Tak jak przewidywałem, wczorajsze wystąpienie ministra Sikorskiego w Berlinie wywołało burzę po prawej stronie sceny politycznej. Od posądzenia o zdradę i złamanie ślubowania, po wniosek o odwołanie.
Radek Sikorski słynie z niekonwencjonalnych zachowań i zapewne wiedział, że wkłada kij w mrowisko. Perspektywa przyznania Polsce tyle suwerenności, ile ma stan Ohio, osobiście mnie nie porywa. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym kierunku trzeba prowadzić debatę. Przede wszystkim nad Wisłą.
Jeśli coś mnie martwi, to niejednoznaczna reakcja z Niemiec. Minister zwracał się do nich per "wy", np. "Czy naprawdę założylibyście się o wszystko, że jeżeli dojdzie do rozpadu strefy euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa? W końcu więcej małżeństw kończy się burzliwym, a nie polubownym rozwodem. Słyszałem o przypadku w Kalifornii, kiedy rozwodzące się małżeństwo wydało 100 000 dolarów na ustalenie, które z nich przejmie opiekę nad ich kotem."
Trochę więc im nasz minister wygrażał paluszkiem, co lubi, a za czym oni nie przepadają.
Szkoda, że taka debata rozpoczyna się od uproszczeń, pomówień i awantur. Temat zasługuje bowiem na gruntowną analizę.
Polecam lekturę.
Inne tematy w dziale Polityka