Sądzę, że nadszedł czas na szczerą analizę celów, interesów i zadań trzech ważnych podmiotów, tworzących ciasno spleciony trójkąt, czyli Zachodu, Ukrainy i Polski. Umożliwi to szersze spojrzenie na problem upamiętnienia Rzezi Wołyńskiej, jako jeden z elementów większej całości.
Mówiąc Zachód, mam na myśli Centrum Decyzyjne Zachodu, w którym przewagę mają Amerykanie, wsparci ścisłym sojuszem z Anglosasami, Europa Zachodnia jest ważnym, ale tylko elementem Koalicji. Największym błędem Putina była nawet nie sama inwazja na Ukrainę, a rzucenie wyzwania Amerykańskiej Hegemonii w postaci ultimatum dla NATO w grudniu 21 r. Od tej pory zasadniczym celem odtworzonego Centrum stało się przykładowe ukaranie Rosji poprzez doprowadzenie do jej kapitulacji wszelkimi środkami i pozbawienie zdolności do powtórzenia wojny co najmniej przez parę następnych dekad. Tego zadania ma natomiast dopilnować "tarcza" stworzona z Ukrainy, Polski i innych zainteresowanych państw. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że tak postawione zadanie ma swoje warunki brzegowe nie do przekroczenia.
Dla Zachodu absolutnie najważniejszą sprawą jest niedopuszczenie do eskalacji wojny do poziomu wymiany uderzeń jądrowych, bo może skończyć się to zniszczeniem ludzkiej cywilizacji, jeśli nie samego życia na Ziemi. Oczywiście Rosjanie świetnie o tym wiedzą i stale szantażują Zachód groźbą użycia atomu, co skutkuje taktyką obcinania rosyjskiemu kotu ogona plasterkami, poprzez stopniowe zwiększanie wsparcia dla Ukrainy. Ma to zresztą pełne poparcie Chińskich Władz, równie mocno przestraszonych skutkami takiej wojny. Co prawda skrajne tchórzostwo rosyjskich Elit, które uciekły z Moskwy na czele z Putinem przy pierwszym zagrożeniu rajdem Wagnerowców powinno uspokoić Decydentów, wolą jednak dmuchać na zimne.
Drugim zadaniem jest niedopuszczenie do rozpadu Rosji po przegranej wojnie na kawałki pogrążone w wojnie domowej, gdyż znów to grozi dorwaniem się do głowic jądrowych przez zupełnie już niekontrolowanych watażków, dla których zresztą opanowanie składnic z bronią atomową, gwarantujących im możność szantażowania reszty świata stanie się najważniejszym zadaniem. Oczywiście tak ciasne ograniczenia powodują znaczne pogorszenie skuteczności działań, przedłużenie wojny i ogromne zwiększenie strat wojennych i ekonomicznych Ukrainy, ale to ma dla Decydentów drugorzędne znaczenie i prawdę mówiąc, trudno się im dziwić.
Do władz Ukrainy stopniowo dochodzi, że wygranie wojny z wielokrotnie większym wrogiem, do czego zostały zaangażowane wszystkie dostępne siły i środki, będzie dopiero pierwszą rundą. Nawet gdy Ukraina odzyska wszystkie zrabowane ziemie, stanie w obliczu szeregu ciężkich kryzysów bardzo trudnych do rozwiązania. Zrujnowana gospodarka, zniszczone miasta czy faktyczne bankructwo ekonomiczne państwa to tylko początek problemów. Czeka ich demobilizacja setek tysięcy żołnierzy, często z ciężkimi traumami fizycznymi i psychicznymi i wpasowanie z powrotem do cywilnego życia. Odzyskana Wschodnia Ukraina zapewni im koszmar rozminowania największych na Ziemi pól minowych, odbudowę właściwie od nowa nie tylko infrastruktury czy przemysłu, ale ułożenia życia milionów rozdzielonych frontem ludzi z ogromem nieszczęść, urazów czy wręcz wzajemnej wrogości.
