Polska mniej więcej miesiąc temu dołączyła do długiej listy krajów walczących z palaczami i... prawem do nieskrępowanego decydowania o prywatnej, osobistej własności. To zagadnienie wprowadzanych w Europie i Ameryce przepisów o zakazie palenia w prywatnych lokalach rzadko, jeśli w ogóle, bywa brane pod uwagę.
Nie chciałbym podejmować tu rozważań na temat zalet palenia czy niepalenia, sytuacji biernych palaczy i wszelkich tego typu aspektów tej decyzji polskiego parlamentu, bo tak często je dyskutowano, iż nie ma potrzeby do nich wracać. Nie w tym zresztą tkwi istota sprawy. Od razu dodam też, by nie było wątpliwości, że podpisuję się pod zakazem palenia w urzędach i innych miejscach publicznych, których uniknąć nie można, bo bywanie z nich nie jest związane z kwestią wyboru każdej osoby, tylko konieczności (z pewnymi zastrzeżeniami, bo jeśli chodzi o transport, o ile jest prywatny, sprawa ma się podobnie). Nie akceptuję jednak sytuacji, w której ograniczeniu ulegają prawa właściciela lokalu do decydowania o tym, czy można w nim palić, czy nie. Wszak nikt nie jest zmuszonym do uczęszczania i przebywania w lokalu, w którym się pali. Nie brakowało i przed wprowadzeniem wspomnianych przepisów lokali (sam je świadomie wybierałem i korzystałem), gdzie, chociaż przepisy tego nie narzucały, właściciele wprowadzili zakaz palenia i żaden palący nie tylko się nie sprzeciwiał, ale i nie lamentował, że jest dyskryminowany (choć w świetle takiej interpretacji prawa, jaka jest teraz stosowana, palący mieliby do tego podstawy). Troska państwa o obywateli powinna ograniczyć się do tego, by właściciele lokali gastronomicznych zobowiązać do wyraźnego zaznaczenia na zewnątrz lokalu, czy jest on przeznaczony dla palących, czy nie. I to wszystko!
Artykuł 6, punkt 3 nawet naszej ułomnej konstytucji głosi, iż „Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności”. W moim przekonaniu nowe przepisy to prawo naruszają, gdyż zarówno produkcja wyrobów tytoniowych, jak i palenie jest legalne, a tym samym właściciele pubów, do których nikt nie jest zmuszony chodzić, podejmując decyzję o tym, iż świadczą usługi dla osób palących, korzystają jedynie z prawa do dysponowania swoją własnością i czerpania z niej korzyści, nie naruszając przy tym zasad współżycia społecznego, które mogłyby być przesłanką do ograniczenia ich praw do dysponowania własnością, ponieważ przebywanie w pubie jest dobrowolne. W gruncie rzeczy zakaz palenie w lokalach jest dyskryminacją osób palących.
Dotąd paliłem bardzo okazjonalnie i najchętniej właśnie przy szklance piwa czy kawie w lokalu, ostatnio nawet tego nie robię, wprowadzane przepisy w zasadzie więc już mnie nie dotyczą i nie paląc w restauracjach czy pubach, gdzie i tak bywam bardzo rzadko, nie będę narzekał. Podkreślam jednak ten fakt, by nie nie być posądzonym o stronniczość, choć nawet gdybym był nałogowy palaczem, niczego by to nie zmieniało. Widzę po prostu, że naruszane są tu istotne i podstawowe prawa, takie same, jak prawo do tego, że mogę o tym wyrazić swoją opinię korzystając z wolności wypowiedzi. Zakaz palenia w pubach to kolejny skrawek obszaru wolności, z którego wypiera się obywali tego (i nie tylko) kraju. Krok po kroku, ale konsekwentnie, obudowując wszystko odpowiednią propagandą, polegającą zazwyczaj na tym, iż czyni się to dla dobra każdego Polaka czy Europejczyka, bądź dobra społecznego. A ja, i jak sądzę nie nie jestem odosobniony, nie życzę sobie, by za mnie decydowano! Jeśli nie chcę wejść do pubu, w którym się pali, to nie wchodzę. A jeśli wejdę, to akceptuję tego konsekwencje. Jestem wszak dorosły i posiadam pełnię praw. Zakaz palenia w lokalach narusza zatem nie tylko prawo właściciela do dowolnego dysponowania swoją własnością, ale również każdej osoby korzystającej z usług oferowanych przez właścicieli. A ponadto, dlaczego jakiś urzędnik ma za mnie decydować, co mam robić?
Jaki będzie kolejny pomysł urzędników (bo posłowie już dawno stali się zwykłymi urzędnikami, a nie przedstawicielami wyborców)? Może zakaz picia w pubach? Byłoby to dokładnie to samo, ale rzecz w tym, że polscy i europejscy urzędnicy (i nie tylko, po podobnie dzieje się w Ameryce, choć tam proces ubezwłasnowolnienia obywateli następuje wolniej) także lubią usiąść w pubie przy piwie czy whisky, więc tego zakazu na razie nie powinniśmy się obawiać. Znajdą jednak sobie inną dziedzinę, gdzie uszczknąć będzie można kolejną porcyjkę wolności.
Oczywiście, nie łudzę się, by moja opinia cokolwiek zmieniła, ale przynajmniej mogę wyrazić swoją opinię, pokazać, że to dostrzegam i że się sprzeciwiam. Nawet gdybym miał być ostatni z tak myślących mieszkańców tego kraju. Tym bardziej, że paradoksem polskiej demokracji jest fakt, iż przepis ten wprowadzany został w chwili, gdy ster rządu dzierży ugrupowanie, które zawsze podkreślało swoje przywiązanie do wolności i własności, a przy tym budowało swój wizerunek na hasłach ograniczania ingerencji państwa.
Inne tematy w dziale Polityka