Poznaliśmy się dwadzieścia lat temu, mniej więcej, dzięki wspólnemu znajomemu Tomkowi, który żył już wtedy w dalekim świecie, ale na chwilę, między Brukselą a Nowym Jorkiem, wpadł do Gdańska. I równie szybko wyjechał, ale zostawił nam tę znajomość w prezencie.
Marek Stokowski mieszkał już wtedy od dziesięciu lat w Malborku. I pisywał wiersze, które ukazywały się w literackich czasopismach. To dzięki nim poznałem go lepiej. Kiedyś był jak moje pokolenie, stęskniony świata, gdy mieszkał jeszcze w Warszawie na Okęciu. Napisał o tym w ten sposób w wierszu Okęcie:
Ja – lat szesnaście,
w przepoconym sweterku,
spuchnięty od marzeń.
Okno wychodziło na zachód.
Ciężka, czerwona kula
zachodziła za domy.
Wpadała w zatokę
pod San Sebastian
albo siadała na skałach Newady.
Tam, za kurnikiem z dykty, garażem,
szafirem horyzontu
zaczynał się kontynent.
Ja – z dużą, zwykłą gębą,
ja – z łupieżem,
ja – lat szesnaście
pędziłem na rowerze,
podbijać te przestrzenie
w powietrzu pełnym samolotów.
W 1996 roku wydał tomik poezji Dzień nad ciemną rzeką, do którego do dzisiaj zaglądam, bo czuję podobnie.
Marek jest człowiekiem z Zamku, mieszka w nim i z nim związał swoje losy, zna każdy jego zakamarek i każdą opowieść. Stworzył własną o nim baśń zamkniętą w książce Legendy i opowieści zamku Malbork, w której napisał: „Nad brzegiem Nogatu – na wschodniej krawędzi pradoliny Wisły, między horyzontem a otwartym niebem – trwa magiczny zamek. Zdawać by się mogło, że to gigantyczny okręt, który płynie przez przestrzenie czasu nad równiną Wielkich Żuław”.
Wyrósł w wielkim mieście, Warszawie, gdzie ukończył studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, a potem wyjechał na północ i uległ urokowi nostalgicznych Żuław, gładkiej toni Nogatu, stromych wiślanych brzegów, sztumskich lasów. Te dwa światy, tamten z przedmieścia stolicy nieopodal lotniska, i ten rozległy jak lotniskowa płyta, wracają w jego twórczości jak przeszłość i teraźniejszość, młodość i dojrzałość. Chyba sam zaskoczony był swoim wyborem, który wiele osób uznałoby za skazanie się na prowincję. Nie wiem, czy to była miłość od pierwszego wejrzenia, ale na pewno miłość głęboka i wierna. Opisał to w wierszu Żywioły:
Ja z dzieckiem
w prowincjonalnym mieście.
Ja z dzieckiem
w krajobrazie zimy.
A marzyłem: Tanger,
karawany,
grudzień nad Rio Grande,
samoloty, Sydney.
Ja z dzieckiem
tulącym moją głowę.
Ja z dzieckiem,
wieczorem na ulicy.
Uwiodły mnie,
i nie wiem kiedy, te żywioły.
Przyciskam je do piersi,
a one pożerają moje serce
w nienasyconym głodzie.
Marek, niestety, nie publikuje już wierszy. Chyba trochę jest zawstydzony tą miłością, bo mężczyźnie trudno przyznawać się do głębokich uczuć. Ale nie porzucił pisania i nadal przekłada ten świat, w którym żyje, i ten, który opuścił, na słowa powieści. Jest w tym historia tych ziem, jak w powieściach Błazen czy Noc tajemnic, ale jest też pełna humoru i powagi, bo udało mu się to połączyć, warszawska przeszłość i teraźniejszość wiślanej delty, którą opisał w dwóch powieściach: Samo-loty i, niedawno wydanej, Stroiciel lasu.
To magiczne książki, bo rzeczywistość miesza się w nich z fantazją, powaga z groteską, nostalgia z humorem, młodzieńcze sny i marzenia z pytaniem, o miejsce w dorosłości.
Samo-loty to dzieciństwo u progu dojrzałości, to ponura rzeczywistość PRL-u nad którą wznoszą się chłopięce marzenia o samolotach i podróży w odległe kraje, to pierwsze fascynacje dziewczęcym ciałem, plejada barwnych sąsiadów i własny... samolot, jaki z przyjaciółmi buduje na podwórku a potem wzlatuje nim w upragnioną przestrzeń. I ten świat kończy się rzeczywiście w chmurach, by po latach, wielu latach, obudzić się w Stroicielu lasu.
Napisałem „obudzić”, bo w tym czasie stało się coś dziwnego, bohater rzeczywiście budzi się ze śpiączki i powraca z chmur na ziemię, a jego dalsze losy opowiada... pies. Polska jest już inna, lepsza, ale nie doskonała, coś w niej fałszywie pobrzmiewa, tak jak w całej naturze. Dorosły już bohater, szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego wrócił na ziemię, wyrusza na północ w deltę Wisły i próbuje to naprawić, zestroić właściwie te dźwięki natury i zaczyna dostrajać... drzewa. Okazuje się to nie takie proste, natura brzmi fałszywie, trzeba czegoś więcej, a nie wszyscy sprzyjają jego poczynaniom. Czy mu się uda? Jak potoczą się losy bohatera i jego wiernego czworonoga?
To książki dla tych, którzy nie obawiają się przekroczyć granic wyobraźni, ale to też książki o ludziach, dobrych i złych, tak jak dobre i złe są siły natury.
W zamku nad Nogatem mieszka pisarz tworzący magiczne książki, wierny swojej przeszłości i ideałom.
Bądź pewny, nie zdradziłem cię.
I nie zapomnę dziecięcych objawień.
Dzisiaj, ze skarpy nad dalekim brzegiem
pozdrawiam cię
i dziękuję,
najbliższy, nad dzieciństwa wodą, bracie.
(z wiersza Przez rzekę)
Inne tematy w dziale Kultura