Wyniki trzeciego testu Starshipa są w miarę optymistyczne, choć i trudnych problemów nie brakuje. Wniosek jest jeden - najlepsza na świecie ekipa inżynierów rakietowych ma przed sobą masę pracy, a termin standardowych, bezpiecznych lotów, jak obecnie Falcona 9 mocno się oddala.
Na początek wieści optymistyczne - SpaceX opanowała procedurę startową i tak efektownych obrazków fruwających części stołu startowego, jak w pierwszym teście już nie zobaczymy :-). Cały czas kolejne problemy techniczne są rozwiązywane, a w obecnym stanie Starship może już wynosić ładunki na orbitę w trybie jednorazowym, np. ok. 100 Starlinków 2, każdy ponad tonę żywej wagi.
Niestety dla w pełni funkcjonalnego systemu obejmującego start i powrót na stanowisko startowe obu stopni, czyli I - boostera, lub SH oraz II - zwanego popularnie Shipem jest daleko. W tym celu trzeba opanować jeszcze dwie zasadnicze trudności : 1) precyzyjne lądowanie z dokładnością do pół metra w mechaniczne "łapy" wieży startowej, zwane Mechadzillą. W obecnym teście silniki SH, które miały łagodnie posadzić go na powierzchni Atlantyku nie zadziałały i wrąbał się w wodę z ponaddźwiękową szybkością. A teraz wyobraźcie sobie, że te ponad 200 ton stali powtarza ten wyczyn przy lądowaniu na stanowisko startowe... pewnie bardziej opłacałoby się zbudować obok nowe. Oczywiste jest, że do pełnego dopracowania procedury lądowania Shipa wraz z załogą czeka SpaceX jeszcze masę testów i ogrom pracy inżynierskiej. Już nie licząc czasu i pieniędzy.
2) drugi, być może jeszcze trudniejszy problem wiąże się z płytkami żaroodpornymi, które zabezpieczają kadłub Shipa przed spaleniem podczas powrotnego wejścia w atmosferę z prędkością 28 000 km/godz. w trakcie procedury lądowania. Niestety część z tych płytek w czasie lotu uległa uszkodzeniu, przez co uległ zniszczeniu. Ponieważ do katastrofy wystarczy odpadnięcie choćby jednej z tysięcy płytek, cały system ochrony musi być absolutnie pewny, nim do Starsipa wsiądzie załoga. A do tego najwyraźniej daleko i pozostaje cierpliwie czekać, aż ekipa Muska pokona wszystkie problemy. Na szczęście wiemy na pewno, że problem płytek można rozwiązać, skoro uczynili to inżynierowie NASA budujący Wahadłowce prawie pół wieku temu.
Musk ma o tyle ułatwione zadanie, że do wystrzelenia czekają dosłownie tysiące ciężkich Starlinków 2, zapewniających wielokrotnie sprawniejszą łączność internetową na całym globie od poprzedniej wersji. Dlatego każdy kolejny test lądowania, nawet nieudany nie będzie oznaczał zmarnowania następnej setki mln $, skoro przy okazji wyniesie na orbitę ok. 100 Starlinków. Inaczej mówiąc, SpaceX posiada już teraz największą, najnowocześniejszą rakietę w dziejach astronautyki, zdolną wynosić na orbitę użyteczny ładunek najtaniej na świecie. Zaś po dopracowaniu operacji bezpiecznego lądowania oczekuje nas radykalna rewolucja techniczna, a nawet cywilizacyjna. Polega ona na przejściu z technologii wściekle drogich rakiet, niszczonych za każdym startem na technologię analogiczną do używania wielorazowych samolotów w lotnictwie, które wystarczy zatankować po niezbędnym serwisie, aby były gotowe do następnego lotu.
W pełni sprawny Starship pozwoli na obniżenie kosztów transportu na orbitę (lub z orbity na Ziemię) co najmniej dziesięciokrotne, co wreszcie umożliwi KOMERCYJNE wykorzystanie przemysłu orbitalnego. Po prostu wreszcie będzie opłacalna przemysłowa, masowa produkcja wszelkich wyrobów wymagających podczas wytwarzania braku grawitacji. Przykładowo wielkie kryształy z optymalną siecią krystaliczną czy rozmaite białka, jak również pewnie setki rozmaitych wyrobów, które wymyślą zainteresowane firmy, gdy technologia w końcu będzie dostępna cenowo. Dla budowy komercjalnych stacji orbitalnych SpaceX może wykorzystać odmianę Shipa od razu skonstruowanego jako gotowy element stacji na wzór Skylaba, pierwszej amerykańskiej stacji orbitalnej.
Niezależnie od terminu ostatecznego opanowania procedur startu i lądowania Starshipa, oczywiste są konkretne następstwa tego przełomu- praktycznie natychmiast wszystkie rakiety jednorazowe pójdą do lamusa, ewentualnie jako eksponaty do muzeum. Oczywiście poszczególne narodowe Agencje Kosmiczne mogą sie upierać przy własnych projektach z braku dostępu do nowocześniejszego środka transportu, ale będzie to wyglądać coraz bardziej śmiesznie i żałośnie w miarę rozwoju i wykorzystania technologii Starshipów. Coraz więcej ekspertów od Astronautyki na świecie zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, dlatego Chińczycy już rozpoczęli program kopiowania Starshipa, natomiast inne Agencje i wielkie koncerny również się do tego przymierzają. Co prawda głównie teoretycznie, bo jak widzimy, poziom trudności jest wręcz zaporowy nawet dla najlepszych ekip.
Ponieważ nikt nie ma wątpliwości, że wykorzystanie militarne Kosmosu jest nieuniknione niezależnie od najbardziej gromkich obietnic i prób stworzenia traktatów międzynarodowych, wspomniana rewolucja obejmie również aspekt wojskowy. Po prostu Hegemonia na orbicie da ogromną przewagę w razie poważnego konfliktu, podobnie jak panowanie w powietrzu dawało w XX w., a panowanie na morzach w XVIII i XIX w. Zresztą od początku technika satelitarna była wszechstronnie wykorzystywana militarnie, np. do celów rozpoznawczych lub globalnej łączności. USA już stworzyły osobny rodzaj wojsk kosmicznych, równorzędny dla lotnictwa, marynarki czy wojsk lądowych, teraz po prostu rozwiną go stosownie do nowych, bardzo obiecujących możliwości. I znów pozostałe mocarstwa globalne, zdolne do rozwoju technologii kosmicznych będą musiały z całych sił nadążyć za Ameryką również w tej niezwykle ważnej dziedzinie (a ścislej Elonem Muskiem i jego prywatną, osobistą firmą SpaceX, dla jasności).
Dlatego, niezależnie od kłopotów i wpadek trzeci test Starshipa nakreślił na niebie dla reszty światowego przemysłu kosmicznego trzy płonące słowa - mane tekel fares.... i tylko od mądrości decydentów będzie zależało, jak na nie zareagują.
Inne tematy w dziale Technologie