Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
788
BLOG

Na początku był Smoleńsk – miejsce Polski w planach Moskwy

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Polityka Obserwuj notkę 1

W przeddzień pierwszej rocznicy tragicznych wydarzeń z 10 kwietnia nie ma już chyba nikt wątpliwości, że całej prawdy o smoleńskiej katastrofie nie poznamy już nigdy. Donald Tusk kilka dni temu, przyznając, że Rosja niechętna jest do współpracy, powtórzył to, co większość społeczeństwa wiedział już wcześniej, a większość polityków opozycji mówiła publicznie. Wówczas Donald Tusk zapewniał, że jest inaczej. Nie warto rozstrzygać, czy to wyrachowanie, czy naiwność, ważne jest, że cień szansy na to, że udałoby się wyjaśnić prawdziwy obraz wydarzeń i splot okoliczności, który doprowadził do katastrofy, zmarnowany został przez rząd Donalda Tuska pierwszego dnia, gdy do Polski dotarła tamta przerażająca informacja. Istotne były pierwsze godziny i działania podjęte wtedy przez stronę polską. Zamiast zdecydowania i nieustępliwości, cały świat miał okazję przyglądać się pokazowi pokory i uległości

Spotkanie Putina i Tuska nieopodal smoleńskiego lotniska miało medialnie wzruszającą wymowę i w tamtej chwili, mam nadzieję, było szczere. Przed kamerami, na oczach milionów widzów na całym świecie, nad ciałami ofiar uścisk wymienili premier Polski z premierem Rosji. Obaj przywódcy na miejsce katastrofy pospieszyli porzucając inne zajęcia – to ważne, gdyż było wyrazem czci wobec ofiar. Niemniej urzędujący premier, nawet w takiej chwili, a zwłaszcza w takiej chwili, nie powinien zapominać, że jest politykiem i najważniejsza dla niego powinna być sprawa wyjaśnienia przyczyn katastrofy, czyli po prostu polska racja stanu a także szacunek dla rodzin ofiar. Uścisk z Putinem był ważny, ale strona polska uczynić powinna więcej. Wtedy jeszcze istniała szansa, jedyna szansa, podjęcia próby nacisku; okazja, by zażądać umiędzynarodowienia dochodzenia i stałej obecności polskich przedstawicieli w pracach rosyjskiej (choć właściwie należałoby określić ją sowiecką) komisji śledczej. Należało też dla tego projektu uzyskać wsparcia międzynarodowej opinii publicznej.

Zaniechania rządu Tuska

Tak właśnie rząd polski powinien był postąpić w pierwszych chwilach po katastrofie – wywrzeć większy nacisk, a przede wszystkim nie godzić się na wszystkie rosyjskie działania, ale tę okazję zaprzepaścił. Dla pełnej jasności dodać należy, że taki postępowanie, większe zdecydowanie i determinacja rządu, nie musiały zakończyć się sukcesem. Być może jednak, jakieś ustępstwa ze strony Rosji mogłyby sprawić, że nieco więcej faktów ujrzałoby światło dzienne. Niemniej naiwnością byłoby sądzić, iż wyjaśniono by wszystkich okoliczności tamtego wydarzenia. W postępowaniu władz rosyjskich trudno było liczyć na zachowanie w toku śledztwa przyjętych w wolnym świecie standardów. Jednak obowiązkiem rządu było taką próbę nacisku podjąć, a rząd Donalda Tuska nawet nie spróbował pozostawiając wrażenie, iż smoleńską tragedię wykorzystał dla partyjnych celów.

Prawda” rodzi się na Kremlu

Taka jest rzeczywistość – z chwilą gdy prezydencki Tu-154 przekroczył rosyjską granicę (a w zasadzie już białoruską, bo tam obowiązują podobne jak w Rosji standardy), wleciał w przestrzeń innego wymiaru, wymiaru, w którym nie obowiązują zwykłe, ogólnie przyjęte na Zachodzie prawa i zasady.

