Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz
385
BLOG

„Prowincja” i kultura

Marek H. Kotlarz Marek H. Kotlarz Kultura Obserwuj notkę 0

Prowincja – to słowo mieszkańcy wielkich aglomeracji zwykli opatrywać nutą politowania, a czasem nawet pogardy. Prowincjonalne to niemodne, bez polotu, by nie powiedzieć, zapyziałe. To, co wartościowe, rodzi się w Warszawie i Krakowie. No, ewentualnie w innych wielkich miastach.. Ważne wystawy, przedstawienia teatralne czy koncerty omijają prowincję. Zresztą lubią sponsoring, obfite wsparcie finansowe centralnych i lokalnych władz, czasem zaś dużych, nierzadko będących własnością skarbu państwa przedsiębiorstw. Tam też powstaje „wielka” literatura, mieszkają poważni poeci i prozaicy. A jeśli nie mieszkają, to już na pewno wydają swoje książki i publikują utwory. Prowincja takich możliwości nie niesie, po co więc sobie nią zaprzątać głowę?

Na szczęście nie każdy tak myśli, na szczęście nie każdy traktuje prowincję jako miejsce bez perspektyw i nie siedzi z założonymi rękami. I dzięki właśnie takim ludziom mogę otworzyć dzisiaj drugi już numer kwartalnika, na przekór wszystkim nazwanego przewrotnie „Prowincja”. Ale to nie byle jaka prowincja i nie byle jacy „prowincjusze”!

Ta prowincja to Żuławy i Dolne Powiśle, a zatem teren od wieków będący zapleczem Gdańska, bardzo szczególny tak pod względem geograficznym, historycznym jak i kulturowym. A prowincjusze to absolwenci oświeconych uniwersytetów w Gdańsku i Warszawie, którzy ten region pokochali, dostrzegli jego niezwykłość i postanowili to zauroczenie i wiedzę o nim przekazać, opowiedzieć, przypomnieć jego pogmatwaną historię.

Ale „Prowincja” to nie tylko historia, zabytki, dziedzictwo dawnych wieków – autorzy są prowincjuszami z wyboru, nieobcy im wielki świat i wielkie wydarzenia – to również poezja i prawdziwie interesująca proza. To właśnie moje klimaty – fragmenty powieści, strzępki wspomnień, zagubione zabytki, nostalgia Żuław, romantyzm wielkiej rzeki i morza.

Dla mnie jednak to jednak coś jeszcze więcej, to spotkanie na kartach kwartalnika ze znajomymi, ale inne niż zazwyczaj. To odkrycie Andrzeja Kasperka jako pisarza, choć znałem go dotąd jako działacza NZS, uczestnika studenckich strajków z 1981 roku, działacza podziemnej opozycji. Ponad dwadzieścia lat temu straciłem go z oczu, a teraz powrócił w ten zaskakujący sposób, a już wkrótce ukazać ma się jego książka „Back in the DDR i inne opowiadania”. Na co dzień jest nauczycielem w Nowym Dworze i nie przeszkadza mu to, jak widać, spełniać się literacko.

To Marek Stokowski, kustosz malborskiego zamczyska i pedagog muzealny, warszawiak z pochodzenia, ale też poeta i uznany już autor wielu książek – właśnie w radiowej Trójce czytana jest jego kolejna powieść „Stroiciel lasu”. To ilustracje i opracowanie graficzne Mariusza Stawarskiego, malborskiego malarza, paradoksalnie chyba, bardziej znanego za granicą niż w Malborku.

To wielu innych interesujących autorów i tematów, a wszystko to pod kierownictwem Leszka Sarnowskiego, mieszkańca Sztumu, dziennikarza związanego z radiem i telewizją.

Sam jestem gdynianinem z urodzenia, wiele lat mieszkałem w Gdańsku, a od ponad ćwierćwiecza w Sopocie, ale Żuławy i Powiśle zawsze mnie fascynowały, jak wszystkie miejsca niejednorodne, nietypowe, z pogranicza różnych kultur. Ale też dzięki swemu niedocenianemu urokowi. Kraina Prusów zawojowana przez zakonne państwo, potem własność Gdańska zamieszkiwana przez tak zamożnych chłopów, że gdańscy rajcy wydawać musieli przepisy uniemożliwiające im noszenie zbyt bogatych ozdób (by nie zawstydzali mieszczan), to tradycja holenderski menonitów, którzy tu szukali schronienia przed prześladowaniami, ale to też Niemcy, Polacy i Żydzi. Niemal wszyscy obecni mieszkańcy przybyli tu już po II wojnie, dziedzictwo przeszłości zostało więc zerwane i teraz grupa ludzi próbuje je przywołać, uchronić i spopularyzować. Dolne Powiśle i Żuławy to ziemia krzyżackich zamków, takich jak Malbork, Gniew czy Kwidzyn, ale też zapomniane menonickie cmentarze i wiatraki, to podcieniowe domy chłopskie, które jeszcze dziś budzą podziw, bo w niczym nie przypominają elementu wiejskiej zagrody, to Sztutowo, dzierżawione swego czasu przez dziadka słynnego filozofa Artura Schopenhauera, a potem obóz koncentracyjny, i wiele innych niezwykłych miejsc. Wszystko się tu splata i miesza, ale też przyciąga i budzi zainteresowanie. I to właśnie znaleźć można na stronach „Prowincji”.

Żuławy są też wyjątkowe krajobrazowo – płaskie, pocięte kanałami i rzeczkami, porośnięte wierzbami i sitowiem – są niewyobrażalnie nostalgiczne. Turystycznie nadal nieodkryte, a można tu jeździć na rowerze wędrować, pływać kajakiem czy żaglówką.

  A przecież ten region, to nie tylko depresje Żuław, to także rzeki wiślanej delty (Szkarpawa, Nogat, Martwa Wisła, Leniwka), strome wiślane skarpy, Mierzeja Wiślana i Zalew Wiślany oraz lasy w okolicy Sztumu. Mam nadzieję, że z kolejnymi numerami kwartalnika będę miał okazję wracać do tych miejsc i przypominać o tym na blogu..

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura