Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso w ramach swoich kompetencji zmienił tryb przygotowań kolejnej perspektywy finansowej na lata 2014-2020. Do tej pory koordynacją prac zajmował się Janusz Lewandowski. Teraz jednak, wskazani komisarze (wśród nich jest Lewandowski) stworzą "zespół zadaniowy", który w sprawach budżetu będzie nadzorowany bezpośrednio przez Barroso.
Po tej decyzji polskie komentarze są jednoznaczne – Lewandowski traci wpływy. A przecież mieliśmy jako "jeden z głównych graczy europejskich" kreować kolejny budżet. Oczywiście korzystny dla Polski.
Bzdura.
Przed uchwaleniem obowiązującego obecnie budżetu (2007-2013) funkcjonował podobny zespół zadaniowy, a komisarz odpowiedzialny, Dalia Grybauskaitė, też była młodszym pomocnikiem. I nikt wtedy nad jej losem nie załamywał rąk. Barroso wie, że jeśli budżet ma być uchwalony, to od samego początku na jego kształt muszą wpływać płatnicy netto. Taka jest właśnie istota jego decyzji.
Premier i jego piewcy z PO wskazywali, poprzez funkcję Lewandowskiego (komisarz ds. budżetu i programowania finansowego), na "wiodącą rolę Polski w Unii Europejskiej". Tak nie było i tak nie jest. Ciągle jesteśmy na dorobku i żadne zaklęcia tego nie zmienią.
Janusz Lewandowski jest oceniany dobrze. Za kompetencje i komunikatywność. Od niego zależy czy nominuje się do roli ofiary, czy też bez błysków fleszy, szukając sojuszników, będzie szydełkował w porozumieniu z Barroso dobry budżet. Też dla Polski.
Problemem naszego kraju w nadchodzących dyskusjach budżetowych nie jest Lewandowski i jego rola w Komisji Europejskiej. Jak powiedział mi niedawno wysoki urzędnik tej instytucji, Polska otworzyła kilka frontów i ciągle nie może się zdecydować, który z nich jest najważniejszy. To prowadzi do przegranej.
Inne tematy w dziale Polityka