Szykują się dwa warianty sukcesji po Hosnim Mubaraku: Omar Sulejman, długoletni szef wywiadu i aktualny wiceprezydent (mianowany przez Mubaraka w sobotę) oraz Mohammed El Baradei, noblista, międzynarodowy biurokrata. Oba warianty są przejściowe.
Sulejman to czytelna wersja kontynuacji, a Baradei koncesyjnego zaangażowania opozycji. Amerykanie wolą wiceprezydenta, gdyż ten "jest wiarygodny i ma znakomitą reputację w kręgach wywiadowczych od Tel Awiwu po Waszyngton". Stanie za nim murem 300 tysięcy żołnierzy, do dwóch milionów tajniaków i – być może – kilka milionów urzędników. Czy ma szanse? Z każdym dniem coraz mniejsze, bo ulica go nie kupi, Mubarak nie ustępuje, a w tej rewolucji chodzi o zmianę establishmentu.
Baradei ma szanse większe – był i jest przeciw Mubarakowi, wrócił z emigracji i przynajmniej udaje, że jest z ludem. Powinien jednak zmienić wygląd, bo aktualna prezencja sytuuje go bardziej po stronie profesorów Oksfordu niż sklepikarzy z kairskiej ulicy.
Dawno temu w Polsce po przegranych wyborach gen. Jaruzelski próbował zainstalować w podobnym stylu, jak Mubarak Sulejmana, gen. Kiszczaka. Mimo, że Jaruzelski oddawał władzę pokojowo, a Kiszczak miał świetne opinie w środowiskach wywiadowczych, wiadomo jak się skończyło.
P.S. Dziś w Pałacu Prezydenckim konferencja z okazji XX-lecia Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Z tego czasu ponad 40% to moja historia.
Inne tematy w dziale Polityka