Premier postawił na swoim i Platforma Obywatelska zabrała partiom politycznym połowę państwowej dotacji. Po drodze odbyła się upokarzająca dyskusja, z której miało wynikać, że dobra Platforma chce dać ludziom, a partyjniackie cwaniactwo zamierza tuczyć się w kryzysie kosztem najbiedniejszych. Populizm, nawet w wydaniu liberalnej partii i inteligenckich dzienników, mierzi, ale jedynym skutkiem podjętych decyzji będzie faktyczne zamurowanie Sejmu dla podmiotów pozaparlamentarnych.
Obowiązujący dotąd system wymuszał na działających partiach pełną transparentność. Dawał też szansę powrotu do parlamentu tym, którzy w wyborach nie przekroczyli pięcioprocentowego progu, ale zdobyli więcej niż 3% głosów. Teraz partie będą miały mniej pieniędzy i wydadzą je na lokale i resztki etatów. Jak więc oczekiwać, że polityczne kadry będą się rozwijać? Zmiany nie odczuje jedynie Platforma, bo cały jej aparat żyje dostatnio w gabinetach politycznych na różnych szczeblach. Nie przypadkiem od czasu do czasu dowiadujemy się, że gdzieś zatrudniono kolejnego znajomego, a jakiś inny funkcjonariusz gabinetu politycznego dał się sfotografować w majtkach na głowie w helikopterze.
Czy w ten sposób zostanie zakłócona logika polityczna w Polsce? Nie sądzę. Ani aparat partyjny, ani państwowe fundusze nie decydowały dotąd o preferencjach wyborczych Polaków. Nad urną dla wyborcy liczy się co innego i nie jest to wysokość państwowej subwencji.
Inne tematy w dziale Polityka