Jedno trzeba przyznać kochanemu Elonowi, starannie dba, aby zainteresowani jego działalnością nigdy się nie nudzili. Ostatnio publicznie ostrzegł o nadchodzącym bankructwie SpaceX w mailu do załogi, jeśli nie weźmie się do roboty. Konkretnie chodzi o zbyt wolne tempo budowy kolejnych silników Raptor, które będą używane w Starshipie.
Wiadomość przekazały wszystkie tematyczne agencje i redakcje na świecie, a nad bezkresnymi obszarami Rosji podniósł się pod niebiosa kwik radości, wydany przez Sovków, którzy nienawidzą Muska z całej głębi szerokiej, szczerej rosyjskiej duszy. Mają zresztą za co, ponieważ praktycznie przechwycił prawie wszystkie komercyjne zamówienia na wynoszenie ładunków orbitalnych z firm prywatnych oraz agencji kosmicznych, np. z NASA na zaopatrywanie MKS w towary i loty pasażerskie. Wystarczy zresztą porównać wykazy lotów Roskosmosa sprzed dekady i obecnie. Bez tych zastrzyków obcej waluty rosyjskie loty kosmiczne obumierają, a przecież stanowiły jeden z ostatnich powodów do dumy dla Sovków po upadku Imperium.
Po dokładniejszym spojrzeniu widać gołym okiem, że żadne bankructwo Spejsowi nie grozi, firma ma wieloletnie zamówienia ze strony NASA i Armii, a od chętnych do inwestowania trudno się opędzić i była to "literacka metafora" Elona, aby wzmóc załogę działu silników, wsparta dymisją zastępcy Muska odpowiedzialnego za Raptory. Chodzi o zbyt niską ich produkcję do czasu zakończenia budowy nowego zakładu taśmowej produkcji silników w McGregor w Teksasie. Ponieważ na każdy zestaw z dwóch stopni potrzeba ich ok. 35 szt, a w 2022 r. Musk planuje wystrzelić je tylko dla potrzeb Starlinka 25 razy, łatwo policzyć, o jakim poziomie produkcji mówimy (konkretnie roczna produkcja wielokrotnie większa niż reszty świata). Oczywiście nie jest to takie proste, ponieważ Starshipy będą rakietami wielokrotnego użytku, niemniej skala problemu jest oczywista.
Właśnie Starlink, czyli satelitarny internet jest powodem niepokoju Muska, ściślej maksymalnie szybkie osiągnięcie trzech zasadniczych poziomów. Pierwszy, liczący 4400 szt należy osiągnąć do 2024 r., aby uzyskać certyfikat Agencji Telekomunikacyjnej w USA, czyli ok. 1000 szt rocznie. Drugi to już uzgodnione z Agencją 12 tys. szt, zaś trzeci to ok. 30 tys., aby zapewnić optymalne warunki dostępu internetu na całym globie. Dotąd SpaceX wystrzelił ponad 1600 starlinków V 1, ważących 260 kg i niemających laserowej łączności między sobą, czyli faktycznie próbnych. Ostatnio wystrzelono dwa zestawy starlinków V 1,5 już z laserami, które pomyślnie przetestowano. Falcon 9 w jednym locie wynosi takich satelitów 50-60 szt, natomiast Starship powinien 400 szt, co bez porównania powinno przyspieszyć osiągnięcie kolejnych poziomów.
Nagle okazało się, że wersja V 1,5 też jest testową, zaś zasadniczą będzie V 2, zupełnie inna. Będzie 4 razy większa, czyli ważyć ok. 1 tony i mieć wielokrotnie większą przepustowość sygnałów. W rezultacie planuje się osiągnąć na docelowym poziomie 30 tys. starlinków następujące parametry dla całej konstelacji: opóźnienie 10-20 milisekund ( w światłowodzie 17), przepustowość jednego V 2 80 gb/s, zaś dla całej Sfery nad lądem 500 tera bitów/s, a nad całym globem z oceanami 1800 Tb/s. Dla jasności, obecna przepustowość CAŁEJ globalnej sieci internetu wynosi 600 Tb/s, czyli 3 razy mniej !
Problem w tym, że wersja V 2 nie mieści się w Falconie 9, trzeba więc czekać na Starshipa, który też może wynieść ich tylko 120 szt za jednym startem, co od razu pomnaża ilość potrzebnych lotów. Do tego dochodzą kolejne poważne kłopoty - gdy Musk zdecydował się zbudować własny prywatny kosmodrom w Boca Chica, chciał zacząć wszystko od nowa, według własnych projektów bez oglądania sie na NASA czy inne państwowe agencje. Tymczasem okazało to sie poważnym błędem, ponieważ Boca Chica jest zdecydowanie za ciasne dla komercyjnego poziomu liczby lotów. Zaraz obok leży Park Narodowy, za blisko jest do najbliższych osiedli, szos czy publicznych plaż, a przecież trzeba liczyć się poważnie z bezpieczeństwem, w końcu zestaw z obu stopni jest napełniony 4400 t wysoce wybuchowego paliwa, łatwo więc wyobrazić sobie zasięg zniszczeń, gdyby rakieta spadła zaraz po starcie, co wielokrotnie zachodziło na wszystkich kosmodromach na świecie.
Na dokładkę największa na świecie rakieta oznacza również największy poziom hałasu podczas startu, co choćby zwierzętom w pobliskim PN na pewno nie wyjdzie na zdrowie i stan nerwów. W efekcie zaciekłe spory z właściwymi agencjami federalnymi już odłożyły pierwszy orbitalny lot na kilka miesięcy, a zanosi sie na to, że zezwolenie zostanie wydane na 5 startów orbitalnych rocznie. Ponieważ w SpaceX zdano sobie sprawę z problemu już dość dawno, Musk zakupił dwie wielkie platformy wydobywcze, które aktualnie sa przebudowywane na kosmodromy zakotwiczone z dale od brzegu, dodatkowo zaś zawarł porozumienie z NASA dotyczące przebudowy słynnej wyrzutni 39A, którą SpaceX dzierżawi na wiele lat, na obsługę Starshipów.
Coraz bardziej widać, iż kosmiczna przygoda Elona Muska tak naprawdę dopiero się zaczyna, a dotychczasowe osiągnięcia to tylko rozbieg. Czasem dobrze jest żyć w ciekawych czasach :-)
Inne tematy w dziale Technologie