Ostatnia klęska PIS spowodowała radykalny spadek nadziei na zwycięstwo w kolejnych wyborach wśród członków i sympatyków tej partii. Co prawda prezes Kaczyński ogłosił 'strategie' budapesztańską, a wielu publicystów wzywa do pracy u podstaw, to jednak powszechny pesymizm co do pisowskiej przyszłości paraliżuje wszelką aktywność tej partii. Zaś inicjatywa Zbigniewa Ziobro, a zwłaszcza reakcja na nią prezesa Kaczyńskiego, przekreśla jakiekolwiek szanse na przyszły sukces, nawet,gdyby kryzys, który jest ostatnią pisowską nadzieją, uderzył w Polskę. Po prostu w takim stanie mentalnym, ta partia nie jest w stanie przejść do jakiejkolwiek kontrofensywy.Te wybory i prawdopodobny rozłam w PIS mają miejsce w całkowicie nowej sytuacji psychologiczno-politycznej.Bowiem poprzednie kryzysy miały miejsce w zupełnie innej sytuacji. Wyjście Prawicy Rzeczpospolitej miało miejsce, po zdradzie władz PISu prawicowego programu i w sytuacji partii rządzącej. Polska Plus wychodziła, gdy ta partia co prawda przegrała wybory, ale w sposób znaczący zwiększyła ilość pozyskanych wyborców. W wyborach prezydenckich otarła się o zwycięstwo i choć wybory samorządowe przegrała, to udało jej się zrzucić odpowiedzialność na PJN. Ta porażka, została odebrana jako pożegnanie się z szansami jakiegokolwiek wpływu na współkształtowanie polityki państwa. Po prostu PIS wkroczył w okres schyłkowy i choć nie wydaje się prawdopodobne, aby Zbigniew Ziobro stał się odnowicielem polskiej prawicy, to kryzys PISu poszerzać będzie pustkę, którą w przyszłości wypełni nowa rzeczywistość polityczna. Powoli do Polaków zaczyna docierać prawda, że PIS jest ślepą, co prawda jeszcze bardzo szeroką, ale ślepą uliczką dla polskiej polityki prawicowej.
Jest kilka przyczyn tego stanu rzeczy. Na plan pierwszy wysuwa się niezdolność tej partii do zmobilizowania własnych zwolenników i przełamania bariery uprzedzeń wobec jej lidera. Po czterech latach zadziwiająco słabych rządów PO, PIS stracił ok. miliona wyborców. Odmowa jakiejkolwiek korekty własnej polityki skazuję tą partie na powolne gnicie. I taki jest sens rozprawy z ziobrystami. Kuchciński, Błaszczak, Hofman, Karski czy Suski, nadają się co prawda do przeprowadzania partyjnych czystek, ale nie do jakiejkolwiek poważnej polityki państwowej. Nie tylko nie są w stanie zmobilizować nowych zwolenników, ale wystraszą i obecnych. Przy takim zapleczu politycznym, przy PIS mogą trwać jedynie wyborcy o mentalności kibiców kolejnych wewnątrzpartyjnych rozrób. A i to przestaje być ciekawe. Bo po kolejnej siódmej klęsce wyborczej, do której obecna postawa Kaczyńskiego walnie się przyczyni, mało kto będzie już ciekawy, czy za klęskę wyborczą wyleci Hofman, czy Błaszczyk. Jakie to zresztą będzie miało znaczenie.Przyczyną tego stanu rzeczy jest przywództwo Kaczyńskiego. I bez zmiany lidera nie ma szans na jakąkolwiek zmianę polityki PISu. Ale i usuniecie Kaczyńskiego, choć obudziłoby nadzieje na poprawę sytuacji PISu, to dotychczasowe czystki spowodowały, że nie ma w tej partii polityków zdolnych do skonfrontowania się w wyzwaniami, przed którymi stoi nasz kraj.
Ale jest istotniejszy jeszcze powód niewydolności PISu. To nie tylko przywództwo Kaczyńskiego powoduje, że jest on pogrążony w wewnętrznym marazmie. To pustka ideowa i polityczna tej partii. Program z 2005 roku był bardzo dobrym programem. Zarówno opracowanie "Katolicka Polska w chrześcijańskiej Europie", jak "Silna Polska w Europie", oraz program społeczno-gospodarczy przygotowany przez dr Cezarego Mecha bardzo dobrze odpowiadał na wyzwania stojące przed naszym krajem. Ale dwa lata rządów tej partii, to polityka systematycznej likwidacji własnego programu. Był to bowiem program Polski solidarnej, a Zyta Gilowska realizowała koncepcje Polski liberalnej. Min.zamiast wspomagać przedsiębiorstwa w tworzeniu nowych miejsc pracy obniżono podatki dla najzamożniejszych, pogłębiając w ten sposób dysproporcje dochodowe. Był to program przeciwstawienia się zapaści demograficznej, a PIS w dyscyplinie klubowej głosował przeciwko dużej uldze podatkowej na dzieci. Był to program obrony polskiej suwerenności w Unii Europejskiej, a rząd zgodził się na wynegocjowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, traktat lizboński ubezwłasnowolniający Polskę w strukturach unijnych. Prezydent też zgodził się zabójczy dla polskiej gospodarki pakiet klimatyczno-energetyczny, ostatecznie sfinalizowany przez Donalda Tuska. Był to program Polski katolickiej. A Jarosław Kaczyński doprowadził do utracenia konstytucyjnych poprawek konstytucyjnych o ochronie życia. Dwa lata rządów PIS, to pod osłoną patriotycznej i katolickiej retoryki niszczenie szans na przeciwstawienie się największym zagrożeniom naszej przyszłości.
W miejsce programu, w miejsce celów politycznych zmieniających Polskę pozostała tylko rewolucja, bynajmniej nie moralna, ale rewolucja złości i nienawiści. I tu żadnym wytłumaczeniem nie jest, że druga strona konfliktu -PO, często była jeszcze ostrzejsza i bardziej bezwzględna w tym konflikcie. Ten konflikt skutecznie maskował pustkę ideowo-polityczna jaka zapanowała w tej partii po okresie rządzenia. Jeszcze bardziej zasłoniła tą pustkę, tragedia smoleńska, doprowadzając w akcie ludzkiego współczucia do solidarności politycznej z polityką brata poległego prezydenta. Po katastrofie smoleńskiej, to dziedzictwo prezydenta Lecha Kaczyńskiego stało się sztandarem PISu.Ale to dziedzictwo nie było przedmiotem intelektualnej refleksji, z której wyprowadzałoby postulaty programowe, a jedynie wyrazem kultu, którego nierozłączną cechą stała się wierność Jarosławowi Kaczyńskiemu, depozytariuszowi tego kultu. To moralne i patriotyczne poruszenie wywołane katastrofą smoleńską, stało się substytutem pisowskiej ideologii.Ale samo w sobie w dłuższej perspektywie czasowej nie jest w stanie zastąpić intelektualnej koncepcji przywództwa narodowego. A tego w PISie zupełnie niema. Wierność zaś wodzowi, jako rozwiązanie polskich problemów, jest koncepcją żałosną. I jak pokazuje zarówno inicjatywa PJN po wyborach prezydenckich, jak i inicjatywa Ziobry,po wyborach parlamentarnych zupełnie nieprzekonywująca nawet dla najbliższych współpracowników. Pustka jest zbyt porażająca, aby w dłuższej perspektywie czasowej utrzymać nie tylko wyborców, ale nawet najbliższych współpracowników.
Bez koncepcji przywództwa narodowego komunikowanego opinii publicznej, nie jest możliwe jakiekolwiek uprawianie sensownej polityki.Nawet uprawianie notoryczne kampanii wyborczej traci swój sens. Bo partie polityczne są od kształtowania polityki narodowej, a nie tylko od pokrzykiwania na aktualnych przeciwników, czy konkurentów do władzy. Partia polityczna musi mieć agendę działań możliwych do wykonania, nawet w warunkach opozycji, tak jaką miał PIS w latach 2001-2005, gdy za rządów SLD, potrafił przeforsować i komisje śledcze i narodowy dzień życia i uchwałę dotyczącą nadrzędności polskiego ustawodawstwa nad ustawodawstwem unijnym w sprawach rodziny i ochrony życia i sformułować skuteczny nacisk na rząd Milera w sprawie wartości chrześcijańskich w traktacie konstytucyjnym. Nie trzeba dodawać, że autorem tych pomysłów nie był jednak Jarosław Kaczyński. Bo jak się wie, co się chce osiągnąć, to można szukać sojuszników w samym parlamencie, albo mobilizować opinie publiczną, zmuszając inne partie do poparcia zgłaszanych inicjatyw. PIS nie ma dziś takiej zdolności. Nie jest w stanie, ani zawrzeć rządowej koalicji, ani mobilizować opinii publicznej dla postulowanych przez siebie postulatów politycznych, ani w konkretnych sprawach współpracować z posłami z innych partii. Przy takim zapleczu parlamentarnym, przy innym przywództwie, PIS mógłby być partnerem dla bardziej konserwatywnego skrzydła w PO, tak, że mógłby efektywnie wpływać na politykę państwa.Natomiast obecnie nie tylko nie jest w stanie wygrać wyborów, ale jest w zdolny tylko głośno protestować, ale to protest czysto jałowy, bo nie mobilizujący do faktycznej korekty polityki państwa.
PiS potrafił zmonopolizować prawą stronę sceny politycznej, ale nie potrafi prowadzić prawicowej polityki. Po pierwsze dlatego, że nie chce jej prowadzić. Odwoływanie się Lecha Kaczyńskiego do tradycji rewolucji francuskiej, jak też wcześniejsze wypowiedzi braci Kaczyńskich jasno wskazują, że "prawicowcami' stali się z przypadku. Po prostu elektorat lewicowo liberalny został zagospodarowany przez inne siły polityczne. I aby istnieć na scenie politycznej musieli odwołać się do elektoratu, który mogli"zagospodarować'. I to zrobili. Ale wypowiedzi mimochodem , zwłaszcza Lecha Kaczyńskiego wskazywały, jak niekomfortowo się czuje jako lider prawicowej opinii publicznej. To te przekonania braci Kaczyńskich tłumaczą i sabotaż wobec konstytucyjnych poprawek o ochronie życia, i sprzeciw wobec polityki prorodzinnej i kapitulację wobec traktatu lizbońskiego. W miejsce prawicowej polityki stosowano tylko prawicową retorykę i spór z PO, który miał uwiarygadniać tą partie w opinii prawicowej i katolickiej. Po drugie , Jarosław Kaczyński, nie jest w stanie w partnerski sposób współpracować z innymi siłami politycznymi, dlatego nie jest w stanie realizować jakiegokolwiek programu. Pozostał mu jedynie jałowy protest.
Ale jest jeszcze jeden wymiar polityki Jarosława Kaczyńskiego. PIS i PO powstały jednocześnie w wyniku kryzysu AWS i Unii Wolności. Powstały jako partie bliźniacze. Ich konflikt w 2005 roku doprowadził do zupełnego przeformatowania polskiej sceny politycznej.Bowiem postkomuniści powoli zaczęli schodzić ze sceny, a konflikt pomiędzy PO-PISem nadał ton polskiej polityce. Błędy pisowskiej polityki, a zwłaszcza jej agresja i antydemokratyzm stały się legitymizacją PO do sparowania władzy.Usłużne wobec Platformy media starannie przerysowywały i wyolbrzymiały rzeczywiste wady PISu w celu zbudowania jego czarnej legendy w celu uzasadnienia rządów PO. Trzeba przyznać, ze władze PISu, a zwłaszcza Jarosław Kaczyński dostarczały wielu pretekstów którymi mogła się karmić ta czarna propaganda. Dzięki tej medialnej akcji, strach przed rządami PISu stał się zjawiskiem autentycznym. To ten strach i czarny medialny wizerunek, skutecznie uzasadniały prawo PO do rządzenia przez cztery lata i w ostatnich wyborach skutecznie przyczyniły się do zwycięstwa partii Donalda Tuska. Wobec krachu jego rządów, to ten strach, stał się jego jedyną skuteczną legitymizacją. Bez PISu, partia Tuska w tych wyborach poniosłaby druzgocąca klęskę. Dlatego staranne pielęgnowanie stosunkowo wysokiego poparcia dla PIS i poczucia zagrożenia jego zwycięstwem, leży w interesie Platformy. Bez takiego wroga jak PIS, który dostarcza tak wielu powodów do uprawiania czarnej propagandy nie byłoby już rządów PO. Obecne działania Kaczyńskiego zmierzające do wyrzucenia Ziobry z PISu znakomicie wpisują się w platformeską politykę straszenia pisowskim despotyzmem. Dziś, po za kanalizowaniem prawicowego elektoratu w jałowym proteście, legitymizacja rządów Platformy jest jedyną realną funkcją polityczną, jaka pełni PIS na polskiej scenie politycznej. Dlatego nie ma w zasadzie innej drogi do usunięcia PO od władzy, niż upadek PISu. Dopiero upadek tej partii stworzy warunki do wyłonienia się nowej formacji prawicowej i ponownego, analogicznego do roku 2005, przeformatowania sceny politycznej. W przeciwnym razie będziemy tylko świadkami powolnego gnicia PISu i trwałych rządów PO. A nie ma gorszej perspektywy dla Polski, niż kontynuacja obecnego bezrządu. Dziś PIS jest pułapka dla prawicowej opinii publicznej. Polacy głosują na tą partie w obawie straconego głosu, ale PIS nie jest w stanie w żaden konstruktywny sposób wykorzystać tego społecznego poparcia do realizacji prawicowego programu. W wyniku polityki Jarosława Kaczyńskiego PIS stał się ślepym kanałem polskiej polityki.
Inne tematy w dziale Polityka