Orędzie prezydenta w Sejmie jest szczególną formą wystąpienia politycznego – przemawia do izby, ale nie ma po nim żadnej dyskusji. Orędzie wygłoszone w dniu zaprzysiężenia parlamentu będzie w dwójnasób wyjątkowe. Głowa państwa zamierza zabrać głos "dotyczący nowych wyzwań stojących przed Polską i nowym rządem".
Tego jeszcze nie było.
Jeśli Bronisław Komorowski, respektując zasady konstytucji określi priorytet państwa na najbliższą kadencję, to może postawić w bardzo trudnej sytuacji premiera. Pięć tygodni później Donald Tusk wygłosi w Sejmie expose, które będzie konfrontowane z wystąpieniem prezydenta. Rzecz jasna wszystkie smaczki sprowadzą się do różnic między tym, co myśli duży i mały pałac. Istnieje też możliwość, że Bronisław Komorowski wygłosi wtedy zestaw blankietowych ogólników, tylko nie bardzo wiem, po co miałby wytaczać do tego broń grubego kalibru.
Już po wyborach prezydent dał znać, że przestaje traktować relacje z rządem notarialnie, np. skorygował premiera w sprawie kalendarza powyborczego. Jeśli to, co zamierza, miałoby się stać początkiem nowej jakości w polskim życiu politycznym, to bardzo dobrze. Pałac prezydencki jest miejscem, które winno generować cele i zadania strategiczne oraz konsolidować wokół nich wszystkie siły polityczne. Orędzie, jakiego jeszcze nie było, ma szanse stać się punktem zwrotnym w kadencji głowy państwa.
PS. Jutro rano (tuż po 9) zapraszam do Radia ZET, do Moniki Olejnik, na "7 Dzień Tygodnia".
Inne tematy w dziale Polityka
