Jest patronem mężów stanu i polityków, ale nieliczni z nich biorą z niego przykład, i może dlatego tak trudno w historii znaleźć męża stanu, który tak jak Tomasz More, gotów byłby za wierność swoim zasadom i ideałom zapłacić cenę najwyższą – własnego życia.
Urodził się w 1478 roku i przyszło mu żyć w czasach, gdy świat zmieniał nie do poznania swoje oblicze. Gdy w wieku czternastu lat rozpoczął naukę w Oxfordzie, Kolumb dotarł właśnie do Ameryki otwierając przed ludzkością nieznane dotąd horyzonty. Poszerzały się jednak nie tyko geograficzne granice, rodziła się epoka zwana odrodzeniem, która wstrząsnąć miała wkrótce starym porządkiem, otwierając także przed myślicielami nowe horyzonty, a niekiedy, jak się miało okazać, odkrywając również ciemne strony ludzkiej natury.
Tomasz More, który odebrał staranne wykształcenie, łączył w sobie dwie przeciwstawne natury: z jednej strony był pełnym humoru, wrażliwym i rozmiłowanym w pięknie świata człowiekiem, z drugiej surowym ascetą. W 1501 roku zamieszkał na cztery lata w kartuzjańskim klasztorze Charterhouse, prowadząc tam surowe, zakonne życie, ale ślubów nie złożył, bo za bardzo, jak na humanistę przystało, kochał świat poza murami klauzury. „Nie umiał zmóc w sobie żądzy kobiet” – napisał o nim jego przyjaciel, Erazm z Rotterdamu. W roku 1505 ożenił się i stał się przykładnym mężem i ojcem, ale w głębi duszy tęsknił za ascetycznym i uporządkowanym życiem klasztornym. A jednak... zajął się polityką.
W 1504 roku, gdy został posłem do parlamentu, wygłosił płomienną i przekonującą mowę przeciwko podatkowi od własności, jaki nałożył król Henryk VII, uzyskując poparcie parlamentarzystów i narażając się władcy. Zapewne to pierwsze poważne wystąpienie skończyłoby się dla niego koniecznością ucieczki z kraju, gdyby, na szczęście dla Tomasza, król nie rozstał się wkrótce z życiem. Mógł więc nadal mieszkać w Londynie, gdzie wkrótce z jego gościny skorzystał wspomniany Erazm z Rotterdamu, który tam właśnie, w domu Tomasza, napisał słynną Pochwałę głupoty. Erazm był w pewnym sensie przeciwieństwem Tomasza, był wiecznym wagabundą, poszukiwaczem, podczas gdy jego gospodarz cenił sobie stabilizację i spokój. Łączyła ich jednak radość życia, szerokość horyzontów i rozmiłowanie w kulturze antycznej. Wiele lat później Erazm określił Tomasza w liście do Ulrycha von Huttena, jako człowieka bez skazy, prawdziwy wzór do naśladowania.
W 1510 roku Tomasz został podszeryfem Londynu i dał się poznać nie tylko jako człowiek na wskroś uczciwy i sprawiedliwy, ale i niezwykle odważny. W 1517 roku, gdy w Londynie wybuchły zamieszki skierowane przeciw cudzoziemcom (Evil Day), potrafił wyjść naprzeciw rozwścieczonemu tłumowi i skłonić do rozejścia się. Potem, z równą odwagą, bronił skazanych za te zamieszki uczestników przed surowymi represjami zastosowanymi przez króla.
Zanim to nastąpiło, zdążył już napisać swoje epokowe dzieło,Utopię, w której przedstawiał obraz idealnego świata. Dzieło to, na które tak ochoczo powoływali się potem socjaliści, było jednak w istocie przeniesieniem na grunt społeczny porządków panujących w klasztorach o benedyktyńskiej regule, czego nie raczy się dostrzegać. Pomijając nawet rozważania, na ile autorUtopii utożsamiał się z wizją idealnego świata, który opisał, nie ulega wątpliwości, iż nie zamierzał wdrażać jej w życie, była ona dla niego, odrodzeniowego humanisty, po prostu intelektualną zabawą. Szanował istniejący porządek społeczny i nie zamierzał go naruszać.
Jego uczciwość i mądrość docenił król Henryk VIII powołując go, wkrótce po wspomnianych zamieszkach, na stanowisko swojego doradcy. Tak zaczęła się wielka polityczna kariera Tomasza More'a, która zbiegła się z początkiem upadku starego porządku – w Niemczech zaczął się okres reformacji zapoczątkowany przez Marcina Lutra. Król Anglii początkowo wiernie stał przy papieżu, dzięki czemu uzyskał od niego w roku 1521 zaszczytny tytuł Obrońcy Wiary (Fidei Defensor). Luter nie omieszkał obrzucić za to Henryka VIII obelgami, na co natychmiast zareagował Tomasz More ogłaszając polemikę z wypowiedziami Lutra. Król docenił jego oddanie, nadał mu szlachectwo i mianował najpierw podskarbim, potem Lordem Kanclerzem.
