BICO BICO
24
BLOG

PO CO NAM PRAWA CZŁOWIEKA? cd.

BICO BICO Polityka Obserwuj notkę 0

14 grudnia

"Doktryna praw człowieka upowszechniła w naszej cywilizacji atmosferę nieskończonych roszczeń ubranych w język tych praw. Czegokolwiek sobie życzę, czegokolwiek bym chciał, mniemam, że mi się to należy na mocy praw człowieka" - Leszek Kołakowski

W odróżnieniu od języka obowiązków język praw ludzkich jest niejasny i rzadko jesteśmy pewni, jak daleko rozciąga się ważność danego prawa, czyli jaka jest dokładnie jego treść. Czy prawo do życia oznacza automatycznie, że kara śmierci jest niedozwolona? I czy oznacza co gorsze, że nikomu nie wolno uczestniczyć w wojnie, że kto zatem prawa człowieka uznaje, musi też być pacyfistą totalnym i w wypadku np. gdy kraj demokratyczny jest atakowany przez barbarzyńców, powinien bez sprzeciwu barbarzyńcom się poddać? 

Każdy ma prawo do uczestnictwa w rządzeniu swoim krajem i wszyscy mają równy dostęp do służby publicznej, dowiadujemy się z artykułu 21. Czy "równy dostęp" zakłada automatycznie, że monarchia dziedziczna jest nieprawomocna i trzeba ją obalić, nawet jeśli ludność w większości woli, by nadal istniała? Iluż politycznych przewrotów i groźnych zaburzeń trzeba by oczekiwać, gdyby należało gwałtownie zmieniać ustroje państwowe, by je dostosować do abstrakcyjnych praw człowieka? [Może ktoś chciałby bronić polskiej monarchii elekcyjnej, która, choć nie całkiem demokratyczna wedle dzisiejszych zaleceń, mogłaby uchodzić za duży krok do demokracji? Fakt, że przyniosła ona naszemu same nieszczęścia, powinien wtedy uchodzić za nieznaczący: postęp zawsze nastąpił! Brytyjską Izbę Lordów też trzeba by nieść].

Każdy człowiek, dowiadujemy się, ma prawo do własności. Zastanówmy się, ile problemów musi rozwiązać to proste ustanowienie. Domyślamy się, że chodzi o własność legalnie nabytą, o prawo jej nabywania, dysponowania nią i ochronę przed arbitralną konfiskatą. Tutaj nam jednak mówią niektórzy: są bogaci posiadacze wielkich majątków ziemskich, a są nimi, dlatego, że dostał je w podzięce mąż pewnej damy, która była kochanką króla kilkaset lat temu, gdy król traktował kraj jako swoją własność. Czy ten bogacz po wielu pokoleniach od czasów owej kochanki ma własność legalnie nabytą? Wyobraźmy sobie teraz proces legislacyjny, który by się rozprawił skutecznie z takimi przypadkami.

I cóż oznacza, że każdy ma prawo do posiadania? Czy wynika stąd, jak głosili czasem wcześni francuscy socjaliści, że kto nie ma własności, powinien ją dostać? Jak i od kogo? A może chodzi o to, że własność powinna być równo rozdzielona? Gdyby taki był ideał autorów Deklaracji, musiałby on zapowiadać tyranię totalitarną, gdzie jedynie taki równy podział daje się pomyśleć, ale to tylko w ideologicznym złudzeniu, w rzeczywistości bowiem w królestwie powszechnej i równo rozdzielonej własności mocą "dialektycznego" odwrócenia własności prywatnej nie byłoby w ogóle. Na liście praw człowieka nie ma wprawdzie prawa do równego podziału, ale cała ideologiczna konstrukcja jest tak mglista, że trudno się dziwić, iż absurdalna i niewykonalna idea równego podziału jest propagowana właśnie w tych kategoriach. ...Ja jestem ubogi, a tamten jest bogaty, a więc moje prawa człowieka są pogwałcone" - to jest standardowa reakcja, która frazeologii praw człowieka nieraz się wywodzi.

Każdy ma prawo do życia w bezpieczeństwie. Któż się nie podpisze pod tym hasłem? Lecz co ono znaczy? Że nie powinno być mordów, rabunków, zgwałceń, że nie powinny istnieć gangi przestępcze i terroryści, a policyjna kontrola ma być skuteczna? Niezawodnie, choć do tego programu doktryna praw człowieka nie jest nam potrzebna.

Wolność religijna i wolność opinii? Z pewnością, dobra myśl. Ale czy wynika stąd, że trzeba znieść istniejące w różnych krajach zakazy głoszenia haseł rasistowskich i nienawiści rasowej? Albo przeciwnie, że wezwanie do świętej wojny przeciwko niewiernym, tj. nie muzułmanom, powinny być tolerowane bez przeszkód w świecie cywilizowanym?

Ludzie wystawieni na prześladowania z racji etnicznych lub politycznych mają prawo azylu w innych krajach, głosi Deklaracja. Narażeni na prześladowania są talibowie w Afganistanie, zwolennicy dawnego reżimu w Iraku itp. Wprawdzie nie mogę domagać się azylu, jeśli popełniłem czyn sprzeczny z celami i zasadami ONZ, któż jednak ma wyrokować o tym, co jest albo nie jest z tymi celami sprzeczne? Czyż walka przeciwko obcym wojskom, które do mojego kraju wtargnęły, jest sprzeczna z celami i zadaniami ONZ? A to właśnie jest przypadek inwazji wojsk amerykańskich albo wielonarodowych w Afganistanie, Iraku, Jugosławii. Zgromadzenie Ogólna ONZ, będzie głosowało nad tym, czyje wojska są prawomocnie czy nieprawomocnie w innym kraju albo kto ma rację w tej lub innej z licznych wojen domowych w Afryce? Ta ONZ, w której przewodniczącym Komisji Praw Człowieka był przedstawiciel Iraku Saddama Husajna i gdzie mają swoje miejsce różne reżimy tyrańskie masowo stosujące tortury i wypędzania ludności? Ale każdy ubiegający się o status azylanta - z dobrych powodów, bez żadnych powodów, albo ze złych powodów - powołuje się na prawa człowieka i sądzi ponadto, że są one pogwałcone, gdy państwo, które go przyjmuje, daje mu nie takie mieszkanie jakie by chciał, albo kieruje go do innej miejscowości, niżby sobie życzył. A i same interwencje zbrojne, które w imię praw człowieka są podejmowane - z błogosławieństwem ONZ, czy bez niego - czy mamy je zawsze bez zastrzeżeń popierać? Dlaczego w tym miejscu na ziemi, a nie w innym, gdzie jest jeszcze gorzej? cdn.

BICO
O mnie BICO

Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka