Z takiej debaty jak wczoraj, telewizja informacyjna potrafi wyżywić się co najmniej przez jeden wieczór, bo to, co widać w ciągu 75 minut, to zaledwie fragment wielkiej operacji medialnej.
Od momentu wjazdu na teren stacji towarzyszył nam kamery: poseł przyjeżdża, wysiada z samochodu, wita się, idzie, wchodzi po schodach, ma nakładany makijaż, udziela pierwszego wywiadu, drugiego… Po zakończeniu debaty jest tak samo, tylko w odwrotnej kolejności. Na zakończenie padają jeszcze pytania: Jak było? Kto wygrał? Niezależnie od adresata odpowiedź jest zawsze ta sama: "wszyscy" albo "ja".
O polityce zagranicznej rozmawia się i łatwo i trudno. Łatwo, bo mało kto się na niej zna. Trudno, bo poważni ludzie mówią tak, jakby swe deklaracje musieli niebawem wcielić w życie.
Niestety, zabrano mi iPada (podobno były zakazane) i widzów ominęło kilka cytatów, o których zapomniałem. Np. minister Sikorski w ostatnim sejmowym expose przytoczył amerykańskie powiedzenie, że: "Albo się siedzi za stołem, albo jest się w spisie dań". Na pewno bym mu je przypomniał mówiąc o Europie dwóch prędkości i reakcji polskiego rządu.
PS. Jutro rano (tuż po 9) zapraszam do Radia ZET, do Moniki Olejnik, na "7 Dzień Tygodnia".
Inne tematy w dziale Polityka