Każdy obserwator rosyjskiej rzeczywistości wie że prawdę w Rosji uzgadnia się w zaciszu kremlowskich gabinetów. Tak miały się sprawy w przypadku zatonięcia okrętu podwodnego „Kursk”, wojny z Czeczenią i czeczeńskim terroryzmem oraz rosyjskiej interwencji w Gruzji. Tak też wygląda sytuacja w przypadku katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. Nawet gdyby nic nie wskazywało na jakiekolwiek zaniedbania z rosyjskiej strony, i tak żaden Rosjanin nie ośmieliłby się wypowiedzieć publicznie jednego zdania na temat przebiegu wydarzeń, bez uzgodnienia tego wcześniej w Moskwie. A już tym bardziej, gdy istnieje uzasadnione podejrzenie, że choćby cień odpowiedzialności spoczywa na rosyjskich służbach. W takich okolicznościach manipuluje się faktami i dowodami w sposób cyniczny, a często zupełnie prostacki. Zanim jednak w Moskwie ustali się „właściwą” wersję wydarzeń, na wszelki wypadek zachowuje się tajemnicę, bądź na wszelki wypadek kłamie i wypiera wszystkiego. Towarzyszy temu zrozumiałe niedbalstwo i niechlujstwo śledczych. Czemu zrozumiałe? Bo po co dbać o dowody, skoro stanowią one jedynie rzecz wtórną, w gruncie rzeczy nieistotną? Potrzebne będą tylko te z nich, które pozwolą uprawdopodobnić uzgodniony przez najwyższe władze scenariusz. A w takiej sytuacji, też na wszelki wypadek podejmuje się wysiłki, by nie dopuścić żadnych świadków z zewnątrz, żadnych doradców czy specjalistów, nawet gdyby zapłacono potem za to dziesiątkami ludzkich istnień, które być może udałoby się ocalić, jak choćby podczas uwalniania zakładników z teatru na Dubrowce, gdy milczenie doprowadziło do niepotrzebnej śmierci wielu zakładników.

Siedem wieków caratu

Rosji nie można oceniać w kategoriach zachodnich standardów. W Rosji, nieprzerwanie od wielu wieków panuje carat, ustrój bardzo bliski samodzierżawiu. Stanisław Mackiewicz podkreślił to zdaniem że „rosyjskość związana jest z silną, najsilniejszą, jedną i niepodzielną władzą państwową”. Nie zmieniła tej historycznej tradycji nawet bolszewicka rewolucja i siedemdziesiąt lat komunizmu, nie zmienił jego upadek. Zmienia się tylko fasada, kolory sztandarów i retoryka, ale nic ponadto. I zmieniają się carowie.

Przywódcy Rosji kochają władzę absolutną, a Rosjanie kochają silnego władcę, czują wtedy, że coś znaczą, że liczą się w świecie a ich kraj należy do głównych rozgrywających na międzynarodowej scenie. Putin idealnie do tego schematu pasuje, jest silny, zdecydowany i bezwzględny, Iwan Groźny, Piotr I i Katarzyna II w jednym. I dokładnie wie, jak należy traktować sąsiadów z dawnego bloku wschodniego i byłego ZSRR, a już zwłaszcza słabą od dwustu lat, choć nadal niepokorną Polskę.

Walka o dominację

Rosja już od czasów Iwana Srogiego i osłabienia mongolskich wpływów, gdy stała się najważniejszym na rozległych przestrzeniach Europy Wschodniej państwem, rozgrywa wciąż tę samą grę, w której liczy się tylko własny interes i potęga. I nie jest to gra zespołowa. Bywa, że zawiera sojusze, ale mają tylko doraźny charakter. Gra toczy się o dominację, władzę nad regionem i wpływy na świecie.

Zaczęło się od Smoleńska

Rosja, od chwili powstania Księstwa Moskiewskiego przeszła długą drogę. Gdy na jej początku scaliła część ziem ruskich, gdy unormowała swoje stosunki z sąsiadami z południa (Tatarami) i północy (Szwecją i Zakonem), skierowała wzrok na zachód, gdzie ziemie panującej na olbrzymich obszarach sprzymierzonej z Polską Litwy stały się kolejnym łakomym kąskiem. Pierwszym istotnym sukcesem odniesionym przez Rosję było zdobycie w 1514 roku Smoleńska – to nad jego utratą ubolewa Stańczyk ze słynnego obrazu Jana Matejki. Smoleńsk był pierwszą stratą terytorialną Polski, ale groźniejsze było coś innego: po raz pierwszy Księstwo Moskiewskie, w walce z Litwą i Polską, sprzymierzyło się z królem Niemiec i cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego Maksymilianem I Habsburgiem oraz mistrzem zakonu krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem. Odtąd ten rosyjsko-niemiecki sojusz będzie się powtarzał – aż do czasów współczesnych; po sojusz ten sięgać będzie Moskwa w nieustannych zmaganiach z Rzeczpospolitą stojącą jej na przeszkodzie w rozszerzaniu swoich wpływów.

