Warto przeczytać manifest Ruchu Oburzonych – tych z Hiszpanii – który przyjęła reszta Europy. Czytamy tam o równości, solidarności, dostępie do kultury, prawie do mieszkania, zatrudnienia, opieki zdrowotnej. Dalej, co bardziej fundamentalne, Oburzeni domagają się udziału w polityce. Co więc wydarzyło się, że 15 maja w Madrycie, w stolicy kraju rządzonego przez socjalistów, zebrały się tysiące ludzi, aby wykrzyczeć swój protest?
Otóż ci, którzy są wykształceni, chcą się rozwijać, żyć normalnie, dzięki Internetowi stwierdzili, że tych szans nie mają. Co gorsza, mają je inni, którzy dzielą pieniądze, władzę i stanowiska. To prawdziwy socjalizm XXI wieku. Nie mówi się o wyzysku, tylko o braku nadziei. Protestujący w sobotę mieszkańcy Europy mają co jeść, mają dach nad głową, ale chcą mieć wpływ na własne życie, a nie wyciągać rękę do opieki socjalnej lub rodziców. Tu pojawia się problem zużycia klasy politycznej. Oburzeni dostrzegają, co nie jest trudne, że kto by nie rządził – prawica, lewica – tym, co ma być lepiej, jest lepiej, a im samym jest gorzej. Odrzucają więc elity polityczne.
W sobotę na ulicach Warszawy, w imię tego samego manifestu, pojawiło się kilkuset protestujących. Wyszło to mało przekonująco, bo nie było w tym pochodzie determinacji z Madrytu czy Tel-Awiwu. Wielkie miasta w Polsce nie wiedzą, co to prawdziwy kryzys, a nasi Oburzeni mieszkają w Pleszewie, Ostrzeszowie, Gryficach i jeszcze się nie zorganizowali. Gdy oni wyjdą na ulice, może skończyć się Wersal, a zacząć Rzym. Ten z minionej soboty.
Inne tematy w dziale Polityka