Bez złośliwości. Dobrze, że marszałkowie Sejmu i Senatu zwołali wspólne posiedzenie, bo w dzisiejszej Unii znaczenie parlamentów bardzo wzrasta. Wielokrotnie w przemówieniu wymieniono też Parlament Europejski. Wreszcie.
Frekwencja dopisała, choć zdarzały się wolne miejsca. Jak na „kulturę polityczną” polskiego parlamentu obyło się bez wrogich gestów, buczenia, mruczenia, itp. Prezes spóźnił się nieco, ale wyglądało to na przyczyny techniczne, a nie polityczne.
Przez cały czas najspokojniej na sali zachowywał się premier Pawlak zajęty swoim iPadem. Może to sposób na uspokojenie emocji izby?
Na koniec dwie krople dziegciu.
Przekazy wideo były nieporozumieniem. Jeśli pan przewodniczący Parlamentu Europejskiego i węgierskiego nie mogli przybyć to mówi się trudno, a nie puszcza filmy. Marnych wystąpień musiał wysłuchać prezydent i cała zgromadzona sala. I druga kropla. Marszałek Borusewicz miał słabe wystąpienie. Przyrównał polską prezydencję do obalenia komunizmu i wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Gruba przesada.
PS. Jutro rano (tuż po 9) zapraszam do Radia ZET, do Moniki Olejnik, na "7 Dzień Tygodnia".
Inne tematy w dziale Polityka
