Od początku istniały trzy wyjścia z sytuacji, jaka ujawniła się rankiem 10.04.2010 roku.
Pierwsze defensywne – wyprodukować raporty oficjalne w związku z rzekomą katastrofą lotniczą oraz konsekwentnie udawać, że w nie wierzymy. Dla inteligentniejszej części obserwatorów byłby to sygnał, że uwikłana jest już cała polska klasa polityczna z najbardziej niezłomnymi działaczami włącznie. Ewentualnie, że nieliczni uczciwi nie widzą wyjścia. W zaistniałej, niezwykle trudnej sytuacji możemy jedynie udawać niezbornych umysłowo. W obliczu masowego zabójstwa o epokowym wymiarze na więcej nas dzisiaj nie stać.
Drugie ostrożnie optymistyczne – rozsądnie się podzielić. Na część oficjalną polskiej sceny, z betonową konsekwencją udającą intelektualnie niepełnosprawnych, deklarującą niezachwianą wiarę w raporty Millera/MAK oraz pozostałych początkowo nielicznych, którzy poddadzą owe raporty ekspertyzom, analizom, ocenie niekoniecznie polskich specjalistów z dziedziny badania katastrof lotniczych. Tym samym poddadzą je zasadniczej i merytorycznej krytyce – publikowanej w formie własnych raportów. Czas stopniowo przesuwałby powszechną sympatię w stronę grupy drugiej, w kierunku obywateli kompetentnych.
Trzecie destrukcyjne – to scenariusz walk plemiennych; podzielić się nierozsądnie, niemerytorycznie, emocjonalnie i głęboko. Jedni wystąpiliby w takiej wersji pod sztandarami wyznawców raportów Millera/MAK, prowadzeni na barykady przez władzę państwową, media mainstreamu oraz postkomunistyczną elitę. Drudzy pojawiliby się pod flagami polskiej prawicy prowadzeni przez Antoniego Macierewicza, media niezależne oraz kolejne rzesze sterowanych, tym razem w drugą stronę, internetowych aktywistów. Uruchomioną rywalizację zamierzano oprzeć na rozbudzonych emocjach. Obydwie siły miały się od tej pory ścierać ze sobą nieustannie, niemerytorycznie i latami, bez argumentów, bez ekspertyz i bez sensu. Powstały przy tym chaos ułatwić miał matactwo.
Wybrano wyjście ostatnie, dla Polaków fatalne!
Wszyscy trzej próbowali kontynuować niepostrzeżenie swoją misję. Mogliby przedłużać role szarych eminencji w nieskończoność, gdyby nie Tragedia. W tej jednej chwili niezwykłej wagi nabrały funkcje, jaką każdy z nich w kluczowym momencie pełnił.
Tusk – kontrolę nad strukturami państwa; nad jego administracją, strukturami siłowymi, policją oraz wojskiem, nad ministerstwem spraw zagranicznych i wymiarem sprawiedliwości, nad administracją, polityką i rządem. Michnik – nadzór nad mediami mainstream’u. A dokładniej nad częścią opinii publicznej, która chce wierzyć mediom III RP. Czyli tym oficjalnym przekaźnikom wiadomości i opinii, w których upatruje bezpieczny dla siebie azyl, przyjemną możliwość pławienia się w bezmyślności. Macierewicz odpowiadał za przekaz strony niezależnej, za świadomość ludzi o przekonaniach konserwatywnych, za obywateli przerażonych sytuacją do jakiej krok po kroku zbliżała się III RP; za wywołanie zamętu emocjonalnego oraz intelektualnego w środowiskach stosunkowo odpornych na manipulację – we wszystkich grupach społecznych, w których atmosfera powstała po Tragedii mogła wywołać szok. Układ był zatem domknięty, katastrofa mogła się dokonać. 10.04.2010 cała trójka miała stanąć w świetle reflektorów. Oddelegowani do zapanowania nad sytuacją w Polsce musieli dać z siebie wszystko.
Cdn.
Inne tematy w dziale Polityka