskazywał, że wyborcy dali PISowi wystarczającą władzę do zablokowania euro i że PIS z tej władzy powinien skorzystać i zablokować monetarną kapitulację. PIS miał bowiem wystarczającą ilość posłów do zablokowania zmian konstytucyjnych, partia ta jednak zdecydowanie dążyła do referendum, uznając, że akcja referendalna pozwoli jej wyjść z politycznej defensywy. A zatem nie idea zablokowania euro, ale partyjny interes był motywem postępowania PISu.
Prawica Rzeczpospolitej wskazywała wówczas, ze Polska nie spełnia warunków optymalnego obszaru walutowego. Według tej doktryny, potwierdzonej historycznie doświadczeniami na przykład polskiej Galicji w cesarstwie austriacko-wegierskim, korzyści ze wspólnego obszaru walutowego odnoszą najlepiej rozwinięte gospodarki. Natomiast dla gospodarek słabszych, wspólna waluta jest barierą w rozwoju. Bowiem polityka pieniężna jest prowadzona zgodnie z potrzebami przodujących gospodarek. Nic też dziwnego, ze w państwie austriacko- węgierskim, dynamicznie rozwijały się gospodarki Austrii i Czech, a Galicja klepała przysłowiową biedę. Prawica Rzeczpospolitej wskazywała, ze poza radykalnym ograniczeniem suwerenności, co wówczas traktowano, jako sprzeciw natury 'ideologicznej", wspólna waluta zablokuje proces wyrównywania poziomu polskiej gospodarki z gospodarkami zachodnimi. Tylko państwom najlepiej rozwiniętym gospodarczo wspólna waluta daje zdecydowaną przewagę konkurencyjną, co w przypadku Unii Europejskiej prowadzi do wzmocnienia, zagwarantowanej już prawnie w traktacie lizbońskim, hegemonii niemieckiej.
Jednak nie argumenty Prawicy Rzeczpospolitej, ale rozwijający się kryzys doprowadził do odłożenia tej kwestii na drugi plan. Polska dzięki własnej walucie przeszła sucha stopą przez kryzys, a na wprowadzeniu euro na Słowacji i na sztywnym związaniu litewskiego lita z euro, Polska nawet skorzystała. Klienci słowaccy i litewscy masowo ruszyli na zakupy w Polsce.Pomimo tej sytuacji, zarówno przedstawiciele rządu, jak i głównej partii rządzącej powstrzymywali stanowisko, że celem polityki polskiej jest wprowadzenie euro. Pani wiceprezes PIS, Beata Szydło, mianowana naczelnym ekspertem ekonomicznym tej partii jeszcze w czasie kampanii wyborczej twierdziła, że wprowadzenie euro, to perspektywa tylko kilku lat. Na jej tle, nawet minister Rostowski wydawał się eurosceptykiem przewidując, że to może być perspektywa kilkunastu lat. Ale to nie minister Rostowski w tej kwestii decyduje o polityce rządu. Zapowiedz premiera w Krynicy nie była z nim konsultowana, dlatego też wypowiedzi ministra w tej kwestii nie są w pełni wiarygodne.Decyzja Donalda Tuska o przystąpieniu do paktu Euro Plus, świadczyła o jego determinacji wprowadzenia wspólnej waluty. I choć jego zabiegi o udział we współdecydowaniu o polityce strefy euro spełzły na niczym, a przedstawiciel polskiej prezydencji został upokorzony poprzez niedopuszczenie nawet w roli obserwatora do forum decyzyjnego najważniejszych spraw w czasie polskiej prezydencji, to determinacja Donalda Tuska do odgrywania roli "prymusa Europy" nie ma żadnych racjonalnych granic. Te upokorzenia jeszcze bardziej zwiększyły jego determinację do jak najszybszego wprowadzenia Polski do eurogrupy.
Determinacja obozu rządzącego jest tym bardziej zadziwiająca, ze trwający od 2008 roku kryzys w pełni potwierdził założenia teorii o optymalnym obszarze walutowym. Okazało się, że nie tylko Polska , ale i gospodarki znacznie bardziej rozwinięte, jak państwa południowe Unii Europejskiej są ofiarami wspólnej waluty. Nie tylko ona spowolniła ich wzrost gospodarczy, ale uniemożliwiła im samodzielne przezwyciężenie kryzysu. Okazało się, że poza innym, ale raczej drugorzędnymi przyczynami obecnego kryzysu, takimi, jak ekspansja chińska na europejskie rynki, wspólna waluta jest główną przyczyną obecnego kryzysu.Brak własnych narodowych walut uniemożliwił wszystkim zagrożonym państwom skuteczną walkę z kryzysem, choćby poprzez dewaluacje własnej waluty i przez to wzmocnienie tendencji eksportowych, czy zmiany stóp procentowych.Próba utrzymania strefy euro przez Niemcy i Francję nie wynika z potrzeby, jak najszybszego przezwyciężenia obecnego kryzysu, ale z potrzeby niemiecko-francuskiej dominacji w tej strefie i ratowania zagrożonych własnych banków.Stąd zupełnie nieuprawniona teza lansowana przez Angelę Merkel, że upadek euro oznacza upadek Unii Europejskiej. Unia Europejska, to przede wszystkim wspólny rynek, a upadek euro,choć bardzo bolesny to szansa przezwyciężenia kryzysu gospodarczego i ograniczenia hegemoni niemieckiej w Unii Europejskiej.Upadek euro nie oznacza upadku wspólnego rynku, a co więcej, oznacza przezwyciężenie kryzysu gospodarczego przez kraje Południa, tym samym oznacza jego relatywne wzmocnienie.
Obecne niemieckie przywództwo Unii, maskowane tandemem niemiecko-francuskim jest czynnikiem pogłębiającym kryzys w Europie.Przykładem jest nie tylko nieefektywność programu ratowania Grecji, ale także skuteczne wychodzenie z kryzysu Irlandii, która zdecydowanie oparła się receptom niemiecko-francuskim. To przywództwo prowadzi do przeciągania w czasie kryzysu i tym samym do jego pogłębiania oraz do radykalnego ograniczania suwerenności i demokracji mniejszych państw członkowskich. To przywództwo i forsowana przez nie polityka jest zagrożeniem dla przyszłości nie tylko gospodarczej Unii, ale także niepodległości narodów.
Pomimo obecnego kryzysu euro-landu, doświadczeń polskich w tym zakresie, a nawet pomimo radykalnej zmiany nastrojów polskiej opinii publicznej w tym zakresie, 85% Polaków jest zadowolonych ze złotego , Donald Tusk kontynuuje przygotowania do likwidacji polskiej waluty. Zapowiada, że zakończenie kryzysu w strefie euro oznaczać będzie gotowość Polski do likwidacji złotego. Stąd zapewne nowa doktryna rządowa wyrażona przez ministra Koteckiego, o zbyteczności referendum. Dziś bowiem w przeciwieństwie do roku 2008 i pierwszej polowy 2009, zwolennicy likwidacji waluty narodowej nie odnieśliby sukcesu. Dlatego Tusk planuje zmianę waluty jedynie w drodze parlamentarnej mając nadzieje , ze uroki władzy skuszą część opozycyjnych posłów do zaakceptowania unijnej waluty, choćby poprzez zaplanowaną absencje, jak w przypadku projektu ustawy o ochronie życia, gdy nieobecność kilku posłów PISu umożliwiła odrzucenie społecznego projektu.I tu dopasowuje się rząd Tuska także do polityki Angeli Merkel pozbawiania praw narodów decydowania o własnym losie. Parlamentarna droga likwidacji suwerenności monetarnej, oznacza nie tylko radykalne ograniczenie suwerenności, ale nawet, poprzez ograniczenie publicznej debaty, odmowę wyczerpującej informacji o tym zamachu na naszą niepodległość.Bo dziś, w przeciwieństwie do roku 2008, Polacy są bardziej świadomi skutków wyzbycia się własnej waluty i dlatego sami powinni odrzucić ten zamach na nasza suwerenność i dobrobyt . Słabość doktryny rządowej polega także na niezgodności traktatu akcesyjnego z konstytucją w zapisie zobowiązującym Polskę do zmiany waluty. Konstytucja przewiduje bowiem, ze politykę pieniężną w naszym kraju prowadzi Rada Polityki Pieniężnej. A nawet przegłosowanie tego traktatu nie zmienia konstytucji. Sam fakt miażdżącego wyniku referendum akcesyjnego, niczego tu nie zmienia. Bowiem zmiana konstytucji jest możliwa tylko w trybie przewidzianym do zmiany ustawy zasadniczej. A nawet zwykle ustawy uchwalone z pogwałceniem odpowiedniej procedury, Trybunał Konstytucyjny uważa za nieważne.niekonstytucyjność tego zapisu w traktacie akcesyjnym powoduje jego nieważność i brak obligacji Polski do rezygnacji z złotego.
W sytuacji radykalnej zmiany warunków funkcjonowania strefy euro, Marek Jurek zaproponował nie tylko zwołanie przez polska prezydencje konferencji państw unijnych posiadających własne waluty narodowe w celu wypracowania wspólnej polityki chroniącej je przed skutkami kryzysu w strefie euro, ale także oficjalne ogłoszenie przez rząd Rzeczpospolitej, że w świetle planowanej radykalnej zmiany funkcjonowania tej strefy poprzez powołanie "rządu gospodarczego' euro-landu, automatycznie wygasają jakiekolwiek polskie zobowiązania w tym zakresie. Premier nie tylko nie złożył pożądanej deklaracji, ale zwołał konferencje państw z poza strefy w celu... przygotowania tych państw do wejścia do niej.
Dziś polityka likwidacji złotego i wejście do strefy euro, to nie miraż ułatwień turystycznych. To kwestia zaprzepaszczenia naszych szans gospodarczych, szans na rozwój i odrobienie wieloletnich zapóźnię w stosunku do Europy Zachodniej i reszty rozwiniętego i dynamicznie rozwijającego się świata. Strefa euro, to strefa bardzo niebezpieczna , nie tylko zagrażająca naszym szansom rozwojowym. To strefa potencjalnych gwałtownych i niebezpiecznych wstrząsów. Obecność w niej, to nie tylko zgoda na płacenie rachunków za nie swoje błędy, to groźba zupełnego zrujnowania naszej gospodarki. Polityka prowadząca nas do tej strefy, to polityka zmuszenia do wejścia na pokład gospodarczego Titanica. Pięknego, potężnego i luksusowego, podróż na którym dla wielu jest przedmiotem marzeń. Ale jest to potężny parowiec który zmierza w kierunku góry lodowej. I żadne luksusy, ani prestiż podróżowania na nim nie zrównoważą katastrofy do której zmierza. W przeciwieństwie do ówczesnych pasażerów Titanica my wiemy czym podróż na tym statku się zakończy. Wchodzenie wiec na jego pokład jest wyrazem zaniku instynktu zachowawczego. W 2008 roku można było tłumaczyć zachowanie premiera Donalda Tuska jego analfabetyzmem gospodarczym, dziś polityka przygotowań do przyjęcia euro jest tylko wyrazem jego szaleństwa ekonomicznego.
Inne tematy w dziale Polityka