Politycy marzą o ładnych obrazkach, rzecz jasna ze sobą w roli głównej. Niedościgłym wzorcem byli przywódcy radzieccy, których w nowoczesnej wersji naśladuje Putin, ale wszystkich przebijał ukochany wódz Kim Ir Sen.
W 1989 roku byłem na festiwalu młodzieży i studentów w Phenianie. Na każdym kroku, w publikacjach, muzeach, na wielkich plakatach, można było oglądać wodza. Najbardziej utkwił mi w pamięci ten obrazek, gdy Kim Ir Sen patrzy w dal, prawą ręką wskazuje drogę (chyba rozwoju), lewą gładzi gromadkę dzieci, a starsi (robotnicy, rolnicy i jakiś jeden w okularach) słuchają go z uwagą.
Do wczoraj myślałem, że w moim kraju taki kicz jest nie do zrobienia. A jednak.
Pod dąb ów tysiącletni wódz przybył. Wzorem królów i rycerzy przed wojną wielką siły chciał odnowić i wojska swe wzmocnić. Groszem wcześniej hojnie sypnął, coby Bartka ochronić. A i łuk nad nim zbudować obiecał dla wieczystej drzewa ochrony. Życzliwie przemówił do swoich, całodobową opiekę obiecał, tak jak on ochronił skręcone starcze konary. Niewiasta jego skromnie przy boku stała i wspominała swe lata młodzieńcze, gdy dąb ów miejscem spacerów i westchnień młodzieńczych był. Wojowie mundurowi podziękowali władcy za łaskawość i życzyli sukcesów.
Ładne? Ładne. A na pewno ładniejsze od pyskówek z kibolami i pocieszania zrozpaczonych kobiet.
PS. Zaraz potem premier udał się do szkoły rodzenia, by przekonywać Polaków, że warto mieć dzieci, a właśnie teraz na ekranie znów on i (tym razem) elektrownia – do wyborów prądu nie zabraknie.
Inne tematy w dziale Polityka