Minister od dróg zafundował narodowi na koniec roku dreszczowiec. Ot, tak sobie, poinformował, że nie zbuduje połowy z wymalowanych na mapie w różne kolory inwestycji, bo nie ma kasy. Nie pomylił się o trzy obwodnice, dwie wylotówki, albo jeden odcinek drogi ekspresowej. Nie, nie. On po prostu na luzie ogłosił, że połowy dróg nie będzie... Mało tego – nigdy nie będzie, bo przepadają pozwolenia na ich budowę. Chyba, że ubłaga go ktoś z Platformy.
Milczy premier, milczą wszyscy, choć przez cztery lata byliśmy czarowani dodatkami do prasy kolorowej, które opisywały, jak to RP wyda miliardy z Unii Europejskiej. Każdy inny minister, księgowa, menadżer, ekspedientka, za popełnienie podobnego błędu, wylecieliby na zbity pysk. A minister Czaruś nie.
P.S. Dzisiejsza "Rzeczpospolita" donosi o niedawnej wizycie ministra Sikorskiego i jego żony w Budapeszcie. Ta informacja tworzy ciekawy kontekst mojego wczorajszego wpisu.
Inne tematy w dziale Polityka