Podobno prezes przemówił wczoraj cztery razy. Najbardziej dosadny był jednak występ wieczorny. Jedno słowo więcej i zebrani żałobnicy ruszyliby przeciw zdrajcom. Ale tym razem TO słowo nie padło.
Prezes zapowiedział, że musi odnowić "ten kraj, tę ziemię" (skromnie nie wspomniał o "obliczu"). Wygląda więc na to, że będziemy mieli rewolucję. Upadek komunizmu w porównaniu z tym, co szykuje PiS, to małe piwo. Na początek przed Trybunałem Stanu postawiony będzie premier, mimo, że przed trybunałem ludowym już stoi.
Choć brzmiało to wszystko dramatycznie, to każde słowo prezesa jest odgrzewanym kotletem. Tym razem w sosie cierpiętniczym. Gdy szedł do władzy w 2005 roku, obiecywał to samo. Na szczęście niewiele spełnił.
Inne tematy w dziale Polityka