Viktor Orbán budzi w Parlamencie Europejskim tzw. mieszane uczucia. Prawica go podziwia, gdyż zgromadził władzę, o której inni mogą marzyć. Lewica, liberałowie i zieloni boją się zamordyzmu, który wprowadza na Węgrzech. Nie jest to może podział precyzyjny i ostateczny, ale coś jest na rzeczy. Orbán przybył wczoraj do PE, spotkał się ze swoją rodziną polityczną i tam noszono go na rękach. Rozdał obecnym znaczki z małą flagą węgierską i napisem "Silna Europa". To się musiało podobać.
Program prezydencji jest fajny i bardzo… socjalistyczny. Węgrzy będą zabiegać o miejsca pracy, nowoczesność w UE, będą walczyć z wykluczeniem społecznym. Ba! Będą wprowadzać Kartę Praw Podstawowych! Krytyka, z którą się spotka premier i jego ludzie będzie dotyczyć innych rzeczy. Unia Europejska czuje, że Viktor Orbán, chcąc poprawić skuteczność rządzenia, jest gotów ograniczać wolność w swoim kraju. Oczywiście nie deklarując tego otwarcie.
Polski rząd, jak łatwo się domyślić, milczy i udaje, że na Węgrzech nic się nie dzieje. Dotyczy to reformy medialnej, ograniczenia uprawnień Trybunału Konstytucyjnego i zmian w ustawie zasadniczej. Widać wyraźnie, że jest porozumienie polityczne między Tuskiem i Orbánem. Za polskie milczenie dostaniemy zapewne jakieś kąski ze stołu prezydencji.
Smutno i trochę wstyd.
Inne tematy w dziale Polityka