Do krwawej kolekcji zabitych dyktatorów dołączył wczoraj Muammar Kaddafi. Dużo dziś możemy przeczytać o gniewie ludu, zemście na tyranach, itp.
Kaddafi rządziłby znacznie dłużej, gdyby państwa Zachodu nie wykorzystały pierwszej okazji, kiedy realnie mogły się go pozbyć. Dyktator miał na rękach krew rodaków, ale o jego upadku zdecydowała inna krew, amerykańska, brytyjska – tak jak ginęli niewinni w zamachach terrorystycznych. Jeszcze gdy trzymał pod swą kontrolą Trypolis wysyłano pod jego adresem "propozycje kompromisowe", np. emigracja gdzieś do Afryki, ale Kaddafi był przekonany, że zmobilizuje część Libijczyków za sobą. I przegrał.
Wczorajsza ucieczka była ostatnim aktem, który dopełnił upadku. Od lutego zginęło w Libii 30 tysięcy ludzi. Nikt nie policzył rannych ani strat materialnych. Kraj trzeba organizować od nowa, chyba że władzę po dyktatorze obejmą jego ludzie, którzy dziś w większości tworzą Radę Narodową.
Z tej perspektywy warto zadać sobie pytanie, czy Polska postąpiła słusznie nie wysyłając wojska na interwencję. Uważam, że tak, choć słychać było fochy z Paryża i Londynu. Bylibyśmy militarnie nieznaczącym dodatkiem do sił koalicji, a konia z rzędem temu, kto polskiej opinii publicznej potrafiłby wytłumaczyć, że to wojna sprawiedliwa.
Teraz warto ze wszystkich sił włączyć się w odbudowę tego kraju. Kiedyś Polska była ważnym wykonawcą tamtejszej infrastruktury i w innych warunkach warto do tych doświadczeń wrócić.
Inne tematy w dziale Polityka