Premier słynie z tego, że wytacza wojny. Przypomnę, jak dawno temu w aktach strzelistych obiecywał rozprawę z PZPN-em. Tym razem nie wspomnę o innych.
Wczoraj rozpoczął batalię z kibolami. Uderzył zza podwójnej gardy, używając jako zasłony wojewodów. Dziwnym trafem obaj panowie o godzinie 15 podjęli te same decyzje wobec Legii i Lecha. Premier zadziałał według zasady odpowiedzialności zbiorowej i ukarał wszystkich, którzy chcieli obejrzeć mecz. Jak uczy historia, zbiorowa odpowiedzialność wywołuje wściekłość, zwłaszcza niesłusznie ukaranych. Świadczy też o niemocy władzy, która nie potrafi w inny sposób uzyskać oczekiwanego efektu.
Gdzieś w tle pozostają władze klubów, które cynicznie od lat "dogadywały się" z kibolami i doprowadziły do niebywałej siły tego środowiska. Na stadionach miał być spokój w zamian za koncesje (ochrona, handel, gastronomia). Tymczasem spokoju nie ma, a kibole rządzą.
W całej tej akcji najmocniej dostaje po grzbiecie zwykły człowiek, który, nawet jakby chciał, to polskiej piłki może już nie pooglądać.
PS. Internauci dopytują się, co dalej z brukselskim programem Włodzimierza Cimoszewicza. Tak więc podobno spotkał się z komisarzem do spraw środowiska, Janezem Potocnikiem i szefem frakcji Socjalistów i Demokratów w PE, Martinem Schulzem. Przyjął go również Stały Przedstawiciel RP przy Unii Europejskiej, Jan Tombiński, a ponadto gościł na przyjęciu z okazji święta państwowego 3 Maja.
Inne tematy w dziale Polityka