marektomasz marektomasz
2506
BLOG

Powiązania rosyjskich blacharzy z rosyjskim piecykiem - hipoteza

marektomasz marektomasz Polityka Obserwuj notkę 20

Rosjanie wzmacniają swoje sugestie. Oto dokładnie w tym samym czasie na lotnisku Siewiernyj dochodzi do trzech równoległych zdarzeń – w rosyjskiej „wieży kontroli lotów” piecyk skutecznie zakłóca, doprowadzając do całkowitego zniszczenia zapisu, pracę radaru śledzącego lot Tupolewa; do pokoju Wiśniewskiego wchodzą, dokładnie w tym samym czasie, blacharze, doprowadzając pana Wiśniewskiego do natychmiastowej decyzji o wyłączeniu kamery, pracującej tam wcześniej przez dwie godziny, filmującej z zapałem smoleńską mgłę oraz – zdarzenie trzecie – do lotniska Siewiernyj zbliża się polski Tu-154. Coś tajemniczego z samolotem się dzieje, po czym w zagadkowy sposób wielka maszyna się rozbija (podobno). Spora część Tupolewa przy tym znika, wręcz wyparowuje. Koincydencja czasowa trzech zaskakujących zdarzeń wydaje się dzisiaj wprost zdumiewająca. Mistrz Bułhakow lepiej by tego nie wymyślił. Trzy zdarzenia w jednym czasie, w jednym miejscu (na lotnisku Siewiernyj), wszystkie trzy niezwykłe.

Mimo znacznego wzmocnienia sugestii przez Rosjan, mimo fascynującego przesłuchania pana S. Wiśniewskiego - w ubiegłym tygodniu, w Sejmie, przez Zespół Parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza; przesłuchania wzbogaconego o projekcję oryginalnych filmów rejestrujących ponoć, ręką polskiego bezpośredniego świadka, wydarzenia 10.04.2010 – polskie media przeszły nad sprawą do porządku dziennego. W absolutnym milczeniu, całkowicie obojętnie, zupełnie tego wszystkiego nie zauważając. Tu znowu nasuwa się mistrz Bułhakow i jego opis niezwykle ciekawych zdarzeń, całkowicie przemilczanych przez media sowieckie. Przemilczanie, niezauważanie, było wszak w Rosji Radzieckiej regułą. W III RP jest dziś identycznie.

Co z tego wynika?

Otóż, spróbujmy poruszać się zasugerowanym nam przez Rosjan tropem literackim. Tropem Michaiła Bułhakowa. Dowody obalające definitywnie hipotezę przypadkowej katastrofy zostały już, jak wiemy, podane nam na tacy. W formie skróconej zebraliśmy je w notce:

http://marektomasz.salon24.pl/278983,ostateczna-rozprawa-z-hipoteza-katastrofy-lotniczej 

Dowodów dostarczyli nam oczywiście Rosjanie. M.in. ustalając natychmiast, 10.04.2010 rano, nieprawdziwą godzinę katastrofy. Jak pamiętamy, była to 8.56 – oznaczająca moment włączenia syreny alarmowej na lotnisku Siewiernyj. Rosjanie zainicjowali tym samym dodatkowy, nieustający festiwal dezinformacji, przekłamań w mediach, z niezwykle aktywnym udziałem strony polskiej. Również niszczenia, pomijania, bądź sztucznego tworzenia dowodów. Nieszczęsna 8.56 podawana w mediach - także 8.5o, zameldowana przez min. Szojgu Premierowi Putinowi, jako godzina zniknięcia z radarów polskiego Tupolewa - stała się kamyczkiem, który uruchomił lawinę. Okazała się osią, umożliwiającą udowodnienie fałszywości hipotezy katastrofy, jako losowego zdarzenia.

Kolejnym faktem, fundamentem przejrzystego dowodzenia, że ścieżka ostatniej fazy lotu, podawana nam m.in. przez raport MAK, jest nieprawdziwa, stała się przełamana brzoza. Na nią skierowane zostały – zgodnie z wolą Rosjan - wszystkie reflektory. Wokół samotnej, przełamanej pechowo brzozy skupiła się uwaga opinii publicznej. I znowu, podobnie jak w przypadku meldunku ministra Szojgu, doszło do przekonującego dowiedzenia tezy drugiej – o fałszywości toru lotu, który próbuje nam się sugerować.

http://marektomasz.salon24.pl/280772,czyzby-rosjanie-sugerowali-nam-hipoteze-2m

Dzięki oparciu dowodzenia na zaledwie dwóch oczywistych faktach, argumentacja mogła uzyskać prostą formę. 8.56 – jak pamiętamy - była w mediach długo powtarzana, brzoza … przełamana. Na dodatek, przełamało ją - podobno - skrzydło Tu-154, które się też odłamało i odpadło. Brzoza doprowadziła jakoby, jak pamiętamy, do obrócenia się polskiego samolotu, zwielokrotniając skutki tragicznego wypadku … . Dziś zamieniła się w koronny dowód, że tak z pewnością nie było.

Doczekaliśmy też w końcu do pojawienia się istotnego faktu numer trzy. Doszło wreszcie do prezentacji przez Sławomira Wiśniewskiego przed Zespołem Parlamentarnym pełnych wersji nagranych przez niego filmów. Nagranych amatorską kamerą, do własnych celów, wczesnym rankiem 10.04.2010 roku. Prezentacja połączona była z określoną narracją.

Wystarczyło w opowiadaniu p. Wiśniewskiego skupić się na zaledwie kilku elementach –

- otwartym przez dwie godziny oknie w jego pokoju hotelowym. Otwartym rankiem, wczesną wiosną po to, żeby amatorska kamera mogła bez przeszkód filmować smoleńską mgłę. Pojawiły się w głowach obserwatorów przesłuchania naturalne pytania - jaka była temperatura tego dnia, o tej porze, na zewnątrz? Co p. Wiśniewski przez te dwie godziny w wychłodzonym pokoju robił? Czy się nie nudził? Wreszcie, czy nie przemarzł za bardzo w trakcie realizowania swojego hobby?

- blacharzach, którzy pojawili się niespodziewanie przed kamerą, także obok niej, doprowadzając do jej wyłączenia na 1,5 minuty przed zbliżeniem się polskiego Tu-154 do miejsca katastrofy. Przed najważniejszą chwilą, na którą owa włączona kamerka oraz p. Wiśniewski przez dwie godziny cierpliwie oczekiwali. W tym wypadku pojawiało się naturalne pytanie – w jaki sposób rosyjscy „blacharze” trafili przed kamerkę? Czy p. Wiśniewski mógłby ten epizod szczegółowo opisać? …

- kilkuminutowym namyśle pana Wiśniewskiego,przy wyłączonej już kamerce. Pan Wiśniewski musiał przez kilka minut zbierać myśli, ponieważ zupełnie nie wiedział, co zobaczył. A czego już nie usłyszał. Opisywał to mniej więcej tak - „ widziałem mały przelatujący samolot, skrzydło wychylone pionowo do góry”. Nie rozumiał, co miało oznaczać to, co przed chwilą widział. W końcu, po kilku minutach solidnego namysłu, postanowił udać się na rosyjskie lotnisko wojskowe, żeby to naocznie sprawdzić. A gdy dotarł na miejsce, poczuł się zaskoczony. „Ja pierd …ę to nasz” – zareagował. Ciał ofiar nie widział.

- detalach technicznych pokazywanych filmów. W tym na szczegółach widocznych na  filmie. Wystarczyłoby następnie zderzyć nasze obserwacje z ustną relacją p. Wiśniewskiego.

Niestety, pytań szczegółowych ze strony Posłów nie było. Rozumiem powody, dla których zbyt dociekliwe pytania nie padły. Społeczeństwo polskie nie jest przygotowane na przyjęcie prawdy o Tragedii Smoleńskiej. To oczywiste. A skoro nie jest, to i my wykażmy się delikatnością. Wstrzymajmy się przez chwilę z definitywnym postawieniem kropki nad i.

Sytuacja, w związku z zatrzymaniem przez polityków procesu dochodzenia do prawdy, powstała zatem taka - film pana Wiśniewskiego miał być głównym dowodem potwierdzającym prawdziwość opisu zdarzenia na lotnisku Siewiernyj. W tym również – a może przede wszystkim – prawdziwość wskazywanego nam miejsca. (!) Przez analogię jednak do poprzednich dwóch obalonych hipotez film p. Wiśniewskiego stanie się prawdopodobnie (wskazana tu jest delikatność) podstawą do podnoszenia bardzo poważnych wątpliwości. Na przykład - czy miejsce przez film pokazywane, to jest miejsce właściwe? (Załączniki:

http://albatros.salon24.pl/281628,niemy-ale-wiarygodny-swiadek-zdarzenia

http://el.ohido.siluro.salon24.pl/278842,arcybolesnie-prosta-sprawa-czesc-1

  (http://freeyourmind.salon24.pl/281797,oko-zaby-3 )

Nie zdziwiłbym się, gdyby film p. Wiśniewskiego, wraz z jego obszernymi wyjaśnieniami złożonymi już w polskim Sejmie, okazał się fundamentem dowodzenia hipotezy przeciwnej. Gdyby dzięki temu filmowi hipoteza dwóch miejsc uzyskała swój dowód ostateczny.

 

 

 

Definicja „hipotezy dwóch miejsc” - grupa hipotez na temat prawdziwego przebiegu zdarzeń w dniu 10.04.2010, które łączy wspólne przekonanie, jakoby teren wskazywany nam na lotnisku Siewiernyj, hipotetyczny punkt rozbicia się polskiego Tu-154, to nie było jedyne miejsce całej akcji.  

PS. Ostateczny upadek hipotezy katastrofy na lotnisku Siewiernyj – w rozumieniu zdarzenia przypadkowego, losowego – dokona się w świadomości powszechnej dopiero w ciągu najbliższych 2-3 miesięcy. Dokona się, mimo kolejnych wrzutek w wykonaniu „Gazety Wyborczej”. Coraz bardziej absurdalnych, groteskowych, świadczących o pomieszaniu zmysłów w niektórych zespołach redakcyjnych. Wystarczy spokojnie zaczekać. Rację mają zatem ci obserwatorzy polskiej sceny politycznej, którzy obawiają się już tylko jednego – sfałszowania, na gigantyczną skalę, jesiennych wyborów parlamentarnych. Osoby, które bredzą w sposób jawny – w tym zespoły redakcyjne „Gazety Wyborczej”, TVN-u, Polsatu, radia Z … -  które ośmieszają się bez cienia zażenowania, powtarzając absurdy z raportu MAK, tworząc, dla uratowania tworzonych przez siebie absurdów, kolejne sztucznie wykreowane pseudo fakty, gotowe są na wszystko. Tym bardziej ich przełożeni i sponsorzy. Z tym musimy się liczyć.  

Przesłuchanie pana Wiśniewskiego:

http://www.polityczni.pl/smolensk,audio,51,5708.html

marektomasz
O mnie marektomasz

energiczny, zdecydowany, spokojny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Polityka