Kolejnym problemem będzie demografia, gdy znaczna część uchodźców do Europy prawie na pewno nie powróci, część mieszkańców Wschodniej Ukrainy będzie wolała uciec do Rosji, a odbudowa zarówno gospodarki, jak i społeczeństwa zajmie wiele lat. Wręcz można się spodziewać kolejnych fal emigracji ze zniszczonego i zabiedzonego wojną kraju. Przy czym jest oczywiste, iż Ukraina jeszcze przez wiele lat nie wejdzie w skład NATO i Unii, zbyt wiele jest przeciwieństw, pozostaje nadzieja na specjalne układy z obiema organizacjami, choć przykład "umowy zbożowej" kiepsko rokuje we wzajemnych stosunkach. Jednak władze Ukrainy doskomnale wiedzą, że bez wszechstronnej pomocy ze strony Zachodu niczego nie zdziałają, z drugiej strony rozumiejąc, że trzeba będzie za to zapłacić rachunek. W tych warunkach można się spodziewać wzmocnienia pozycji Polski, mającej tak wielkie znaczenie dla obu stron.
I tu dochodzimy do sedna sprawy - niestety, ale Polska ostatnio nie tylko nie wzmacnia swoje wpływy, ale wręcz szybko i zdecydowanie je traci, częściowo z powodów obiektywnych, ale też na skutek fatalnej polityki rządzącej Dobrej Zmiany. Procentowy udział dostaw woskowych z Polski dla Ukrainy wobec ogólnej ich sumy szybko się zmniejsza, po prostu oczyściliśmy swoje składy jeszcze z czasów LWP, przekazaliśmy właściwie maksimum sprzętu bez zagrożenia naszemu bezpieczeństwu i pozostało nam niewiele zapasów. Tymczasem dostawy nowoczesnego sprzętu choćby z Niemiec stale wzrastają, a nasze zasługi w pierwszym, najbardziej groźnym dla Ukrainy okresie powoli odchodzą w cień. Identycznie Polska potrafiła przyjąć i sprawnie zagospodarować miliony uciekinierów, ale po wielu miesiącach staje się to czymś normalnym, zaś na większą pomoc choćby przy odbudowie gospodarki zwyczajnie nas nie stać, pałeczkę przejmują inni, więksi gracze, jak Niemcy, Francja i oczywiście USA. Nasza pomoc i pośrednictwo przestają być Ukraińcom tak potrzebne, jak wcześniej, taki jest niestety Real.
Podobnie wygląda sytuacja z Zachodem, Centrum Decyzyjne doskonale wie, iż nie musi kupować naszego zaangażowania, ponieważ wygranie wojny z Rosją stanowi nasz priorytet. Co gorsza, stałe pogarszanie stosunków z Unią wyłącza nas ze składu Decydentów w Europie, ale też automatycznie osłabia naszą pozycję wobec Amerykanów, którzy oczywiście wykorzystują naszą samotność, zresztą to nic dziwnego, skoro Dobra Zmiana do końca popierała Trumpa, głównego wroga Demokratów. Niestety, ale nasz główny atut w tych skomplikowanych rozgrywkach sam się wyautował, mówię tutaj o Prezydencie Dudzie. Przez dwa lata starannie wypracowywał swoją samodzielną pozycję, jako ważny gracz na międzynarodowej arenie zarówno dla Ameryki, jak i Ukrainy, by jednym całkowicie niezrozumiałym ruchem to zrujnować. Jego pośpieszne podpisanie bezsensownej ustawy Lex Tusk, którą i tak trzeba było zaraz przerabiać pokazało, że nadal tkwi pod wpływem Prezesa i jego partyjnej polityki, dlatego praktycznie przestał się liczyć i to w tak ważnej chwili.
Teoretycznie ostateczne pojednanie z Polską leży w najlepszym interesie Ukraińców. Sądzę, że wystarczyłoby zorganizowanie przez Prezydenta Zełeńskiego ekumenicznej mszy za pomordowanych i przeproszenie Polaków w uzgodnionej formie, jestem przekonany, że jest do tego zdolny mimo wewnętrznych naprężeń politycznych. Niestety ludzka głupota i zaciętość dotyczy i dużej częśći Ukraińców, szczególnie na Zachodniej Ukrainie i takie posunięcie oznacza poważne kłopoty dla Prezydenta, dlatego mam poważne obawy, że wobec naszego osłabienia będzie się starał maksymalnie zadowolić obie strony kosztem naszego interesu. Bardzo chciałbym się mylić, ale w razie rozczarowania warto zrozumieć, że w dużej mierze będziemy to zawdzięczać obecnym władzom Polski. Mało kto liczy się ze słabym i skłóconym ze światem graczem...
Inne tematy w dziale Polityka