Polska – antyteza Rosji

Z geopolitycznego punktu widzenia trwający od pięciuset lat konflikt między Polską i Rosją był nieunikniony, gdyż różniło te dwa państwa niemal wszystko. Polska od początków swojego istnienia należała do świata zachodniego chrześcijaństwa, którego głową był papież – Rosja wybrała obrządek wschodni nie tylko prymat papieża odrzucając, ale rościła sobie pretensje do stania się trzecim Rzymem (po upadku Rzymu i Konstantynopola); Polska rozszerzała zakres wolności i szlacheckiej demokracji – Rosja umacniała absolutną władzę cara; a w końcu, w sposób naturalny i w historii powtarzalny, zderzyły się aspiracje i interesy obu tych państw, które dążyły do dominacji na obszarze środkowej i wschodniej Europy.

Stulecia zmagań

Po pierwszy starciu Moskwy z Litwą i Polską, przez sto lat trwały zmagania toczące się ze zmiennym szczęściem, w których Smoleńsk odgrywał zawsze istotną rolę. W roku 1610 udało się nawet hetmanowi Stefanowi Żółkiewskiemu opanować Moskwę (czego, jak i pierwszego zajęcia Kremla przez Polaków, do dzisiaj nie mogą nam Rosjanie wybaczyć), udało się też odzyskać Zygmuntowi III Smoleńsk, ale był to łabędzi śpiew Rzeczpospolitej w zmaganiach o wpływy na wschodzie – Rzeczpospolita zaczęła słabnąć, gdy tymczasem potęga Rosji wrastała. Gdy w roku 1689 władzę w Rosji objął Piotr I, Polska chyliła się już ku upadkowi. Wprawdzie sześć lat wcześniej Jan III Sobieski rozsławił w świecie imię polskiego oręża odnosząc wielkie zwycięstwo pod Wiedniem, była to już jednak ostatni wielki wyczyn. Potęga Polski się rozwiewała, kolejne lata obnażały jej słabość, aż stała się marionetką w rękach swoich sąsiadów, Szwecji i Rosji, podczas wojny północnej.

Za panowania Augusta III Sasa Rzeczpospolita miała czas odetchnąć i zreformować państwo, ale nie skorzystała z tej okazji, a szlachta i magnateria pogrążyły się w gnuśności i pławiły w dobrobycie, podobnie jak ich władca. Z gospodarczego punktu widzenia czas ten był dla Rzeczpospolitej korzystny, ale z politycznego zupełnie zaprzepaszczony.

Polityka uległości i jej skutki

Kolejne lata panowania to już czas Stanisława Augusta Poniatowskiego i całkowita uległość wobec wschodniego sąsiada, nad którym władzę objęła w 1762 roku Katarzyna II. Niebezpieczeństwo takiej zależności dostrzegła część szlachty i zawiązała w Barze konfederację, jednak wobec stanowiska ugodowców skupionych wokół Czartoryskich, jej wysiłki skazane były na niepowodzenie – musiała nie tylko podjąć walkę z ościennymi mocarstwami, ale również własnym rządem.

Uchwalanie Konstytucji 3-Maja podobało się Stanisławowi Augustowi dopóty, dopóki nie trzeba było o nią walczyć, przystąpił więc do Targowicy oddając Polskę w obce ręce, słabą już, pozbawioną wpływów, osamotnioną, ale mimo wszystko, nie pozwalającą przez kolejne stulecie o sobie zapomnieć, chociaż wymazana została z mapy świat. A przy tym nieustannie rzucającą wyzwanie Rosji i podrywającą się co jakiś czas do z góry skazanej na przegraną walki. To właśnie podczas zaborów i powstań Polska uczyła się, że tak naprawdę polegać może tylko na sobie, że w międzynarodowej rozgrywce liczy się tylko wówczas, gdy staje się kartą przetargową w zmaganiu mocarstw o wpływy.

Krótki czas polskiego triumfu

Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku wynikało z zadziwiającego splotu wielu czynników o charakterze politycznym, ale też faktu, że na scenie pojawiło się dwóch wybitnych polityków polskich: Roman Dmowski i Józef Piłsudski. Polska potrzebowała wtedy zarówno legionów Piłsudskiego, jak i błękitnej armii Hallera czy korpusów Dowbor-Muśnickiego. Działania Piłsudskiego i Dmowskiego (oczywiście upraszczając) doprowadziły do odzyskania niepodległości, co dla Rosjan było nieprzyjemną konsekwencją pierwszej wojny światowej. Gdy tylko nadarzyła się okazja, z wcześniejszą determinacją carów bolszewiccy przywódcy natychmiast podjęli próbę jej likwidacji, co niemal zakończyło się sukcesem, jednak zaciekła obrona Warszawy i kontruderzenie wojsk polskich sprawiły, iż poczekać musieli jeszcze dwadzieścia kilka lat, by ponownie całkowicie uzależnić od siebie Polskę.

