BICO BICO
85
BLOG

PO CO NAM PRAWA CZŁOWIEKA?

BICO BICO Polityka Obserwuj notkę 2

11 grudnia

"Nasze marzenia o świecie bez nędzy i głodu, bez nieszczęść i niewoli, o ludzkości żyjącej w braterstwie i solidarności, bez walki i przemocy są nam z pewnością potrzebne i prawomocne. Nie jest jednak rozsądne nazywanie prawami człowieka wszystkich dóbr, jakich życzylibyśmy sobie i innym" - Leszek Kołakowski

"Zamiar mój na tym polega, by siebie i innych zachęcić do rozważenia wybitnie niestosownego pytania: czy możemy ONZ-owską Deklarację Praw Człowieka i różne poprzednie z dziejów znane deklaracje do archiwum pamiątek czcigodnych włożyć i żyć bez tej deklaracji znośnie, a może nawet znośniej, niż żyjemy. Chodzi mi nie o to, by różne godziwe życzenia tam zawarte kwestionować, ale by kwestionować sposób ich umocowania jako praw człowieka właśnie.

Wyrażenie "mam prawo" do tego czy owego może znaczyć po prostu, że jestem stroną jakiejś umowy, która mi na coś pozwala. [...]Mam prawo jechać tym pociągiem, bo wykupiłem bilet"], a podstawą mojego uprawnienia jest generalna reguła, iż należy dotrzymywać umów; reguły tej nie trzeba pewnie przez jakąś ogólniejszą regułę uzasadniać, chyba powołując się boskie przykazania albo na mało sporne spostrzeżenie, że bez przestrzegania - choćby niedoskonałego - życie zbiorowe byłoby niemożliwe. Często mówiąc "mam prawo", powołując się implicite nie na zapisaną umowę, ale na jakiś utrwalony obyczaj. [Mam prawo wiedzieć co robiłaś tak późno wieczorem" - mówią rodzice do niesfornej córeczki; "Nie ma prawa powtarzać niesprawdzonych ploteczek o życiu prywatnym tej pani" itp.] Czasem "mam prawo" znaczy tyle, że czegoś bardzo potrzebuję. ["Mam prawo do odpoczynku, po całym dniu ciężkiej pracy"] i że moim zdaniem inni ludzie mają obowiązek mi to umożliwić.

Wydawać się może, że prawa człowieka zapisane w Deklaracji z 1948 r. mają sens inny; są to przecież prawa uniwersalne, abstrakcyjne i bezwyjątkowe, odnoszące się do wszystkich ludzi. Ale różne wymienione uprawnienia można bez większego trudu wydedukować z tych abstrakcji: gdyby ktoś odmówił mi wejścia do pociągu, chociaż już wykupiłem bilet, uczyniłby zamach na moją własność, a prawo własności daje mi artykuł 17; gdyby ktoś przeszkodził mi w wypoczynku po pracy, gwałciłby moje prawo zapisane w artykule 24 itd.

Zastanawiam się jednak nad tym, jaki właściwie sens mają te zapewnienia o prawach wyłożone w 30 artykułach. Prawa wyłożone w amerykańskiej Deklaracji Niepodległości - a jest ich tylko trzy - mają ważność, ponieważ dał nam je Stwórca, jesteśmy więc, każdy z nas nosicielami tych praw [do życia, do wolności do zabiegania o szczęcie] na mocy boskiego dekretu, którego kwestionować niepodobna. Że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami tych praw, jest to stwierdzenie faktyczne, jak faktem jest także, że jestem na mocy prawa właścicielem tego ołówka. Deklaracja ONZ nie mówi jednak nic o tym, że Bóg dał na prawa, które ona wylicza, ani że natura je dała. Cóż więc znaczy powiedzenie, że ja mam np. prawo do godziwego wynagrodzenia za pracę? Czy jest to twierdzenie o pewnych fakcie, ale zarazem twierdzenie metafizyczne przypisujące mi niezbywalnie pewną cechę, którą tak samo noszę jak tę oto cechę, że mam dwoje uszu? Jeśliby o to chodziło autorom tego sławnego dokumentu, jeśliby rzeczywiście ustalali oni jakąś okoliczność faktyczną, to powinni powiedzieć, skąd oni wiedzą, że ja jako uczestnik gatunku ludzkiego jestem nosicielem tych 30 cech, podobnie jak nosicielami są wszyscy inni ludzie, i to zapewne - choć dokument tego wprost nie mówi - nie tylko dziś żyjący, ale wszyscy od początku świata do końca.

