Burza, jak wiadomo, składa się z poszczególnych grzmotów, ułożonych odpowiednio gęsto i występujących odpowiednio intensywnie. Burzy wokół baronowej Ashton jeszcze nie ma, ale pomruki pojawiają się coraz częściej.
Na ostatnim spotkaniu "koalicji w sprawie Libii" prezydent Sarkozy podniesionym głosem, wygrażając palcem, zbeształ baronową za pasywność wobec tyrana z Trypolisu. Prezydentowi Francji takie wybuchy zdarzały się już wcześniej, ale tym razem Lady Ashton nie bronił nawet siedzący obok David Cameron…
Dzień wcześniej Ashton prowadziła posiedzenie ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej w tej samej sprawie. Nagle postanowiła je opuścić, wybierają równolegle odbywającą się naradę ministrów obrony w NATO. Do porządku przywołał ją dopiero Carl Bildt, szef szwedzkiej dyplomacji.
Te obrazki, jak na ironię, pokazują, że zadziałała samospełniająca się przepowiednia – Unia chciała słabego ministra spraw zagranicznych, no to ma. Przynajmniej salony brukselskie mogą sobie ponarzekać.
Do niedawna Ashton tłumaczyła się brakiem budżetu i tworzeniem Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Dzisiaj te argumenty już nie działają. Sarkozy i jego koledzy nie zwracają też uwagi na drobny szczegół – w kluczowych sprawach Unia nie wypracowała wspólnej polityki zagranicznej, łatwo więc teraz obwiniać Wysokiego Przedstawiciela.
Czarę goryczy przepełnia zasłyszana w kuluarach komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego uwaga na temat baronowej: "Solana nic nie mógł, ale przynajmniej budził respekt."
Inne tematy w dziale Polityka