Media cytują dziś powszechnie wiadomość o laptopach kupionych w grudniu na potrzeby polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Jedni się śmieją, inni oburzają, a ten drobny fakt jest symbolicznym zwieńczeniem operacji, która miała miejsce w naszym kraju na wielką skalę.
Przy okazji prezydencji Rzeczpospolita wydała sporo pieniędzy, które w normalnym trybie byłoby trudno wydać. Biuro Ochrony Rządu kupiło kilkadziesiąt nowych samochodów, Ministerstwo Spraw Zagranicznych wielką ambasadę i sporo gadżetów. Odremontowano też liczne obiekty w kraju, itp.
Zakładam, że wszystkie wydatki były potrzebne i uzasadnione, bo prezydencja się skończy, a samochody będą jeździć, laptopy pracować. Ambasada też. Po co więc taki zabieg? Biurokraci uważają, a opinia publiczna to akceptuje, że przy takiej okazji wypada pozwolić sobie na odrobinę luksusu, przecież będą nas oceniać inni. I wszystko działa.
Ten rząd zachowuje się podobnie jak poprzednie. Tylko wtedy preteksty były inne. Dziwnym trafem Biuro Ochrony Rządu odnawiało park maszynowy przy okazji papieskich pielgrzymek…
Inne tematy w dziale Polityka