Pozycje i przyszłość naszego kraju najsilniej będą definiować dwa porozumienia unijne zawarte w ostatnich 4 latach. Są to: traktat lizboński i pakiet klimatyczno-energetyczny. Traktat lizboński określa naszą pozycję polityczna w strukturach Unii Europejskiej, a pakiet klimatyczno-energetyczny określi dynamikę naszego rozwoju gospodarczego w najbliższych kilkunastu latach. Oba porozumienia zostały wynegocjowane i sfinalizowane przez ostatnie dwa rządy z istotnym udziałem prezydenta Kaczyńskiego. To właśnie prezydent Kaczyński, w czasie wizyty Angeli Merkel w kwietniu 2007 roku na Helu, zgodził się na projekt traktatu lizbońskiego i na 20% redukcje emisji CO2 do roku 2020. W obu wypadkach była to polityczna zgoda sfinalizowana, w przypadku traktatu lizbońskiego, jego wynegocjowaniem, w czerwcu tego samego roku, a w przypadku pakietu klimatyczno-energetycznego w grudniu roku następnego. Nie mniej także rząd Jarosława Kaczyńskiego aprobował cele negocjacyjne i ich wyniki w sprawie traktatu lizbońskiego, ostatecznie wspierając jego ratyfikację. Zaś w przypadku pakietu klimatycznego, premier Kaczyński w marcu 2007 roku zgodził się na otwarcie negocjacji w tej sprawie. Oba ostatnie rządy, prezydent Lech Kaczyński oraz obie dominujące partie, są więc odpowiedzialne za wynegocjowanie i akceptacje obu tych porozumień.
Co niesie traktat lizboński? Otóż Polska w traktacie nicejskim miała bardzo silna pozycje w Radzie Europejskiej, głównej, decyzyjnej instytucji Unii Europejskiej. Polska miała 27 głosów, tyle co Hiszpania i tylko o 2 głosy mniej, niż największe państwa Unii: Niemcy, Francja, Włochy i Wlk. Brytania. Wartość polskiego głosu była równa 93% wartości głosu niemieckiego. Należeliśmy do sześciu decyzyjnych państw w Unii. Natomiast traktat lizboński znacząco redukuje pozycje naszego kraju w podejmowaniu unijnych decyzji. Wartość polskiego głosu spadła bowiem do poziomu 48% wartości głosu niemieckiego. A ponadto, ten traktat wprowadził hegemonie niemiecko-francuską. Przy współpracy tych dwu państw, stanowisko Polski w zasadniczych dla Unii sprawach przestaje mieć znaczenie, bowiem bez Polski mogą być podejmowane decyzję. I to jest największe ograniczenie naszej pozycji w porównaniu z traktatem nicejskim. Prezydent Kaczyński, który negocjował ten traktat uznał, go za swój sukces i co więcej ogłosił, że uzyskał „wszystko” o co w nim zabiegał. Warto dodać, iż wprowadzenie tego traktatu w życie byłoby niemożliwe bez zgody Polski. Prawo unijne wymagało bowiem zgody wszystkich państw unijnych na tego typu traktaty. Brak zgody naszego kraju oznaczałby fiasko traktatu lizbońskiego i działanie Unii według traktatu nicejskiego. Zgoda, najpierw prezydenta Kaczyńskiego, a następnie rządu Donalda Tuska, który skierował ten traktat do ratyfikacji i jego ratyfikacja, także przez posłów PIS, jest niespotykaną, dobrowolna redukcją naszej pozycji w Unii Europejskiej i budową hegemonialnej pozycji naszego zachodniego sąsiada. Polska zaakceptowała rezygnacje z podmiotowej pozycji w Unii, na rzecz odgrywania roli państwa peryferyjnego, którego pozycja odzyskuje swoja podmiotowość jedynie w przypadku konfliktu pomiędzy Niemcami, a Francją. Obecna marginalizacja polskiej prezydencji jest następstwem także traktatu lizbońskiego.
Drugim zasadniczym porozumieniem, które definiuje nasza pozycje w Unii jest akceptacja pakietu klimatyczno-energetycznego z redukcją CO2 o 20% do roku 2020. Zgodę na ten pakiet dał prezydent Kaczyński w czasie tej samej wizyty niemieckiej kanclerz. Jak tłumaczył to prezydent w wypowiedzi z dnia 1 lipca 2008 roku, jego akt był wyrazem przypodobania się niemieckiej kanclerz. Jednocześnie wyraził żal, ze z jej strony nie ma podobnych gestów. Pomijając fakt, iż polityki narodowej nie uprawia się dla sprawienia przyjemności przywódcy obcego państwa, wypowiedz ta jest kuriozum samo w sobie, bo prezydent pośrednio przyznaje, ze nie interes polskiej gospodarki był celem jego polityki. Zgodę na ten pakiet powtrzymał Donald Tusk chcący uchodzić za najbardziej „proeuropejskiego’ polityka w Polsce. I to on doprowadził do jego sfinalizowania. Pakiet ten przewiduje redukcje CO2 o 20%, co oznacza przede wszystkim konieczność zakupu kosztownych praw do emisji CO2, oraz konieczność inwestycji w bloki energetyczne o wartości szacowanej na 50mild euro. Koszty emisji i inwestycje spowodują wzrost cen energii o około 100% w najbliższych latach. Ten wzrost energii spowoduje spadek konkurencyjności polskiej gospodarki, która do tej pory korzysta z taniej energii węglowej. Wiele gałęzi przemysłu straci swoja konkurencyjność, dotyczy to między innymi przemysłu budowlanego, cementowego, szklarskiego i innych które maja wysoki wkład energii w finalnym produkcie. Według ekspertów te gałęzie zatrudniają 9% pracowników. Oczywiście, także gospodarstwa indywidualne zapłacą za wzrost cen energii, która przekłada się na ogólne koszty utrzymania.
Akceptacja tego pakietu zniweluje korzyści ekonomiczne, jakie Polska odnosi z przynależności do Unii Europejskiej. Bowiem oprócz wymiernych stratach w postaci wzrostu cen energii, kosztach zakupu prawa do emisji CO2 i kosztach inwestycji dojdzie także spowolnienie wzrostu gospodarczego naszego kraju. Ten pakiet przekreśli nasze nadzieje na wyrównanie w przyszłości poziomu rozwoju gospodarczego, tym bardziej, że z każdym rokiem Polska będzie ponosić coraz większe koszty kryzysu demograficznego. Ten pakiet jest także przykładem niekompetencji negocjacyjnej. Bowiem Polska miała bardzo silne atuty w postaci ogromnego bo blisko 33% spadku emisji CO2 od czasów podpisania protokołu z Kyioto, który zobowiązywał do redukcji gazów cieplarnianych. Wiele państw europejskich nie tylko nie wywiązało się z tych obowiązków, ale jeszcze zwiększyło emisję. Natomiast Polska została liderem redukcji CO2. Dziś już nie mamy , bez kosztownych inwestycji możliwości redukcji tych gazów. Rezygnacja z protokołu z Kyioto, jako podstawy redukcji, wystawiło polska gospodarkę na bezprecedensowe koszty. Także w tym przypadku, premier Tusk zaakceptował fatalne błędy prezydenta Kaczyńskiego i zgodził się na negocjacje w ramach przyjętych przez niego zobowiązań. Tak więc jego potrzeba przypodobania się Angeli Merkel okazała się także silniejsza, niż fundamentalne interesy polskiej gospodarki. Ideologia „prymusa” Europy, jaką Donald Tusk, kieruje się w polityce zagranicznej okazała się po raz drugi niezwykle kosztowna nie tylko dla Polski, jako państwa, ale także dla Polaków, jako konsumentów energii i pracowników.
W powszechnym odbiorze społecznym PIS i PO są partiami zaciekle walczącymi ze sobą. Ale to nie znaczy, ze nie było współpracy pomiędzy nimi. Owocem tej współpracy nie było jednak dobro wspólne naszego narodu, a działania które, jak traktat lizboński czy pakiet klimatyczno-energetyczny, uderzają w podstawy naszego rozwoju i w nasza pozycje we współczesnym świecie. Właśnie współpraca PO-PIS w tym zakresie okazała się najbardziej szkodliwa dla naszego narodu. Najgorsze rzeczy w ostatnich latach te partie zrobiły wspólnie. Dziś, obie zabiegają, by Polacy nie wybierali polityki narodowej, ale polityków i partie. I zabiegają, aby nie zostali rozliczeni ze swych szkodliwych działań. Dlatego mamy do czynienia z milczeniem w sprawie skutków tych najważniejszych działań, jakie politycy i ich partie podejmowały w ostatnich latach. Dziś mamy możliwość podziękowania głównym strategom, tej szkodliwej i błędnej polityki. Mamy możliwość w wyborach powiedzieć im: już dość.
Inne tematy w dziale Polityka