Nie, to nie będzie tekst o Marszu Stulecia, który miał zastąpić Marsz Niepodległości, omówionego zresztą obszernie przez innych blogerów. Rzecz dotyczy znacznie ważniejszej, choć jak zwykle prawie nie zauważonej sprawy, czyli faktycznej nieobecności polskich władz na spotkaniu kilkudziesięciu przywódców światowych w Paryżu przybyłych tam na zaproszenie Prezydenta Francji.
Z okazji 100-lecia zakończenia I wojny światowej Macron urządził wielką fetę połączoną ze zjazdem prawie wszystkich wielkich światowej polityki, tym bardziej więc wymowna była nieobecność Polski. To znaczy, oczywiście był szef MSZ Czaputowicz, tylko niestety jest on zaledwie urzędnikiem, sprawnym i kompetentnym, ale tylko urzędnikiem bez własnej wagi politycznej, czyli jego faktyczne znaczenie pozycjonuje się na poziomie dyrektora departamentu, czyli w grze na szachownicy światowej jest zerowe.
Oczywiście na spotkaniu nie mógł być Prezydent Polski, ponieważ w dn. 11 Listopada był głównym gospodarzem obchodów 100-lecia Niepodległości, jednak Premier Morawiecki, który oficjalnie brał udział w uroczystościach wcale nie musiał być w Warszawie, tym bardziej, że prawie był niewidoczny w ich trakcie. Zupełnie słusznie zresztą, ponieważ podstawowe zasady takich imprez nakazują, aby główny gospodarz był tylko jeden.
Dlatego oczywiste było dla każdego zainteresowanego, że decyzja o absencji naszego Premiera w Paryżu była świadomą decyzją polityczną polskich władz.
Od dłuższego czasu oficjalna narracja władzy polega na wyrażaniu nieufności wobec Niemiec w związku z ich polityką wschodnią przy pełnym poparciu uczestnictwa Polski w Unii, przynajmniej w deklaracjach. Jednak fakty, jak choćby omawiana nieobecność Premiera we Francji, świadczą o zupełnie innych intencjach od deklarowanych.
Jeśli mamy do czynienia z graczem wagi ciężkiej, jakim od początku dziejów Europy były Niemcy, to naturalną strategią jest sojusz z państwem drugim co do wielkości, którym coraz bardziej staje się Francja po dobrowolnej kapitulacji Wielkiej Brytanii. Ten system polityczny funkcjonował w Europie przez wieki, konkretnie po podziale zbyt potężnego Cesarstwa Niemieckiego na szereg słabszych podmiotów w XIII w. reszta Europy starannie pilnowała, aby tak zostało. Dopiero polityczny geniusz Bismarcka pozwolił mu na ponowne zjednoczenie Niemiec, co nawiasem mówiąc, nie wyszło na zdrowie nikomu z Niemcami włącznie :-)
Tutaj dygresja, dlaczego twierdzę, że nasze władze popełniły gruby nietakt, mówiąc delikatnie, lekceważąc Macrona i jego imprezę. Otóż I wojna światowa była ostatnią wojną, która wygrali Francuzi ( wraz z koalicjantami ). Potem były same klęski i kompromitacje wojskowe, aż w powszechnej opinii Francuzi zajęli miejsce Włochów. Spowodowane to było potwornym wykrwawieniem całego pokolenia w okopach Wielkiej Wojny, co przetrąciło kręgosłup społeczeństwu. Od tego czasu Francuzi woleli chować się za liniami fortyfikacyjnymi, a przecież przez wieki nawet najgorszy ich wróg nie mógł im odmówić waleczności.
Stąd Macron w swojej próbie odzyskania popularności sięgnął po chwalebne wspomnienia czasów krwi, ale i zwycięstwa i jestem całkowicie pewien, iż dobrze sobie zapamiętał Nieobecnych.
Dochodzi tu dodatkowy czynnik, czyli Prezydent Trump. Skoro jesteśmy, jak by nie było, klientem Ameryki ( w starorzymskim rozumieniu tego pojęcia ), to powinniśmy spełniać obowiązki klienta, a takim na pewno jest obecność na wielkim zjeździe, gdzie jedną z głównych ról odgrywa Prezydent Ameryki. Dla jasności, całkowicie popieram strategię posiadania USA za patrona, który gwarantuje nasze bezpieczeństwo i chroni Nas przed zagrożeniami, choćby ze strony Moskwy i sam od lat wzywałem do namówienia Amerykanów, aby założyli stałe bazy w Polsce.
Co prawda można sądzić, że w natłoku spraw i petentów Trump mógł nie zauważyć afrontu ze strony naszego rządu, jednak oczywiste jest, że znajdą się "życzliwi", którzy mu to przypomną podczas kolejnego kryzysu we wzajemnych stosunkach, jak choćby podczas afery z idiotyczną ustawą o IPN. ( Tak, chodzi o tą ustawę, którą nasze obecne władze w pośpiechu odwoływały nocą, gdy nasi politycy trafili do zamrażarki jeśli chodzi o spotkania na wysokim szczeblu z patronem :-))
Ostatnie posunięcie tylko potwierdza ogólny obraz naszej polityki zagranicznej, która polega na ignorowaniu Europy ( Ukrainy zresztą też ) bez zwracania uwagi na możliwe konsekwencje podobnej dyplomacji. Jest to zresztą charakterystyczne dla właściwego decydenta całości polityki Obozu Prawicy, rządzącego obecnie, czyli Prezesa Kaczyńskiego, który nigdy nie wykazywał specjalnego zainteresowania polityką międzynarodową. Co jest wcale nie takie rzadkie wśród rasowych polityków, to w końcu Cezar powiedział, że wolałby być pierwszy w jakiejś wiosce, niż drugi w Imperium....a przecież jest jasne, że w całej Europie żaden polski przywódca nie może pełnić dominującej roli, choćby z uwagi na braki w naszym potencjale.
Przy tym wszystkim wcale nie obawiam się już słynnego Polexitu, co wywołuje zresztą głośny zgrzyt zębów u tych, których zadaniem jest wyprowadzenie Polski z Europy, przynajmniej dotąd, dopóki Unia płaci naszym chłopom dopłaty do uprawianej ziemi. Próba zabrania im NALEŻNYCH dopłat zakończyła by się wyniesieniem Rządu na widłach i żadna Gwardia Macierewicza nic by tu nie pomogła.
Niemniej dotychczasowy bilans polityki zagranicznej "dobrej zmiany" jest co najmniej niepokojący. Strategia budowania Międzymorza, jako samodzielnego sojuszu państw Europy Centralnej i Wschodniej pod osłoną USA leży całkowicie, choćby dlatego, że bez udziału Ukrainy w tym sojuszu nie ma on większego sensu, a nic nie robimy w celu porozumienia z Ukrainą, jak by to nie było trudne.
Faktyczna rezygnacja z udziału w sprawach europejskich mimo jaskrawego przykładu Anglii, do czego podobna polityka może doprowadzić już przynosi wiele strat, a przecież trzeba sobie zdawać sprawę, że Europę czeka wiele zmian, a nawet wręcz kryzysów, w których MUSIMY brać udział, jeśli nie chcemy, aby decydowano o podstawowych sprawach bez Nas, a wręcz naszym kosztem, bo do tego zmierzamy raźnym krokiem.
Szkoda, że w całym obozie władzy nie znalazł się nikt, kto by miał odwagę i rozum, aby przekonać Prezesa, jak szkodliwa jest taka polityka. Jak na razie, mimo zwycięstwa "Puławian" w styczniowej rozgrywce w centrum władzy obóz pozornie przegrany, czyli stronnictwo powiązane z Radiem Maryja nadal narzuca polskiej polityce zagranicznej swoją narrację...
Ps. Mam naprawdę wielką pretensję wobec obecnych władz o Saryusza-Wolskiego, tak zmarnować wielki potencjał osobisty najlepszego znawcy spraw Unijnych dla z góry przegranej rozgrywki!
Inne tematy w dziale Polityka