Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
396
BLOG

Islamskie protesty i niepewność przyszłości

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Polityka Obserwuj notkę 1

 

Dystans – to chyba najbardziej odpowiednie słowo, jakim można określić reakcje międzynarodowej prasy i świata polityki na wydarzenia jakie mają od jakiegoś czasu miejsce w krajach arabskich. Jak dotąd, przynajmniej od 1989 roku, żadnym wydarzeniom o takiej skali i takim znaczeniu nie towarzyszyła taka powściągliwość. A powód tego stanu rzeczy jest prosty – obawa. Nikt bowiem tak w istocie nie wie, jakie zmiany przyniosą rozlewające się po krajach północnej Afryki i Półwyspu Arabskiego bunty ludności przeciwko dyktatorom.

Wszyscy, choć nie zawsze głośno to wyrażają, zdają sobie sprawę, że świat islamu kieruje się odmiennymi od europejskiej zasadami. Po pierwsze bunt nie musi wcale prowadzić do demokratyzacji, a po drugie, nawet jeśli by doprowadził, wcale nie jest to jednoznaczne z tolerancją i liberalizacją. Demokracja w krajach islamu oznaczać może zwycięstwo muzułmańskich radykałów i miast wolności, zaprowadzić rządy oparte na zasadzie szariatu, czego przykładem była Algieria, gdzie w demokratycznych wyborach miażdżące zwycięstwo w 1991 roku odniósł fundamentalistyczny Islamski Front Ocalenia.

W gruncie rzeczy, czego nie lubią przyznawać jej apologeci, demokracja potrafi być totalitarna, a rządy autokratyczne (jakże brzydko to brzmi w oświeconych uszach) liberalne. Demokracja ateńska, tak zachwalana w uczniowskich podręcznikach, niewiele miała wspólnego z zasadą tolerancji – to właśnie tam większość w sposób bezwzględny narzucała swoją wolę, czego najjaskrawszym przykładem był sąd nad Sokratesem. Podobnie rzecz się miała w purytańskich koloniach Nowej Anglii. Z tego punktu widzenia obywatele Austro-Węgier z czasów absolutyzmu oświeconego cieszyć się mogli znacznie większym zakresem wolności, niż obywatele Aten. Demokracja nie jest zatem, wbrew temu, o czym przekonani są (lub dotąd byli) przede wszystkim amerykańscy politycy, lekarstwem na każdą niesprawiedliwość, potrafi być brutalna i nietolerancyjna. A doświadczenie wykazuje, że niemal zupełnie nie sprawdza się w krajach islamskich.

Tak naprawdę nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy obecne protesty przetaczające się przez kraje arabskie pogorszą, czy polepszą sytuację. Dotychczasowe rządy w Egipcie czy Tunezji zapewniały w tym regionie pewną stabilizację – teraz zdarzyć się może wszystko, tym bardziej, że ludność krajów arabskich wcale nie przystąpiła do walki pod hasłami demokracji, a raczej poprawy swojego bytu. Nie miała też zwartego programu ani jednolitego przywództwa.

Islam kieruje się odmiennymi zasadami, w dużej mierze niezrozumiałymi dla mieszkańców Zachodu. W tej sytuacji rezerwa mediów i polityków wydaje się zrozumiała, zwłaszcza że Europejscy przywódcy zdali sobie ostatnio sprawę, iż budowa multikulturowego społeczeństwa poniosła fiasko.

Reakcja Zachodu po raz pierwszy wydaje się racjonalna, stonowana, wyczekująca – tym razem odrobiono lekcję historii.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka