Wszyscy (no, prawie wszyscy :-)) interesujący się Astronautyką czekamy, kiedy wreszcie Starship wykona w pełni udany lot testowy, niestety Life is brutal i udowadnia, że nie ma drogi na skróty, szczególnie przy tak nowej i rewolucyjnej technologii rakietowej. Starship powtarza ciernistą drogę Falcona sprzed kilkunastu laty, gdy dopiero czwarty lot był sukcesem. Niemniej każdy fachowiec, oglądający konsekwentną pracę Ekipy SpaceX-a zdaje sobie sprawę, że nadchodzi prawdziwy przełom w kosmicznym biznesie i w ciągu paru lat Stashipy będą latać równie sprawnie i precyzyjnie, jak obecnie Falcony. Z czego nieuchronnie wynika, iż obecne jednorazowe rakiety używane przez pozostałych Wielkich Graczy na świecie staną się odpowiednikiem wozów konnych ścigających się z Teslą Semi.
W lotach kosmicznych od zawsze najtrudniejszą i najbardziej kosztowną rzeczą było pokonanie studni grawitacyjnej Ziemi, zaś flota Starshipów będzie wynosić 150-200 ton ładunku na orbitę za wielokrotnie niższą cenę od obecnej. Drugą ich funkcją będą loty w samym Kosmosie w ramach obsługi stacji orbitalnych oraz w przyszłości na Księżyc, pobliskie asteroidy i w końcu na Marsa. Dla dalszych lotów trzeba opanować technologię napędu z wykorzystaniem reaktorów jądrowych, a konkretnie rozwiązać problem pozbywania się nadmiaru ciepła wytwarzanego przez nie w czasie pracy. O tym jednak chcę bardziej obszernie napisać w cyklu tekstów po sukcesie lotu testowego, wtedy czytelnicy łatwiej będą mogli mi uwierzyć.
Aktualnie natomiast bardzo ciekawa jest obserwacja reakcji Rywali SpaceX, którzy przecież widzą i rozumieją nadchodzącą lawinę, która zmiecie dotychczasowe, tak długo piastowane technologie. Najprościej jest z Chińczykami, którzy w swoim ulubionym stylu dążą ze wszystkich sił do skopiowania osiągnięć SpaceX-a, dobrze rozumiejąc zagrożenie dla ich rywalizacji z Ameryką w Kosmosie. Już mają sprawny silnik metanowy, a na zbudowanie kopii Starshipa będą potrzebowali jakieś 10-15 lat. Dla ich wywiadu gospodarczego SpaceX jest jednym z najważniejszych kierunków, zresztą byliby durniami, gdyby tego nie robili. Przy czym fascynujące są ich stosunki z samym Muskiem, który wyrósł na jednego z najniebezpieczniejszych ludzi na Ziemi dla ich rywalizacji z Ameryką, będąc właścicielem SpaceX-a. Mimo to jego Gigafactory Tesli w Chinach ma nadal najwyższe preferencje, natomiast on sam jest traktowany jako VIP najwyższej kategorii.
Równie proste jest zachowanie Europejczyków, a konkretnie Unii, będącej w końcu jedną z trzech największych potęg gospodarczych na świecie. Wszystko wskazuje na to, że nie robią nic, spokojnie dłubiąc przy swojej Ariane 6, która od razu po powstaniu przejdzie do kategorii "martwo urodzonych". Dla nas, członków Unii jest to kolejny alarmowy sygnał ogólnego uwiądu siły mentalnej i życiowej Europy w coraz bardziej niebezpiecznym świecie, gdy skrajnie rozwinięta biurokracja i brak prawdziwych Liderów blokuje wszelką projekcję potencjału siły, której przecież Europie nie brakuje. Planuję napisać niedługo tekst Festung Europa, w którym chcę dokładniej omówić jej bieżącą sytuację i perspektywy. W osobnym tekście chciałbym zająć się projektem wspólnego Konsorcjum SpaceX-a i europejskiego przemysłu kosmicznego, który pomógłby Europie nadgonienie straconych lat (sprawa wprost fascynująca swoim poziomem komplikacji, ale o tym później) O pozostałych mniejszych członkach Klubu Astronautycznego na razie niewiele można powiedzieć.
Pozostaje ogromny temat interakcji Elona Muska i jego SpaceX-a z amerykańskimi organizacjami federalnymi i potężnym przemysłem kosmicznym. Z jednej strony jest dość oczywiste, że dla skutecznej rywalizacji z Chinami Amerykanie MUSZĄ skutecznie wykorzystać potencjał technologiczny i organizacyjny SpaceX-a, najlepiej organizując rodzaj Konsorcjum łączącym możliwości SpaceX, NASA i pozostałych kosmicznych koncernów typu Lockheeda czy Boeinga. Z drugiej oglądamy zaciekły opór zarówno polityków federalnych, jak i szefów koncernów przed uznaniem przewagi "wyskoczki" Muska i jego firmy nad nimi i ich dziełem. Dotychczas to jakoś działało i przewaga nie była taka miażdżąca, stąd rozwój kompletnie poronionego programu Artemida czy syzyfowa praca nad Starlinerem, jednak z chwilą wejścia do gry Starshipa wymówki się skończą i trzeba będzie spojrzeć Realowi prosto w oczy.
Potrafię nawet zrozumieć ich sytuację, gdy urodzeni liderzy o ogromnych ambicjach (bo inaczej by nie zrobili tak wielkich karier) będą musieli uznać swoją klęskę w wewnętrznej rywalizacji i w jakimś stopniu podporządkować swoje ego dla wspólnych celów. A będą to dwa zasadnicze - dominacja Ameryki w Kosmosie, głównie nad Chinami, bo to przełoży się na dalszą globalną Hegemonię (ale uwaga, tylko w "okienku" czasu, gdy Chińczycy nie zdążą skopiować Starshipa!), drugim zaś rozbudowa prawdziwego przemysłu orbitalnego, wykorzystującego wielokrotne zmniejszenie kosztów transportu z Ziemi. Ponieważ tempo rozwoju no i zyski obiecują być wręcz kosmiczne, można mieć nadzieję, że chęć powiększenia fortuny i dalszych karier przeważy nad urażoną miłością własną zarówno polityków jak i biznesmenów. Jakby nie patrzeć, zapowiadają się wyjątkowo ciekawe czasy i to głównie dzięki jednemu człowiekowi, a niektórzy nadal dziwią się mojemu zainteresowaniu Elonem Muskiem...
Inne tematy w dziale Technologie