Ale wkrótce nad głową kanclerza zaczęły się zbierać ciemne chmury. Henryk VIII oddalił od siebie swoją małżonkę, Katarzynę Aragońską, a swymi względami obdarzył damę jej dworu – Annę Boleyn. Czynił starania w Rzymie o unieważnienie małżeństwa, ale papież zdecydowanie odmówił, na co król w odpowiedzi zerwał ze Stolicą Apostolską, rozwiódł się z Katarzyną, ożenił z nową wybranką, a ponadto mianował się głową Kościoła w Anglii. Tomasz More takiego postępowania nie mógł zaakceptować, gdyż przeczyło jego zasadom i wierze. Król zażądał od swojego kanclerza przemyślenia stanowiska w tej sprawie, na co Tomasz padł przed nim na kolana, wyznając, że nie może nie może postąpić inaczej i prosił o zrozumienie.
Tak skończyła się kariera polityczna Tomasza More'a. Prawość i uczciwość kanclerza ustąpić musiała przed namiętnością, zaślepianiem, dumą i złą wolą władcy. Wkrótce, po ogłoszeniu aktu supremacji, Tomasz More, za odmowę złożenie przysięgi, został aresztowany i uwięziony w Tower. Tam, opuszczony i samotny, dowiadywał się, jak wszyscy niemal katoliccy poddani wszelkich stanów, przysięgają wierność nowej „głowie” Kościoła – Henrykowi VIII. Niedługo potem na szafot zaprowadzono pierwszych, nielicznych niepokornych, wśród których znalazł się też przeor ukochanych przez Tomasza kartuzów. Potem katowski topór wznosić się zaczął coraz częściej.
Tomasz pozostał jednak niezłomny, chociaż do odstępstwa namawiała go druga żona, a nawet jego ukochana córka Meg. To przygnębiało Tomasza, ale nie złamało jego woli. Wierny był słowom, które kiedyś skierował do swoich dzieci: „Jeśli dożyjecie takiego czasu, że nikt nie da wam dobrej rady ani dobrego przykładu, gdy ujrzycie cnotę ukaraną, a złość wynagrodzoną, a jednak nie zachwiejecie się i trwać będziecie niezłomnie przy Bogu, mimo groźby śmierci, to wówczas Bóg – choćbyście byli tylko na poły dobrzy – uzna was za doskonale dobrych”.
Król, były „obrońca wiary”, teraz już ekskomunikowany, dawał zaś przykłady niezwykłego okrucieństwa. Wraz z Tomaszem aresztowano trzech kartuzów z klasztoru, w którym kiedyś spędził cztery lata, i biskupa Johna Fishera (kilka dni potem mianowanego przez papieża kardynałem). Przez niemal trzy tygodnie trzymano ich w Tower skutych łańcuchami tak, że nie mogli się poruszać. W czerwcu 1535 roku zostali osądzeni, skazani i straceni, a ich głowy najpierw zatknięto na moście londyńskim, a potem wrzucono do Tamizy.
Tomasz More wiedział, że jego dni też już są policzone. Oświadczył wówczas: „Nikomu nie wyrządzam krzywdy, o nikim nie mówię źle, nie myślę źle o nikim, lecz każdemu życzę dobrze. I jeśli to nie wystarcza, żeby człowiek mógł zachować życie – zaprawdę – nie pragnę żyć”.
Wkrótce skazany został przez trybunał na poniżającą śmierć. Wyrok przewidywał wleczenie po ulicach Londynu, powieszenie „aż na wpół się udusi”, następnie, póki będzie jeszcze żywy, miał mieć „części rodne wyrzezane, brzuch rozpruty, wnętrzności wycięte i spalone”, wreszcie, po poćwiartowaniu, części jego ciała miały być wywieszone na widok publiczny.
Król złagodził ten wyrok, chyba tknięty jeszcze ostatnimi wyrzutami sumienia, i zamienił na zwykłe ścięcie i wywieszenie głowy na moście londyńskim.
Roku Pańskiego 1535, 6 lipca, Tomasza More'a wyprowadzono na egzekucję. Wstępując na szafot zwrócił się do pilnującego porządku dowódcy straży: „Panie poruczniku, proszę cię, pomóż mi wejść na górę, z powrotem poradzę sobie sam”. Nie wygłosił przemówienia, stosując się do życzenia króla, pomodlił się tylko przed egzekucją. A potem rzekł do kata, będącego pod wrażeniem jego postawy: „Nabierz ducha człowieku i nie lękaj się spełnić swojej powinności. Moja szyja jest bardzo krótka, bacz zatem, byś krzywo uderzając, nie stracił dobrej sławy”.
Tak umarł jeden z najwybitniejszych humanistów epoki, który wzniósł się ponad ciemne oblicze ludzkiej natury, jakie renesans objawił. Nie odmienił biegu wydarzeń, po prostu dał świadectwo wierności swoim ideałom, przedkładając to nad sławę i zaszczyty. Król Henryk VIII do próbował go przekonać, zdawał sobie bowiem sprawę z tego, jak wielkiego człowieka straci. Ale domyślał się też, że to niemożliwe. Wyczuwał w tym skromnym człowieku wszystkie cnoty, którym się sam sprzeniewierzył.
Tomasz More został świętym katolickiego Kościoła, a w roku 2000 papież Jan Paweł II ogłosił go patronem polityków. Politycy tego nie zauważyli.
Inne tematy w dziale Kultura