Nie tylko Katyń

W międzyczasie Rosja nie marnowała jednak żadnej okazji, by Polsce szkodzić, posuwając się nawet do masowych zbrodni, takich, jak ta, którą zwykło się nazywać katyńską, też mającą miejsce nieopodal Smoleńska, a nie była ona jedyną. Polskich patriotów i wygnańców ścigano i prześladowano do czasu, gdy Rosja zawarła sojusze z Londynem i Waszyngtonem. Nigdy jednak nie zrezygnowała a planów podporządkowania sobie Polski.

Imperium zła

Wreszcie, w latach 1944 – 1945, geopolityczny plan został osiągnięty – Rosja stała się mocarstwem i panowała niepodzielnie nad największym na świecie obszarem sięgającym od Pacyfiku na wschodzie, po Łabę na zachodzie, i od Oceanu Arktycznego na północy, po Morze Czarne i Kaspijskie na południu. Ze Związkiem Radzieckim liczyć musiały się wszystkie kraje świata, od najbogatszych, po najbiedniejsze.

Upadek komunizmu i powrót Rosji do gry

Początek przemian z 1989 roku zachwiał pozycją Rosji i zmusił do rezygnacji z wpływów, okroił terytorium, a co gorsza, wyrwał spod jej panowania Europę Środkową. Szczególnie bolesny był fakt, że zaczyn tych przemian znowu narodził się w Polsce, odwiecznej butnej rywalce, która, chociaż słaba, po raz kolejny upokorzyła Moskwę. Dla Rosji sytuacja, w której Polska stawać się zaczęła samodzielnym i liczącym się partnerem dla innych państw, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i państw europejskich, był i jest nie do zaakceptowania. Gdy tylko na rosyjskim tronie zasiadł Władimir Putin, rozpoczął grę o odzyskanie wpływów, a przede wszystkim na wszelkie możliwe sposoby okazywał Polsce ostentacyjne lekceważenie. Sięgnął też po z dawna wypróbowane metody – sojusze zawierane ponad jej głową, przede wszystkim, oczywiście, z Niemcami. Spróbował też innych – przekupstwa, które ówczesny kanclerz Niemiec, Gerhard Schroeder, ochoczo zaakceptował, wspierając aktywnie projekt budowy Gazociągu Północnego i stając, po ustąpieniu ze stanowiska kanclerza, na czele rady dyrektorów North European Gas Pipeline Company, która zajmuje się jego budową (podobną propozycję otrzymał też włoski premier Romano Prodi w przypadku Gazociągu Południowego, jednak odmówił). Uzupełniały te działania ograniczenia w handlu i manipulowanie gazowym kurkiem, by uświadomić Europie, że musi liczyć się ze stanowiskiem Rosji. Ostatnim wyczynem Rosji był budzący niedawno tak wiele emocji raport MAK.

Czy z Rosją można się zaprzyjaźnić?

Cały ciąg historycznych zdarzeń pokazuje, że w działaniu Rosji nie ma nic zaskakującego, po prostu konsekwentnie realizuje od pięciuset lat, rozpoczętą zajęciem Smoleńska, tę samą mocarstwową politykę, na której przeszkodzie stoi Polska, którą z punktu widzenia jej interesów należy marginalizować. Kiedyś prowadzono walkę z Polską metodami militarnymi, ale czasy się zmieniły, istnieją lepsze i mniej ryzykowne metody. Wszak Carl von Clausewitz napisał niegdyś, że wojna też jest polityką, tyle że prowadzoną innymi niż dyplomatyczne metodami. Wojna trwa nadal, zmieniła się tylko amunicja, bywa nią gaz, ropa i dyplomatyczne zabiegi.

  Opisane tu fakty powinny uświadomić politykom, że z Rosją zaprzyjaźnić się nie można i żadne Polskie gesty tego nie zmienią – uległość car przyjmuje wyłącznie jako właściwą, należną mu wasalną postawę. Można jedynie zasłużyć na szacunek, ale by tak się stało, Polska musi być silna gospodarczo, nowoczesna, zasobna, wówczas Kreml zacznie ją poważać i z nią się liczyć, bi tylko takie kraje budzą jego szacunek, właśnie było na początku, nim utracono Smoleńsk. Teraz, nie wyciągając właściwych wniosków z przeszłości, Polska utraciła go w pewnym sensie po raz kolejny, przegrywając kolejną bitwę o prawdę. 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka