Rzadko zdarza się spotkanie dwóch rządów, jak to wczorajsze, polsko-izraelskie.
Już od wielu lat stosunki między naszymi krajami są dobre. Od wielu lat historia, choć ciągle odkrywana, ich nie dominuje. Przyjeżdżając do Jerozolimy, Donald Tusk pokazał partnerom międzynarodowym, że Izrael jest ważnym partnerem naszego kraju i Unii Europejskiej. Handlujemy, pozyskujemy technologie, poznajemy wzajemnie nasze kultury.
Izrael przeżywa trudne czasy. Wiele państw chciałoby wymazać ten kraj z mapy świata. Sąsiedzi (Palestyńczycy z Gazy i fundamentaliści z Libanu) dbają o to, aby kilka milionów ludzi na co dzień czuło zagrożenie. Izrael potrzebuje więc wsparcia i patrzy na Unię Europejską, bo amerykański protektorat jest na wyczerpaniu.
Wizyta Donalda Tuska wymagała odwagi, ale tak się postępuje, gdy wieje wiatr historii. Znak, który wysłał do przywódców UE mówi, że Bliski Wschód potrzebuje nowego porządku, który da pokój i demokrację. Stać się to może wyłącznie z aktywnym udziałem Unii.
Tym, którzy krytykują premiera, że złożył wizytę w nieuznawanej międzynarodowo stolicy państwa przypomnę, że od kilkudziesięciu lat w tym mieście składają wizyty głowy państw, w tym polscy prezydenci. Odbycie rozmów w Jerozolimie nie przesądza niczego, jeśli chodzi o jej międzynarodowy status.
PS. Nie byłoby tego spotkania bez Władysława Bartoszewskiego. Dokonał rzeczy niezwykłej i życzę mu podobnych pomysłów w przyszłości.
Inne tematy w dziale Polityka