Incydent z naciskami na dziennikarza PAP-u, aby ten nie zadał pytania w Izraelu, nie jest przejawem cenzury, tylko nieporadności ze strony ministra Arabskiego i braku lojalności ze strony PAP-u.
Dziennikarze i politycy potrafią się umawiać co do bardziej skomplikowanych spraw. Taki "handel" sprowadza się do prostej zasady – informacja za współpracę. W tym wypadku prośba Arabskiego miała charakter uzasadniony, ale skierował ją w niewłaściwy sposób do niewłaściwego człowieka.
Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle - dzięki niezadanemu pytaniu cały Izrael i jeszcze kawałek świata wie, że Polska obawia się tematu reprywatyzacji mienia żydowskiego.
Inne tematy w dziale Polityka