Wyobraźmy sobie, że, co było nieuchronne, Putin zostaje kandydatem "Jednej Rosji" na prezydenta. Rywalizacja kończy się tak jak zaczęła – w ramach kasty władzy. Jednak Dimitrij Miedwiediew nie zostaje premierem, ale odchodzi do parlamentu i próbuje, to co robił jako prezydent, ubierać w szaty lojalnej i niekonfrontacyjnej, ale jednak opozycji. Przez ponad trzy lata zyskał pozycję i przebił się do opinii publicznej z pomysłami, które odróżniały go od Putina. Modernizacja, walka z korupcją, stawianie na współpracę Rosji ze światem – to były tematy, które polubiła klasa średnia. Polubiła, a niektórzy nawet uwierzyli, że tak może być.
Dlatego wariant padł. Miedwiediew w roli premiera będzie legitymizował wszystkie działania Putina i o to chodziło. Dlatego musi być blisko szefa, aby mu "głupie myśli" po głowie nie chodziły.
Cztery lata temu Rosjanie mogli wybrać inny scenariusz. Bez zbędnego udawania zmienić na kolanie konstytucję i Putin bez problemów rządziłby nadal. Może nie byłoby elegancko, ale skutecznie i na skróty. Efekt byłby ten sam.
Dlaczego więc jest jak jest? Rosjanie są mistrzami gry pozorów. Potrzebują w miarę normalnych stosunków z Zachodem, a do tego potrzebna była inscenizacja demokracji. No to się odbyła.
PS. W 2008 roku, po koronacji Miedwiediewa, w Warszawie popularny był dowcip:
"Minęły lata. Putin z Miedwiediewm piją piwo, które się kończy. Patrzą na siebie z zakłopotaniem i Putin mówi: - Teraz ty jesteś premierem, więc skocz po następne."
Inne tematy w dziale Polityka