Jeśli jednak lista praw człowieka nie da się interpretować jako twierdzenie metafizyczne tak śmiał, to cóż ona znaczy? Możemy przypuszczać, że jest to tekst normatywny, wyrażający opinię autorów, wedle których byłoby lepiej, gdybyśmy ja i inni dostawali godziwie dostawali wynagrodzenie za swoją pracę, albo że świat w ogólności byłby lepszy, gdyby ludzie nigdzie nie podlegali arbitralnym aresztom lub torturom. Jeśli tak, to Deklaracja jest po prostu spisem życzeń jej autorów i jeśli ja nawet dzielą te życzenia, jeśli wolałbym, aby świat był raczej lepszy niż gorszy w sensie jaki Deklaracja sugeruje, to nie mogę się upierać przy tym, że moje lub innych ludzi życzenia są prawami, a tym mniej prawami wiecznymi, jak podpowiada interpretacja "praw" jako wypowiedzi metafizycznych. Najbardziej empirycznie czy scjentystycznie usposobiony człowiek nie może mieć nic przeciwko temu, by ludzie wyrażali swoje życzenia i choćby sam był gotów swoje własne życzenia wyrażać, nie będzie jednak twierdził, że głosi w ten sposób prawdy. 

Jest jednak jeszcze trzecia możliwa interpretacja "praw człowieka" Ważne z historii znane dokumenty, które uważamy za antecedencje tych praw, jak Magna Charta, a później Habeas Corpus w Anglii, jak neminem captivabimus w Polsce czy edykt nantejski we Francji, są to po prostu ograniczenia, jakie państwo czy raczej monarcha godzi się uznać, restrykcje narzucone na władzę, czy to pod naciskiem bezpośrednim, czy nawet bez przymusu, a z rozmaitych powodów przyjęte przez króla. Są to zatem ustawy, którymi głównie poddani, głównie szlachta, baranią sią przed samowolą i przemocą panujących, a także przed podatkami. Nie mają być czymś takim jak w kamieniu wyryte tablice Mojżeszowe, ważne na wieczność, a tak chyba są pomyślane prawa człowieka w naszej Deklaracji. 

Skoro chodziło o koncesje mniej czy bardziej chętnie przez władców czynione, było jasne, że można je poprawiać, zmieniać czy unieważniać, jak też się stało z wymienionymi właśnie i z innymi ustawami tego rodzaju. Magna Charta podlegała zmianom już przez pierwsze dziesięciolecie po jej uchwaleniu w1215 r., wiele z jej ustaleń straciło ważność w wyniku przemian politycznych i społecznych, a w co najmniej wypadku obiecane swobody nie mają dzisiaj ważności [mianowicie zasada, iż każdemu wolno w czasie pokoju osiedlać się w Anglii]; obietnica neminem captivabimus nie była niezmiennie obowiązującym prawem w dziejach polskich, ale edykt nantejski został odwołany po kilkudziesięciu latach. Wszystkie te ustawy czy dekrety nie minęły jednak bez śladu, zostały jakoś zakodowane w pamięci zbiorowej i posłużyły za punkt wyjścia dla późniejszych ustaleń, jak np. Magna Charta dla amerykańskiej Deklaracji Niepodległości. Niektóre zresztą odegrały rolę zgubną, jak przywileje polskiej szlachty". cdn.


BICO
O mnie BICO

Interesuję sie działalnością polskiego wymiaru sprawiedliwości, szczególnie władzą sądowniczą, a także orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka